BATON III TALTOSZ
Dla miłośników głównonurtowego komiksu w Polsce ukazanie się albumu „Baton III Taltosz” może być sporym zaskoczeniem. Nie tylko bowiem jego autor, Sławomir Shuty nie jest specjalnie kojarzony w środowisku, ale na dodatek rzymska „trójka” w tytule sugeruje, że mamy do czynienia już z trzecią częścią opowieści.
Shuty (a właściwie Sławomir Mateja) nie jest jednak w żadnym razie osobą anonimową – to znany prozaik, performer, fotograf i reżyser. Publikował m.in. na łamach „Rastra”, „Lampy i Iskry Bożej”, a przede wszystkim magazynu „Ha!art”. I właśnie na stronach tego ostatniego pojawił się cykl komiksowy (czy może raczej fotokomiksowy) „Baton”, kontynuowany następnie na portalu Ha!art (całość drugiego cyklu można przeczytać tutaj). Shuty jest również laureatem Paszportu Polityki w dziedzinie literatury za powieść „Zwał” z 2004 roku.
Ostatnie dokonania pisarskie Shutego nie miały najlepszego odbioru (miażdżąca krytyka zbioru opowiadań „Ruchy”), być może stąd pomysł na wyjście z dołka poprzez swoisty powrót do korzeni i publikację w Korporacji Ha!art nowej, tym razem albumowej odsłony „Batona”.
„Baton III Taltosz” początkowo wydaje się opowieścią o pisarzu, który nieoczekiwanie dowiaduje się, że zostanie ojcem. Wiadomość ta bynajmniej go nie raduje. Wręcz przeciwnie – przeżywa (jak sam to określa) „depresję okołoporodową”. Wkrótce okazuje się jednak, że to nie koniec kłopotów: wydawnictwo naciska czekając na nową książkę, termin goni, a w głowie pustka. Wybawieniem z męki tworzenia okaże się (a jakże!) „magiczne” zioło i spotkanie z tytułowym Taltoszem – niekonwencjonalnym węgierskim szamanem, noszącym maskę goryla.
Szczerze mówiąc właśnie wątek niemocy twórczej i związanej z tym frustracji wydaje mi się najciekawszy i najlepiej zrealizowany. Może nie jest on szczególnie oryginalny (bohater wydaje się bliskim znajomym Adasia Miałczyńskiego, już niejako archetypu sfrustrowanego inteligenta), można go jednak docenić ze względu na oryginalna formę i celną satyrę. Zmagania pisarza z literacką materią są zabawne, ale też bliskie chyba każdemu, kto kiedyś musiał napisać cokolwiek (niekoniecznie powieść) mając w głowie pustkę.
Największym atutem Shutego jest niewymuszony humor słowny; dialogi czy wewnętrzne monologi bohaterów czyta się świetnie, tym bardziej że ostrze kpiny autor wymierza zazwyczaj w siebie, uderzając w stereotyp mężczyzny-ojca oraz pisarza-intelektualisty.
Gdyby chcieć najprościej scharakteryzować „Batona” należałoby określić album słowem „recykling”. Recykling treści, w którym pojawia się prawdziwa karuzela zapożyczonych motywów i postaci (jest tu nawet Alien!), lecz przede wszystkim recykling formy. Shuty konstruuje swój album z kulturowych śmieci, odpadków: wyciętych z gazety zdjęć, udawanej (?) grafomanii, tandetnej poetyki fotostory zaczerpniętej wprost z łamów magazynu „Bravo” czy włoskiej pornograficznej pulpy (słynnych „fumetti neri”). I wszystko to pozszywane grubymi nićmi niczym kserowany punkowy zin z lat 90-tych. Zastanawiam się zresztą, czy Shuty nie wybrał tutaj formuły komiksu tylko dlatego, że jego również postrzega jako kulturowy śmieć, gatunek niższego rzędu.
Pojawia się pytanie – czy ten misz-masz dokądkolwiek zmierza, czy kryje w sobie jakieś głębsze treści? Otóż wydaje się że nie, że „Baton” to jedna wielka blaga, zgrywa, performance. Performance, dodajmy, udany, stanowiący trafną metaforę życia w ponowoczesnej, chaotycznej rzeczywistości. Blagą jest nawet (jak słusznie zauważa na łamach CzasuKultury.pl Przemysław Zawrotny), ekshibicjonizm Shutego. Niby pokazuje siebie (dosłownie) i swoje odczucia, ale jednocześnie sprytnie kryje się za parawanem fotograficznych kolaży, śmieciowych rekwizytów albo planszą gry w chińczyka.
Ciekawa rzecz, ze zarówno sam autor, jak i większość recenzentów albumu starannie unika określania „Batona” mianem komiksu. A przecież, choć tworzywem Shutego nie jest rysunek lecz fotografia, to jednak formuła opowieści (plansze podzielone na powiązane ze sobą kadry, dymki, komiksowy montaż) nie pozostawia żadnej wątpliwości. Czy kryje się za tym chęć dowartościowania albumu, postawienia go wyżej niż „tylko komiks”? Trudno powiedzieć, niemniej „Batona” polecam każdemu, kto interesuje się postmodernizmem oraz specyfiką gatunkową i granicami gatunkowymi komiksu. Czytelnikom mainstreamowym raczej odradzam lekturę – nie znajdą tu niczego dla siebie.
Michał Siromski
„Baton III Taltosz”
Scenariusz: Sławomir Shuty
Rysunki: Sławomir Shuty
Liternictwo: Sławomir Shuty
Wydawca: Korporacja Ha!art
Data wydania: 2012
Objętość: 80 stron
Format: 205×290 mm
Oprawa: SC
Papier: offsetowy
Druk: czarno-biały
Dystrybucja: księgarnie/internet
Cena: 43 zł