„MCU – Marvel Cinematic Universe”
Skoro poznaliście już nasze ulubione tytuły z Filmowego Uniwersum Marvela, to teraz czas na te, które nie przypadły nam do gustu. Dlaczego? Również pokrótce wyjaśniamy.
– Thor: Mroczny Świat
Uwielbiam Chrisa Hemswortha, od początku pasował mi do roli Gromowładnego, ale miał facet pecha, jeśli chodzi o solowe filmy. Ani jedynka nie porywała, ani dwójka. Pamiętam z niej, że… zobaczyliśmy Asgard, było ładnie. Pamiętam scenę, w której Loki zmienił się w Kapitana Amerykę i odcinanie ręki, ale nie pamiętam kto komu i po co. A, no i to, że Loki udając Odyna zasiada na tronie. Nie pamiętam jednak inwazji mrocznych elfów ani śmierci królowej. Słabo, jak na film, którego echo przebija się w „Avengers: endgame”.
– Strażnicy Galaktyki 2
Mam wrażenie, że trochę na siłę i za szybko po pierwszym filmie. Niby to samo, co za pierwszym razem, więc powinno się spodobać, prawda? No ale właśnie problem w tym, że nie było w tym nic świeżego. To był odgrzewany kotlet i to bez sosu (ketchup/musztarda/wstaw swój ulubiony), który dodałby smaku. A i może jestem jedynym, ale „baby Groot” był bardziej irytujący , przynajmniej na początku, niż uroczy. I Drax jest za suchy w swojej sucharkowatości.
– Avengers: Czas Ultrona
Film, który cofnął w rozwoju postać Iron-Mana, a do tego kompletnie zaprzepaścił potencjał Ultrona jako wielkiego zagrożenia. A no i kompletnie zrujnowanie postaci Pietro. Wprowadzać nową postać w filmie tylko po to, by ją uśmiercić pod koniec? Nawet nie było kiedy się z nim zżyć, nie mówiąc już o przejęciu się jego poświęceniem. Kto dziś w ogóle pamięta o tym, że w MCU pojawił się brat Wandy?
– Iron Man 2
Kontynuacja zmierzająca donikąd. Film z jednej strony zachowawczy i skrajnie ostrożny, z drugiej – oferujący rozwiązania w myśl zasady deus ex machina. Dociskany siłą wątek S.H.I.E.L.D. nie napawał nadzieją na przyszłość kinowego uniwersum. Pierwsze wielkie rozczarowanie MCU.
– Thor
Zaangażowanie w projekt Kennetha Branagha, specjalisty od adaptacji dramatów szekspirowskich, nie ocaliło wymęczonej intrygi pałacowej. Filmowy Asgard wygląda wyjątkowo nijako, a film sprawia wrażenie kilkukrotnie tańszego niż jest. Jeden ze sztandarowych przykładów kompletnie zbędnego, niskobudżetowego 3D.
– Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów
Ekranizacja ważnej dla wydawnictwa historii, która wypadła wyjątkowo blado. Film mający wstrząsnąć MCU ostatecznie wywołał emocje głównie dzięki powrotowi Spider-Mana na łono Marvela. Mimo stosunkowo niedawnej premiery w pamięci pozostaje głównie obśmiana scena „wielkiej bitwy”, przypominająca rozmachem przepychankę na parkingu.
Film mi się podoba od strony wizualnej (zwłaszcza to jak są wykonane retrospekcje) i są zabawne momenty, ale niestety główna bohaterka strasznie nijaka i papierowa w prawie każdym aspekcie i nawet aktorka gra jakby w sumie nie wiedziała jaka ma być jej postać przez co filmowi siłą rzeczy brakuje tego co w innych było motorem napędzających – naprawdę charyzmatycznej głównej postaci i wychodzi coś co zapomina się po dwóch dniach. Nie wiem czy bym nie wolał jakby była tylko postacią poboczną i byłby to film o przygodach Nicka Fury.
– The Incredible Hulk
Nie przeczę są dwie-trzy fajne momenty ale jako całość? NUDNY! Do tego film po prostu wygląda nieciekawie, aktor grający Bruce’a mało porywający i wkurza aktorka grająca Betty (czy tylko Ja miałem wrażenie, że jej tylko zależy na seksie?) I wiem, że to słaby zarzut ale CGI w tym filmie zestarzało się fatalnie, a przez zmianę aktora i różne wątki co nie do końca się wiążą z resztą serii naprawdę nie sprawia wrażenia części MCU.
