JOE THE BARBARIAN
NIEKOŃCZĄCA SIĘ OPOWIEŚĆ O KOŃCU ŚWIATA
Grant Morrison jako bajkopisarz? Dla jego krytyków to żadna nowina. Osoby nieznoszące jego twórczości od dawna starają się przekonać innych, że jego historie są niczym więcej aniżeli bełkotem pełnym psychoanalitycznej, postmodernistycznej papki, której nie sposób odczytać bez odpowiedniego bagażu literackiego. Dla nich lektura „Joe the Barbarian” okaże się sporym zaskoczeniem. Szalony Szkot w tej miniserii oddaje się zabawie tworzenia prostej, ale obfitującej w niebezpieczeństwa przygody, przepięknie zilustrowanej przez pełnego entuzjazmu Seana Murphy’ego.
Dla osób znających dorobek Michaela Endego i Wolfganga Petersena kontakt z „Jasiem Barbarzyńcą” może być dokuczliwy. Stwierdzą bowiem, że w samej fabule komiksu jest zbyt dużo klisz. Obserwujemy poczynania amerykańskiego nastolatka, który po śmierci ojca (tragicznie zmarły żołnierz, uczestnik wojny w Iraku) zamyka się w sobie. Poczucie wyobcowania wśród rówieśników potęguje w nim także jego nieuleczalna choroba. Joe jest diabetykiem – choruje na cukrzycę typu pierwszego. Nie potrafi przeżyć bez stałego zażywania insuliny.
Pewnego dnia, wracając z typowego dnia w szkole i ze spotkania z ciągle nieobecną matką, Joe doznaje halucynacji spowodowanych brakiem hormonu trzustkowego. W jednej chwili, będąc w swoim pokoju, doświadcza niewyobrażalnego. Jego zabawki zaczynają ożywać, a on sam zostaje przeniesiony przez swój umysł do Hypogei – królestwa Śmierci. Gdy tam trafia, kraina pełna baśniowych stworów, zabawek i szczurów-samurajów jest pustoszona przez wojnę. Postacie związane emocjonalnie z Joem przegrywają ze Śmiercią, której oddziały napierają na kolejne wioski i osady fantastycznego świata. Nastolatek okaże się niebawem jedynym wybawcą królestwa, o którym wspominały legendy. W międzyczasie zaś w prawdziwym świecie Joe, obolały i zmęczony, będzie musiał pokonać kilka pięter, by odnaleźć lekarstwo. Z każdą chwilą będzie coraz słabszy…
Morrison postawił sobie za cel ambitne zadanie stworzenia własnej opowieści fantasy od podstaw. Jak sam powiedział: „’Joe the Barbarian’ jest historią pokroju 'Kevin sam w domu’ spotyka 'Władcę Pierścieni’ ”. Chciałem przedefiniować fantasy, do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni, czyniąc je nieco bardziej wiarygodnym, współczesnym i przekonującym dla mnie”. Patrząc na wszystkie historie, które fascynowały Morrisona w dzieciństwie – od „Opowieści z Narnii” poprzez dzieła Lewisa Carrolla i na „Czarnoksiężniku z krainy Oz” skończywszy – uznał, że wszystkie bazują na tym samym koncepcie. Stąd też powstało pytanie: „Jak wyglądałaby wersja tych historii w XXI wieku, po jedenastym września?”.
Tym samym autor „Doom Patrol” czy „Final Crisis” wykonuje tę samą, dobrą robotę, co klasyczni autorzy baśni i przypowieści fantasy. Z tą jednak różnicą, że przy okazji skupia również uwagę na specyficznych warunkach życia współczesnego nastolatka żyjącego we współczesnym świecie, dotkniętego nieuleczalną chorobą. Podobnie jak Andersen czy bracia Grimm, Szkot wskazuje problemy napotykane przez młodą osobę oraz próby radzenia sobie z wszelkimi dolegliwościami prozy życia. Joe bierze udział w dramatycznej walce o królestwo, jak i o odnalezienie serum, ale nade wszystko chłopak uczestniczy w podróży mającej go przedefiniować, ukazać jego prawdziwą naturę, zetknąć ze światem, który nie zawsze będzie sprawiedliwy i uczciwy.
