Thor zagościł na ekranach kin niedawno. Jest to kolejny film ze stajni Marvela, który przebija się do widza ze świata komiksu. Mamy okazję poznać drugą odsłonę cyklu o przygodach nordyckiego boga. Pojawia się jednak jeden główny problem. Tę fabułę już widzieliśmy… w pierwszej części „Thora”!
Alan Taylor musiał pozbierać wszystko do kupy po serii filmów z „Avengers” na czele. Zadanie niełatwe, wręcz karkołomne, szczególnie że oczekiwania zawsze są coraz większe w stosunku do kolejnych produkcji. Jednak te jedna po drugiej zawodzą, pomimo ogromnych budżetów, wspaniałych efektów specjalnych i niezrównanych aktorów.
Jednak jako fan Thora nie mogę wybaczyć jednego: fabuła, mimo nużącego wątku romantycznego z Jane Foster, była taka sama jak w pierwszej części. Asowie znów borykają się z bronią o niezwykłej sile rażenia, znów ją tracą na rzecz rasy pradawnych wrogów, znów Ziemia jest zagrożona. Twórcy komików zawsze czerpali z powtarzalnych historii, nigdy jednak nie mieli w ręku tak wielkich pieniędzy. Czytelnika poruszał siłą opowieści, nie zawsze jej treścią. Temu filmowi brakuje po prostu mocy, siły lub wyrazistości.
Schematy i sztampa
Mamy do czynienia z typową dla Hollywoodu sztampą. Film jest pełen zagrań pod publiczkę, schematów wymuszonych chęcią dotarcia do konkretnych grup odbiorców. Oprócz złego scenariusza, który jest kalką poprzedniej części, mamy kilka standardowych chwytów. Tym razem nie zobaczymy rozbieranej sceny z Natalie Portman, jednak panie mogą z bliska zobaczyć klatę Chrisa Hemswortha. Chociaż ukłon w stronę geek girls jest miłą odmianą, nie wiem jednak, czy nie uraził części publiczności – scena jest jedną z mocniejszych w filmie, co świadczy samo za siebie.
Sztampa numer dwa: wątek romansu. Widzimy, jak Jane Foster jest zdruzgotana przez swoją rozłąkę z Thorem. Niestety jest to przewidywalna część fabuły i ktokolwiek liczył na jakąkolwiek niespodziankę, srodze się zawiedzie. Problem z brakiem silnych wzorców kobiecych prześladował komiks i będzie go nadal prześladował. Jeśli oglądaliście pierwszego „Thora”, to też dało się wyczuć tragedię damy porzuconej przez głównego bohatera. Jak na zdobywczynię Oscara, Natalie Portman w tym wcieleniu wypada naprawdę mało przekonywająco. Relacja głównej bohaterki z bogiem jest płytka i strasznie sztuczna. Widać jednak, że Marvel odrobił lekcję z fali krytyki, jaka się przelała przez Internet po premierze „Iron Mana 3” w związku z rolą panny Potts, ale tutaj przesadzili chyba w drugą stronę. Jane Foster jest słaba, głupiutka i zagubiona prawie przez cały film.
Co więcej, film chce udowodnić, że unosi się nad nim duch Jossa Whedona. Udaje się to w ostatniej scenie i tylko tam. Ciekawie jest obserwować narodziny nowego gatunku filmowego, jednak pierwsze próby zdefiniowania filmu superbohaterskiego nowej fali są czasem nużące. Poziom gagów jest raczej słaby i kiczowaty, brakuje inteligentnego humoru i ciętych ripost. Miejscami humor przyćmiewa fabułę, a przecież nie jest to komedia.
Prosto, aż za prosto
Fabuła jest prosta jak budowa cepa. Zbliża się koniunkcja światów, co wynika wprost z mitologii, a raczej jej reinterpretacji przez medium komiksowe. Starzy wrogowie powracają, aby siać zniszczenie i unicestwić wszechświat. Walka dobra ze złem to sztampa numer trzy. Ekranizacja luźno skojarzona z wielkim wydarzeniem w świecie Marvela, znanym jako „Fear itself”. Luźno, bo mimo swojego rozmachu i kilku wpadek seria komiksowa i crossovery zostały dość ciepło przyjęte w porównaniu do ekranizacji.
„Thor” dryfuje bardziej w stronę SF niż klasycznej baśni fantasy, intryga dworska się raczej nie klei i pozostaje nam albo podziwianie widoków, albo skupienie się na wątku zniszczenia kosmosu. Wątki poboczne mnożą się i mnożą bez końca. Spokojnie starczyłoby ich na kilka filmów. Tutaj zostały raczej zmarnowane. Miłość Sif do Thora, stosunek Lokiego do Asgardu, osadzenie mitów nordyckich w statycznej rzeczywistości XXI wieku. Wszystkiego jest dużo, wszystko ma być lepsze i niestety nic z tego nie wychodzi, bo film nie potrafi skupić się na zarysowaniu czegoś wspaniałego, a daje nam wszystkiego po trochu, bez ładu i składu.
Najlepsze, co można było zobaczyć podczas projekcji „Thor: Mroczny świat”, to zapowiedź dwóch nowych filmów Marvela. Ja na pewno wybiorę się na drugą odsłonę „Kapitana Ameryki”, pewnie jak wielu z fanów.
Rafał Pośnik
Thor: Mroczny Świat
Tytuł oryginalny: Thor: The Dark World
Reżyseria: Alan Taylor
Scenariusz: Christopher Yost, Christopher Markus, Stephen McFeely
Muzyka: Brian Tyler
Zdjęcia: Kramer Morgenthau
Montaż: Malcolm Jamieson
Obsada: Chris Hemsworth, Natalie Portman, Anthony Hopkins, Tom Hiddleston
Premiera (świat): 30 października 2013
Premiera (Polska): 8 listopada 2013
Produkcja: Marvel Studios,
Dystrybucja: Disney
Czas trwania: 112 min.