Seria „Gideon Falls” od Mucha Comics dobiegła końca. Od recenzji pierwszego tomu minęły ponad dwa lata. Przez ten czas miałem okazję poznać historię Czarnej Stodoły stworzoną przez Jeffa Lemire’a. Jest ona według mnie jedną z ciekawszych w jego dorobku. Niestety, zakończenie przygód Nortona Sinclaira to ogromny zawód i pójście na łatwiznę ze strony autora.
Ostateczne starcie
Multiwersum pogrąża się w chaosie, giną kolejne światy, a Czarna Stodoła zostaje odbudowana. Norton Sinclair, Angela, ojciec Willfred, a także inni, którzy znają tajemnicę Uśmiechniętego Człowieka, muszą stoczyć ostateczną walkę z tą demoniczną istotą. Czy wyjdą zwycięsko z tego starcia i jaką ofiarę będą musieli ponieść, żeby zło nie zatriumfowało?
Finał „Gideon Falls” zawodzi
Jeff Lemire to jeden z moich ulubionych autorów. Stworzona przez niego seria „Gideon Falls” zaintrygowała mnie od samego początku. Mamy tutaj mroczną i tajemniczą opowieść, ciekawych bohaterów, psychodeliczny klimat, jak na horror przystało, i świetne rysunki Andrei Sorrentino. Przez cztery tomy historia była naprawę ciekawa i wciągająca, jednak ostatnim razem odniosłem wrażenie, że zaczyna zjadać własny ogon, a autorowi zaczynało brakować pomysłów na solidne zakończenie tej opowieści. Niestety, moje obawy się ziściły.
Tom składa się z jednego grubszego zeszytu i całkiem pokaźnej liczby materiałów dodatkowych. Przez większość komiksu bohaterowie cały czas powtarzają teksty typu „musimy to wreszcie zakończyć”, „to już jest koniec” itp. Są tutaj może ze dwie ciekawe akcje, jednak trzeba przyznać, że napięcie stopniowo rośnie. Kiedy jednak dochodzi do ostatecznego pojedynku z Uśmiechniętym Człowiekiem, Jeff Lemire robi coś, co sprawia, że na samym końcu zadałem sobie pytanie „to tak na poważnie?”. Nie będę pisał, co takiego wymyślił autor, ale podobny styl zakończenia można było znaleźć chociażby w mandze „Neon Genesis Evangelion”, której autorem jest Yoshiyuki Sadamoto. Tam również czułem wielki zawód, jeżeli chodzi o zakończenie. Być może niektórym się ono spodoba, ale według mnie cały klimat i napięcie budowane od początku opowieści uleciały momentalnie i było ono zwykłym pójściem na łatwiznę. Szkoda.
Andrea Sorrentino w najwyższej formie
Na szczęście tym razem nie zawodzą rysunki Andrei Sorrentino, które w tym tomie są chyba najlepsze. O mrocznym klimacie pisałem już kilkukrotnie, więc nie będę się powtarzał, ale na uwagę zasługuje tutaj zabawa poszczególnymi planszami. To opowieść o multiwersum, zachwianiu i niszczeniu światów, więc rysownik jak najbardziej mógł sobie pozwolić chociażby na żonglowanie kadrami. Tak, parę razy będziecie musieli pobawić się w obracanie komiksu. Na uwagę zasługują też materiały dodatkowe, które na ponad 20 stronach przybliżają i wyjaśniają nam koncept całego multiwersum. Znajdziemy tutaj też okładki alternatywne, szkice i finalny scenariusz ostatniego zeszytu, który nie wiedzieć czemu, nie został przetłumaczony.
Ostatni tom „Gideon Falls” moim zdaniem niestety zawodzi. Jednak patrząc przez pryzmat całej serii, uważam, że nie zmarnowałem czasu na lekturę. Pomimo że nie jest to najlepszy komiks Jeffa Lemire’a, jaki czytałem, uważam, że warto się z nim zapoznać.
Maciej Skrzypczak
Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie komiksu do recenzji.