Trzeci tom serii „Green Lantern” Granta Morrisona wydany przez Egmont przenosi nas w alternatywną wersję znanego nam uniwersum, gdzie władzę w przestrzeni kosmicznej sprawuje Kontroler Mu i jego wyznawcy ‒ Blackstars. Hal Jordan jako jeden z nich chce przeciągnąć na stronę Mu mieszkańców swojej rodzimej planety ‒ Ziemi. Czy mu się to uda i czy faktycznie takie są jego plany?
Wola Mu jest prawem
Kontroler Mu panuje nad prawie całą galaktyką. Korpus Zielonych Latarni nie istnieje, Strażnicy Wszechświata nie żyją, istnieje tylko wola Mu i jego wierni wyznawcy zwani Blackstars. W ich szeregach działa Hal Jordan, zwany też Blackstarem Parallaxem. To właśnie on ma za zadanie przeciągnąć na stronę Kontrolera Mu mieszkańców planety Ziemia. Na jego drodze stanie jednak Superman, który nie zgadza się z ideologią głoszoną przez Blackstars i ich założyciela. Czy dojdzie do wojny? I jaki tak naprawdę jest cel Hala Jordana?
Gran Morrison i jego specyficzna narracja
W recenzji poprzedniego tomu serii wspominałem, że „Green Lantern” autorstwa Granta Morrisona to nie jest łatwa lektura. Nie inaczej jest tym razem. Styl narracyjny Szalonego Szkota nie wszystkim przypadnie do gustu, ale moim zdaniem warto dać temu tytułowi szansę. Pierwsza część albumu, która pierwotnie została opublikowana w zeszytach „Green Lantern: Blackstars” #1-3, to opowieść o alternatywnej wersji wszechświata, w której elitarni żołnierze Kontrolera Mu rządzą galaktyką. Ta historia wiąże się z wydarzeniami przedstawionymi w tomie pierwszym i jest ich kontynuacją. Jest ona również napisana w bardzo przystępny sposób, więc raczej na pewno przypadnie do gustu miłośnikom Zielonych Latarni.
W drugiej części albumu, na którą składają się zeszyty serii „Green Lantern: Season Two” #1-6, nie jest już tak przejrzyście. Morrison wraca do swojego zakręconego przedstawiania historii i prawdę mówiąc, niekiedy miałem problem, żeby połapać się, o co tak naprawdę chodzi. Powracają wrogowie z poprzednich tomów, a nasz bohater wyrusza na Ziemię z nową misją zleconą przez Strażników Wszechświata. Dodam też, że historia związana z tymi potężnymi istotami jest jedną z ciekawszych w tym tomie. Gościnnie pojawi się także Flash, więc nie ma mowy o nudzie. Tylko jak już wspomniałem, część opowieści jest dość zawiła i niekiedy możecie się zastanawiać „o co tutaj chodzi”? Ja tak miałem kilka razy.
Xermanico i Liam Sharp ‒ dwa różne style
Za stronę graficzną odpowiada znany już z poprzednich tomów Liam Sharp, a także rysownik występujący pod pseudonimem Xermanico. To właśnie on stworzył plansze w opowieści o Blackstars i muszę przyznać, że jego prace bardzo mi się spodobały. Są czytelne, przejrzyste i niepozbawione szczegółów widocznych zwłaszcza na dwustronicowych planszach. Jeżeli zaś chodzi o Liama Sharpa, to moje zdanie jest nadal takie samo jak w przypadku tomu drugiego ‒ potrafi wywołać u czytelnika lekką dezorientację i trzeba się przyzwyczaić do jego prac. Chociaż doceniam fakt, że rysownik eksperymentuje z różnymi stylami. W dodatkach jak zawsze znajdziemy trochę szkiców i okładek alternatywnych.
„Green Lantern: Blackstars” to tom o wiele bardziej przystępny niż poprzednie, przynajmniej w połowie. Styl Granta Morrisona jest jaki jest i albo się go lubi, albo nie. Pomimo trudności w odbiorze uważam, że warto dać temu komiksowi szansę. Oczywiście jeżeli podobały wam się tomy z numerem jeden i dwa. W innym przypadku może lepiej skierować oczy ku innym tytułom.
Maciej Skrzypczak
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu do recenzji.
Scenariusz: Grant Morrison
Rysunki: Liam Sharp, Xermanico
Tłumaczenie: Marek Starosta
Wydawca: Egmont
Data wydania: lipiec 2021
Liczba stron: 246
Format: 167 x 255 mm
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Druk: kolor
Cena: 69,99 zł