– Iron Man 3 – który znów, miał kilka fajnych momentów (scena jak spadają z samolotu) i podobał mi się akcent ze świętami ale ogólnie dziwnie uciekająca z pamięci część (z dwójki więcej pamiętam) Zwrot akcji z Mandarynem by mi nie wadził jakby dali coś ciekawego w zastępstwie… Nie, był to kolejny nijaki czarny charakter… nawet jego geneza była boleśnie zrecyklingowane z „Batmana Forever”. Plus ta część wydaje się dziwnie zbędna… I tak, zgodzę się z krytyką, że jak na „geniusza” Tony sprawia chwilami wrażenie mało rozgarniętego typa w tej części. Ogólnie mam wrażenie, że jak jest solo po prostu na samolubnego palanta wychodzi i nic więcej.
Można było zrobić fajny najntisowy film pod hasłem 'girl power’, a wyszło kompletnie bez polotu i pomysłu. Retrospekcja na początku filmu wyjaśnia tajemnicę pochodzenia bohaterki i rozwala jakiekolwiek napięcie. Nie wiadomo też czy postać miała być trochę zagubioną kosmitką próbującą określić swoją tożsamość czy też butną wojowniczką, czy jeszcze czymś innym. Co scenę jej charakter ulega zmianie, przez co nie można zaobserwować wyraźnej przemiany na przestrzeni całego filmu. Nadużywana jest niediegetyczna muzyka, a film kończy się nudnym pojedynkiem w kosmicznym magazynie. Wydaje mi się, że wina leży głównie po stronie scenariusza i reżyserii, bo film zawierał wszystko to co inne „jedynki” MCU, ale nie wyszła z tego sensowna całość.
– Ant-Man i Osa
Ant-Man był fajny bo widać było scenariusz i piętno Edgara Wrighta, który w pewnym momencie zrezygnował z reżyserii. W drugim próbowano powtórzyć klimat, ale wyszło przeciętnie. Było trochę za dużo wątków i frakcji, przez co nic nie wybrzmiało jak trzeba.
– Avengers: Czas Ultrona
Próba szybkiego zarobku po sukcesie pierwszych Avengers. Nie wykorzystano go na wpasowanie Wandy i Visiona w drużynę, a to z kolei sprawia, że ich relacje wyglądają na bardziej wymuszone scenariuszem niż faktycznym rozwojem postaci. Nic innego nie pamiętam z tego filmu, a to zawsze zły znak. To właściwie cecha każdego z trzech wypisanych przeze mnie słabych filmów. Kapitan Marvel jest na tyle świeżym, że jeszcze nie zdążyłem wyprzeć go z pamięci.
– The Incredible Hulk
Przyznam, że ten film obejrzałem dość późno, a z pewnością już po seansie pierwszych Avengersów. W kolejnych odsłonach postać Bruce’a Bannera przejął Mark Ruffallo, natomiast w filmie z 2008 roku tytułową rolę zagrał nie kto inny tylko Edward Norton. I nie chcąc ujmować aktorowi, ale w ogóle mi do tej roli nie pasował. Jedyne co mi z tego filmu pozostało w pamięci to walka między Hulkiem i Abomination, natomiast cała reszta jest dość miałka i sztampowa. Od biedy można obejrzeć do kotleta, ale to taki film 5/10, totalny średniaczek.
– Czarna Pantera
Czarna Pantera miała być wielkim marvelowskim filmem superbohaterskim dla czarnej społeczności. I ok, zgadzam się, taki to właśnie jest film. Ale całość była po prostu nudna. Dostaliśmy połączenie scenariuszy Rocky’ego III z Królem Lwem, kolejne wydarzenia były tak przewidywalne, że stwierdziłem, że bym pewnie lepiej ten scenariusz napisał. Co mi się często nie zdarza. Do tego tak naprawdę ten film niewiele wnosi do MCU. No i pamiętajmy, że przed Wakandą była Zamunda.
– Iron Man 2
Gdyby mnie ktoś dzisiaj zapytał, bym przypomniał mu fabuły trzech części Iron Mana, bez problemu opisuję mu historie z części pierwszej i trzeciej. Dwójka, po bardzo udanej jedynce, w ogóle nie zapadła mi w pamięć. Jedyne co mi się przypomina, to Mickey Rourke z wielkimi biczami rozwalający samochody na torze wyścigowym w Monaco. Dla mnie mocno wiało nudą, postaci (szczególnie antagonistów) płaskie i bez wyrazu, a sam scenariusz po jednorazowym obejrzeniu odpływa w pomroki dziejów, aby nigdy z nich nie powrócić.
– Ant-Man i Osa
Film w zasadzie o niczym i bez większego znaczenia czy sensu. Mam wrażenie, iż został nakręcony tylko na potrzeby sceny po napisach, która ma wprowadzać do fabuły „Endgame”.
