Zen Steve’a Jobsa
Steve Jobs niewątpliwie należy (obok Billa Gatesa, Marka Zuckerberga i Juliana Assange’a) do kwartetu największych ikon elektronicznej branży. Celowo piszę w czasie teraźniejszym: choć Jobs zmarł dwa lata temu na raka trzustki, nadal jest obecny w mediach i nic nie stracił na popularności.
Ciekawe, że cała wymieniona przeze mnie czwórka budzi (choć z różnych względów) skrajne emocje: jedni ich kochają, inni nienawidzą. Steve Jobs, współzałożyciel Apple’a, nie jest wyjątkiem: są ludzie, którzy uważają go za wielkiego wizjonera, mesjasza technologii, a nawet kogoś na kształt świeckiego świętego (nie przypadkiem o Apple mówi się, że zamiast klientów ma wyznawców). Ale są też tacy, których ten hagiograficzny ton drażni, którzy podkreślają, że Jobsowi zdarzało się sporo pomyłek i błędnych decyzji, nie stronił też od podbierania innym pomysłów i celowego kreowania określonego wizerunku.
Cokolwiek by jednak o Jobsie nie sądzić, trudno nie zauważyć działania ogromnej machiny, która konsekwentnie pracuje nad utrwaleniem marki „Steve Jobs” w zbiorowej świadomości oraz – jak mniemam – czerpie z tego spore zyski. Komiks „Zen Steve’a Jobsa” niewątpliwie należy do produktów owej machiny. Jeśli dodamy do tego fakt, iż publikacja jest ewidentnie projektem na zamówienie oraz że stroną graficzną zajęła się agencja reklamowa, trudno nie mieć jak najgorszych przeczuć. I tu niespodzianka! „Zen Steve’a Jobsa” to fajny, ciekawie opowiedziany i dobrze narysowany komiks.
Opowieść koncentruje się na jednym, drobnym wycinku życia Jobsa, mianowicie na specyficznej przyjaźni z buddyjskim kapłanem Kobunem Chino Otogawą. O ich spotkaniach wiadomo bardzo niewiele, właściwie tylko tyle, że się odbywały. Na kanwie zebranych informacji autorom udało się jednak stworzyć całkiem zgrabną i wiarygodną historię.
Otogawa był nietypowym mnichem, nonkonformistą, niekonwencjonalnym duchownym, lubiącym łamać zasady. W latach 70. XX w. zamieszkał w Stanach Zjednoczonych i tam właśnie poznał Jobsa. Oryginalność, indywidualizm, ale także zamiłowanie do wzornictwa sprawiły, że obaj panowie szybko przypadli sobie do gustu. Komiks przekonująco pokazuje, jak pewne idee zaczerpnięte z rozmów z Kobunem Jobs przekuwa potem na reguły projektowania produktów i zarzadzania Apple’em, co ostatecznie prowadzi go do życiowego sukcesu. Zobaczymy też stopniową śmierć tej przyjaźni, nie ma ona jednak w sobie nic przygnębiającego: wszak przemijanie nawet najbardziej wartościowych rzeczy to też jedna z zasad buddyjskiej filozofii.
I właśnie zestawienie obu tych postaci stanowi największych atut komiksu. Przy buddyjskim mnichu Jobs wypada na aroganckiego dupka i ignoranta, który musi przebyć długą drogę, żeby zrozumieć rządzące światem i ludźmi reguły. W ten prosty sposób twórcom udało się uniknąć siermiężnego, poważnego tonu, jaki często można spotkać w komiksowych biografiach.
Album czyta się naprawdę dobrze, szczególnie cięte, błyskotliwe wymiany zdań obu głównych bohaterów sprawiają dużo satysfakcji. Narracja jest płynna i spójna, co jest sporym wyczynem, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, iż fabuła jest bardzo rwana i co rusz przeskakujemy o kilka lat do przodu (łącznie cała historia zawarta w „Zen Steve’a Jobsa” obejmuje prawie 40 lat!).
Pochwalić trzeba również szatę graficzną komiksu. Choć jest ona dziełem grupy reklamowych grafików, to zdradza spore pojęcie o komiksie i jego języku. Rysunki są proste i czytelne, montaż kadrów interesujący. Po raz kolejny możemy się przekonać, że umiar i oszczędność formy doskonale sprawdzają się w komiksowym medium. Wrażenie to zresztą podkreślają z wyczuciem położone, jednowymiarowe kolory, które dodatkowo ułatwiają czytelnikowi przejście pomiędzy poszczególnymi scenami. Taka oprawa wizualna nie tylko wpływa pozytywnie na lekturę, ale również dobrze oddaje najważniejszy element, jaki Jobs przejął z filozofii zen – umiłowanie prostoty.
Sam proces dochodzenia do ostatecznej formy wizualnej opowieści (jak również inne ciekawe kwestie) możemy prześledzić w piętnastostronicowych dodatkach do komiksu.
Historia relacji Jobsa z Otogawą to czysta spekulacja, jednak ostatecznie nie ma to specjalnego znaczenia. Czytelnikowi chodzi o to, aby dostać do rąk dobry, interesujący komiks. W przypadku „Zen Steve’a Jobsa” tak właśnie się dzieje. To dobry komiks, zdecydowanie najlepszy w ofercie wydawnictwa Onepress.
Dziękujemy wydawnictwu Onepress za udostępnienie egzemplarza komiksu do recenzji.
Michał Siromski
Zen Steve’a Jobsa
Tytuł oryginału: The Zen of Steve Jobs
Scenariusz: Caleb Malby, Forbes LLC
Rysunki: JESS3
Tłumaczenie: Tomasz Walczak
Wydawca: Onepress
Wydawca oryginalny: Wiley
Data wydania: 2013
Data wydania oryginału: 2012
Liczba stron: 80
Format: 165×240 mm
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Druk: kolor
Dystrybucja: księgarnie, Internet
Cena: 29,90 zł