Jak już to zaznaczyłem wcześniej, ktoś może powiedzieć, że to nic odkrywczego. Na niekorzyść Morrisona działa dodatkowo fakt, że wraz z rozwojem epopei coraz mniejszą uwagę skupia na Joem, a coraz bardziej na obsadzie drugoplanowej mającej charakter dwubiegunowy. Spotykamy bowiem albo to całkiem złe postacie, albo takie przeniknięte li tylko dobrem. W dodatku, będąc wyposażonym w znajomość Tolkiena, Lewisa czy Herberta, można równie dobrze przewidzieć zakończenie, w trakcie którego Joe akceptuje świat i odkrywa swoją tożsamość, ocalając siebie i pełną cudów krainę. Co zatem ratuje komiks ze stajni Vertigo?
Przepiękne rysunki Murphy’ego.
Z początku nie byłem przekonany do takiego wyboru grafika odpowiadającego za kadry. Z tyłu głowy wciąż miałem w pamięci obrzydliwe rysunki do niezbyt udanej genezy Stracha na wróble w miniserii „Batman/Scarecrow: Year One” Bruce’a Jonesa. Tutaj jednak pokazuje w całej okazałości swój warsztat, precyzję i umiejętność ukazywania akcji z różnych perspektyw. Tworzy od fundamentów przecudowny świat pełen odniesień do kultury masowej, w którym każdy nastolatek wychowany na telewizji i komiksach z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, odnajdzie swój zakątek. Łączy prostotę i wyrazistość ilustracji z najpiękniejszych bajek z dbałością o detale, nie zapominając o płynnym przechodzeniu ze sceny do sceny, przypominającej często sytuacje typu „z deszczu pod rynnę”. Murphy w dodatku mistrzowsko przechodzi ze świata omamów wytworzonych przez brak insuliny do świata rzeczywistego, odkodowując drugie znaczenie baśni. Czyni to tak, ażeby czytelnik w pełni przeżywał wydarzenia, których jest świadkiem.
„Joe the Barbarian” to do tej pory najbardziej oczywista i „prosta” historia, jaka wyszła spod pióra Morrisona. Fani jego twórczości odnajdą wiele autobiograficznych detali w niej zawartych, co może być ciekawe w ujęciu psychoanalitycznym. Niemniej, nade wszystko jest to tylko pełna przygód i niesamowitości opowieść o chłopcu walczącym nie tyle o swoje życie, co o swój świat, którego nie sposób uratować bez odkrycia prawdy o sobie i przejścia w dojrzałość. Sama historia nie miałaby takiej siły przebicia bez rysunków Murphy’ego, który wyrasta powoli na gwiazdę w amerykańskim mainstreamie. Miniseria o wampirach realizowana w ramach sagi „Amerykański Wampir” Scotta Snydera jest tego najlepszym dowodem, zresztą tak jak rzesze fanów na deviantARTcie.
Warto zatem sięgnąć po „Jasia Barbarzyńcę”. Szczególnie polecam ten komiks starszym czytelnikom, pamiętającym osobliwości popkultury lat dziewięćdziesiątych, choć tak naprawdę jest to lektura uniwersalna, przeznaczona nie tylko dla nastolatków z piętnem dolegliwości zdrowotnych. Zwłaszcza że niedługo możemy doczekać się filmowej adaptacji komiksu. Prace nad takim filmem ogłosiło Thunder Road Pictures, odpowiedzialne za blockbuster „Clash of the Titans”. Choć trzeba zaznaczyć, ze Morrison nie będzie w tym wypadku odpowiadał za scenariusz, co może trochę niepokoić.
Michał Chudoliński
„Joe the Barbarian” – Deluxe Edition
Scenariusz: Grant Morrison
Rysunki: Sean Murphy
Kolorystyka: Dave Stewart
Liternictwo: Todd Klein
Okładka: Dean Murphy i Dave Stewart
Wydawnictwo: DC Comics / Vertigo
Data wydania: październik 2011
Druk: kolor
Oprawa: twarda
Stron: 224
Cena: $ 29,99