WYWIAD z KARIM KORHONENEM, WIELOLETNIM RYSOWNIKIEM PRZYGÓD KACZORA DONALDA I JEGO PRZYJACIÓŁ


KZ: Jakie były pierwsze komiksy, które Pan pamięta?

KARI KORHONEN (KK): Z dzieciństwa? To musiał być „Kaczor Donald”, zwłaszcza świąteczne historie Carla Barksa… wielu Finów uczyło się czytać z magazynu „Kaczor Donald”. Jeden z moich ulubionych to również „Tintin”. I wiele, wiele innych.

KZ: A jakie konkretnie historie zainspirowały pana do rozpoczęcia kariery rysownika?

KK: Cóż, był komiks Barksa, który – gdy miałem cztery lata – był opublikowany z Finlandii. Była to długa, świąteczna historia pod tytułem „You can’t guess”, na końcu którego Siostrzeńcy jechali na wielkim mechanicznym reniferze. Była to najgenialniejsza rzecz, jaką widziałem i to właśnie mnie zainspirowało.

KZ: I jak został pan disneyowskim artystą?

KK: Poznałem wydawców i dyrektorów artystycznych Egmontu w Helsinkach w 1993 roku. Pokazałem im pewne rysunki, które zrobiłem, w tym rysunki Kaczora Donalda, jednak uznali, że byłbym lepszy jako scenarzysta, więc przez pierwsze kilka lat pisałem dla innych rysowników jak Vicar czy Branca. Robiłem też dla nich szkice. Po kilku latach zacząłem rysować własne historie.

KZ: Pracował pan także przy Kubusiu Puchatku…

KK: Tak, zgadza się!

KZ: Może pan opowiedzieć, jakie są największe różnice między pracą nad historiami o Donaldzie a Puchatku?

KK: Cóż… Puchatek… (śmiech) To niezwykłe mieć dwie odmienne zestawy postaci. Kocham starego Puchatka Milnego, ciągnęła się za nim niezwykła filozofia i pisać krótkie historyjki z tamtymi postaciami to czysta przyjemność… Jednak przy pisaniu o Puchatku ważne jest, by pamiętać, że kierowane są do o wiele młodszych odbiorców niż te o Donaldzie… Więc są to „słodsze” historyjki… Łagodniejsze… To główna różnica.

KZ: Jakie są pana ulubione komiksy, których jest pan autorem?

KK: Nie wiem. Zwykle pamiętam tylko ostatnie trzy, które narysowałem. Starzeję się (śmiech). Naprawdę nie mogę powiedzieć… Nie umiem wybierać ulubionych…

KZ: A jacy są pana ulubieni artyści? Może Romano Scarpa albo…

KK: Romano Scarpa! Absolutnie! Wielu ludzi nie pamięta tego, ale Scarpa był także znakomitym scenarzystą. Niedawno poprosili mnie o napisanie scenariuszy do kilku komiksów z Mikim. Zacząłem czytać stare, z lat pięćdziesiątych, komiksy o Mikim Romana Scarpy. Była tam historia zatytułowana „Kali’s Nail”, która przeraziła mnie, kiedy byłem mały. Strasznie trzymająca w napięciu. Także tak, był wspaniałym scenarzystą i uwielbiam jego najstarsze komiksy z Mikim.

KZ: Z którym z bohaterów się pan najbardziej utożsamia?

KK: Z Donaldem. To taki nieudacznik… (śmiech) Ale z najbardziej ulubionych postaci… Uwielbiam Sknerusa. Sknerus to nierozumiany romantyk. Dla niego pieniądze to nie coś, co się wydaje albo za co się kupuje. Są dla niego jak wspomnienia, pamiętniki… Strasznie lubię pisać o nim historie.

KZ: Co sądzi Pan o obecnym pokoleniu tworzącym komiksy dla Disneya? Sądzi pan, że zmierza to w ciekawym kierunku? Jest bez zmian?

KK: Ciężko powiedzieć. Jeden z problemów polega na tym, że potrzebujemy więcej młodych talentów do komiksów Disneya. Poza Włochami jest cała masa nowych twórców. To wspaniałe. Wielu z nich tworzy dla tureckich magazynów typu „Gigant”. Byłoby dobrze znaleźć ich więcej. I mam nadzieję, że znajdziemy.

KZ: A poza pracą dla Disneya zajmuje się Pan czymś w tej chwili?

KK: Już nie. Koncentruję się wyłącznie na Disneyu.

KZ: Jakieś porady dla nowych twórców, rysowników?

KK: Nie! (głośny śmiech) Nie róbcie tego! To ciężkie życie! Znajdźcie sobie normalny zawód… (śmiech) Nie, nie.. To może być naprawdę satysfakcjonujące, ale nie jest to najłatwiejszy sposób na zarabianie. Ciężko rzec. Wymaga wiele cierpliwości. Trzeba się tego trzymac. To tyle…

KZ: Dziękujemy za rozmowę.

Pytania zadał Maciej Kur.