Hubert Ronek to bez wątpienia jeden z tuzów krajowego komiksu niezależnego. Dysponujący bardzo charakterystyczną kreską, po kilku latach skupienia na zleconych historiach dla dzieci i młodzieży powraca z istnym wysypem pełnometrażowych opowieści undergroundowych. I dobrze.
Jeśli ktoś nie zetknął się wcześniej z twórczością Ronka (co wymaga chyba programowego unikania polskich publikacji komiksowych), „Jestem Bogiem” stanowi chyba najlepszą w jego dorobku sposobność do pierwszego kontaktu. Jest tu z jednej strony absurdalny, momentami smoliście czarny humor i niemożliwy do pomylenia z żadnym innym styl rysunkowy, a z drugiej opowiadana historia mogłaby się stać doskonałym materiałem na film dla szerokiej publiczności. „Jestem Bogiem” staje się mariażem niezależnych korzeni Ronka z masową (co nie znaczy oczywiście, że tandetną i prostacką) rozrywką – w pewien sposób odzwierciedlać to może drogę, jaką przeszedł autor: od kserowanych fanzinów po wieloodcinkowe serie w wielotysięcznych magazynach dostępnych w każdym kiosku. Tworząc w obu stylistykach, rysownik dogłębnie poznał specyfikę każdej z nich i teraz wykorzystuje nabytą wiedzę w konstruowaniu swojej opowieści. Robi to zresztą tak umiejętnie, że można mu tylko pozazdrościć warsztatu scenariuszowego.
Pomysł na oś fabularną jest banalnie prosty, a zarazem oferuje doświadczonemu twórcy ogromne możliwości. Oto przeciętny, mizerny człowieczek w średnim wieku znienacka ogłasza, że jest Bogiem Wszechmogącym, który zstąpił z niebios, by żyć wśród ludzi. Oczywiście nikt (łącznie z najbliższymi) mu nie wierzy, dopóki wokół nie zaczną się dziać rzeczy nadprzyrodzone, a obecność łysiejącego okularnika nie zacznie zakrzywiać rzeczywistości w nieoczekiwanych kierunkach. Historia ma gigantyczny potencjał i przed Ronkiem stoi teraz zadanie udowodnienia, że jest w stanie wycisnąć z niej jak najwięcej w kolejnej odsłonie. Póki co w pierwszym albumie zaledwie prześlizgujemy się po świecie zamieszkanym przez wcielonego Stwórcę i poznajemy głównych bohaterów. To jednak wystarczy, by dać autorowi ogromny kredyt zaufania: postaci są dopracowane i wyraziste, wiecznie skwaszony i zgarbiony protagonista budzi szczerą sympatię, a tło wydarzeń to doskonale nam znana współczesna Polska z jej absurdami i mentalnością – oczywiście przepuszczonymi przez undergroundowy filtr potęgujący wszystko do poziomu dziwactw i wynaturzeń. Poziom graficzny albumu jest zdecydowanie bliższy zinowym początkom Ronka niż chociażby jego wysmakowanej pracy z „Domu Żałoby”. Kreska – szkicowa, chaotyczna i nieokiełznana – budzi tęsknotę za epoką xero prasy, a tusz zdaje się dosłownie wyciekać ze stron wraz z kolejnymi rozbryzgami, plamami czerni i szalonym kreskowaniem.
Podstawowy grzech pierwszego odcinka „Jestem Bogiem” polega na tym, że… za szybko się go czyta. Tempo narracji jest błyskawiczne, a historia obfituje w rozmaite zwroty i dramatyczne zawieszenia akcji kończące każdy kilkustronicowy epizod, na jakie podzielona jest fabuła. Teraz przez Ronkiem stoi wielkie wyzwanie: w drugiej części musi sprostać ustawionej przez siebie poprzeczce. Efekty zobaczymy już niebawem. Trzymam kciuki, by mu się udało, bo „Jestem Bogiem” to póki co kawał(ek) znakomitego komiksu.
Dziękujemy autorowi za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.
Rafał Kołsut
Tytuł: „Jestem Bogiem”, t. 1
Scenariusz i rysunki: Hubert Ronek
Wydawnictwo: niezależne
Liczba stron: 56
Format: A5
Oprawa: miękka
Papier: offsetowy
Druk: cz.-b.
Wydanie: I