– Iron Man 2
Jeśli Thor: Ragnarok idealnie balansuje pomiędzy samodzielnością a zależnością od warunków uniwersum, to Iron Man 2 zdecydowanie traci tutaj równowagę, zawodząc zarówno jako nieciekawy i szablonowy film, jak i jako rozszerzenie świata MCU (które paradoksalnie niewiele nowego o tym świecie mówi).
– Avengers: Czas Ultrona
Wahałem się, czy na miejscu trzecim umieścić „The Incredible Hulk” czy „Czas Ultrona”. Doszedłem jednak do wniosku, iż w zasadzie największą słabością filmu o Hulku jest wyłącznie to, iż jest on zwyczajnie przeciętny. „Czas Ultrona” z kolei zawiódł mnie o wiele bardziej, marnując nie tylko potencjał komiksowej „Ery Ultrona”, ale i będąc tym jedynym (póki co) assemble movie od Marvela, który sprawia wrażenie niekończącego się festiwalu zapowiedzi, teaserów i easter eggów, a nie przemyślanego i zamkniętego rozdziału w sadze Avengers. Dodatkowo po prostu nie znoszę tutejszego designu Ultrona.
– Strażnicy Galaktyki 2
Jak ich kocham, tak w drugiej części realcje i zależności między nimi się zgubiły. A z nimi magia grupy herosów nieudaczników, pechowców i odrzutków. Wielką miłość dzieli tylko krok od wielkiej nienawiści. W tym wypadku po prostu zawodu. Przykro
– Ant-Man i Osa
Gdyby tego filmu nie było, nie zauważyłbym różnicy. Zaprzepaszczony potencjał postaci pierwszo i drugoplanowych. Film o niczym i chyba dla nikogo
– The Incredible Hulk
Wpisałem go na listę, bo dosłownie, nie pamiętam z niego nic. Nawet jednej sceny
– Thor
Film Kennetha Branagha zawodzi pod każdym względem, podobnie zresztą jak jego sequel. Jednak „Thor: Mroczny Świat” przynajmniej ma imponujące efekty specjalne, czego o „Thorze” powiedzieć się nie da – Asgard wygląda jak wycięty z gry komputerowej wyprodukowanej dekadę wcześniej. Jest nudny, bez polotu i zupełnie nie wykorzystuje potencjału aktorskiego. Rozumiem, że dla Anthonego Hopkinsa film jest intratną chałturą, ale dlaczego aktorka klasy Natalie Portman nie ma tu nic do grania?
– Strażnicy Galaktyki 2
Film ma swojej momenty (początkowa sekwencja!) i ma Baby Groota, którego nie sposób nie pokochać. Generalnie jednak jest mało kreatywną powtórką z części pierwszej. Motywacje głównego łotra są głupsze niż ustawa przewiduje, a zgniłą wisienką na torcie jest środkowa faza filmu, w której główni bohaterowie przez czterdzieści minut nie robią totalnie nic. Albo coś tu ostro pocięto, albo przy pisaniu scenariusza coś poszło dramatycznie nie tak…
– Czarna Pantera
Tak, tak, to jest właściwie dobry film i światowy fenomen, ale dla mnie przede wszystkim wielkie rozczarowanie. Miał być „czarny” film, zrealizowany przez czarnych twórców i dzięki temu oferować nowe, jedyne w swoim rodzaju podejście do superbohaterskiego mitu. Koniec końców okazał się jednak wielką ściemą: gdyby Wakandę przenieść z Afryki do dajmy na to wschodniej Europy oraz zamienić czarnoskórych aktorów na białych, powstałby dokładnie ten sam film. Nie tak miało być.
– Iron Man 2
Po bardzo dobrej części pierwszej, dwójka była dla mnie ogromnym rozczarowaniem. Niby jest wszystkiego więcej i lepiej, ale to do mnie nie przemawia, głównie ze względu na fatalnie rozpisane postacie, zwłaszcza Whiplasa, którego ksywka nie pojawia się w filmie ani razu. Postać Justina Hammera również pozostawia wiele do życzenia.
– Iron Man 3
Solowe filmy z Tonym Starkiem nie znajdują u mnie poklasku. Podobnie jak w części drugiej nie sprawdzili się wrogowie Iron Mana. Postać Aldricha Killiana jakoś bym przełknął, ale to co zrobiono z Mandarynem…do dzisiaj ciężko mi się z tym pogodzić. W dodatku nie przepadam za wątkiem związanym z Extremis, również w komiksach.
– Kapitan Ameryka: Pierwsze starcie
Zbyt dużo patosu, przez co pierwsza połowa filmu zwyczajnie nuży. Niewykorzystany potencjał na postać Red Skulla i Hydry w ogóle. W „Zimowym żołnierzu” i serialu „Agenci „T.A.R.C.Z.Y” wątek nazistowskiej organizacji znacznie rozszerzono, ale w filmie potraktowano go bardzo pobieżnie.