WOJNA DOMOWA MARVELA
PO KTÓREJ STRONIE STANIESZ?
Rok 2006 był rokiem przełomowym, jeśli chodzi o świat komiksu, a w szczególności uniwersum Marvela. Sierpień tego roku przyniósł to, czego domyślali się uważni obserwatorzy wydarzeń z wykreowanego przez nowojorskie wydawnictwo świata…
Geneza „Civil War” nie jest ani prosta, ani oczywista. Należałoby cofnąć się w czasie i spojrzeć na jedne z najważniejszych crossoverów w historii Marvela: „Avengers Dissassembled”, wprowadzający najwięcej chaosu „House of M” oraz „Secret War”. Nie czas i miejsce na streszczanie ich, należy przypomnieć jedynie, że wszystkie sukcesywnie doprowadzają do upadku i rozbicia Avengers, dotkliwego naruszenia struktur X-Men, śmierci wielu postaci i w efekcie podzielenia świata superbohaterów. „Civil War” jest niejako naturalnym następstwem wydarzeń mających miejsce w „Secret War”.
Scenariusz do tej najbardziej chyba rozsławionej historii ze stajni Marvela napisał Mark Millar, autor takich serii, jak „The Authority”, „Ultimate Fantastic Four”, „Marvel Knights Spider-Man” czy „Kick Ass”. Pisarz utytułowany, nagrodzony m.in. Nagrodą Stana Lee. Stroną graficzną zajął się Steve McNiven, którego największym osiągnięciem wtedy było kilka numerów „New Avengers”. W tym momencie należy wyjaśnić jedną rzecz – historia, jaką otrzymujemy w wydawnictwie „Civil War”, to skrócona wersja całej sagi, opierająca się na zeszytach „Civil War” (numery 1-7), „Marvel Spotlight: Civil War” oraz „Civil War Script Book”. Chociaż w sumie daje to ponad pięćset stron, a więc więcej niż niejedna książka, jest to wciąż historia opowiedziana w formie okrojonej. Jako ciekawostkę dodam, że pełna saga wojny domowej obejmuje dziewięćdziesiąt osiem zeszytów i jest chyba największym crossoverem w historii.
O co właściwie chodzi w „Civil War” i czemu musiało do tego wydarzenia dojść? Odpowiedź na to pytanie jest dosyć złożona, jednak najważniejszymi elementami prowadzącymi do rozbicia świata Marvela był niewątpliwie atak na Manhattan z serii „Secret War” oraz zniszczenie Las Vegas przez Hulka. Zginęło wtedy dwadzieścia sześć osób, a władze powiedziały stanowczo, że nie można dłużej tolerować zagrożenia, jakim są niektórzy obywatele. Hulk zostaje wystrzelony w kosmos w specjalnej kapsule (jego historia przedstawiona jest w serii „Planet Hulk”), natomiast rząd przygotowuje Superhuman Registration Act, szczególną ustawę nakazującą rejestrację wszystkich nieludzi lub ludzi obdarzonych mocami. Ma to pomóc kontrolować przestępstwa, których dopuszczają się zamaskowani super villains, ale jak łatwo się domyślić, takie rozwiązanie jest nie w smak tym, których działalność skupia się na walce z przestępczym światem. W dodatku ingeruje to w wolność jednostki, ponieważ każdy, kto przystąpi do rejestracji, zaczyna niejako pracować na usługach rządu i organizacji S.H.I.E.L.D. popierającej i egzekwującej założenia SRA. Atmosfera zostaje podgrzana do granic możliwość, kiedy podczas telewizyjnego show prowadzonego przez New Warriors, w wyniku ich starcia z grupą super villains ginie ponad sześćset osób, w tym sześćdziesięcioro dzieci. Za masakrę odpowiedzialny jest Nitro, obdarzony pirotechnicznymi zdolnościami szaleniec. Oczywiście New Warriors także giną na polu walki – oprócz Speedballa, któremu w niewyjaśniony sposób udaje się przeżyć potężną eksplozję.
W tym momencie Tony Stark, dotychczas próbujący załagodzić kwestie związane z SRA, staje się gorącym orędownikiem wprowadzenia ścisłej kontroli i obostrzeń. Zmodyfikowany akt uwzględnia obowiązkowe szkolenie, mające na celu naukę kontroli swoich nadnaturalnych zdolności oraz legitymowanie się specjalnymi ID podczas przeprowadzania jakichkolwiek operacji. Po jego stronie opowiada się dr Reed Richards i Spider-Man, który początkowo niepewny, w efekcie jako pierwszy (poza Iron Manem) publicznie ujawnia swoją tożsamość. Po drugiej stronie barykady staje grupa zdecydowanie przeciwna rejestracji, której najważniejszymi postaciami są Kapitan Ameryka, Luke Cage i Falcon. We wszystko zostają wmieszani nadzorowani przez nowe jednostki Sentineli X-Men i dziesiątki innych postaci, tak że w tyglu aż się gotuje. Napięcie dodatkowo podnosi fakt, że nową szefową S.H.I.E.L.D. zostaje apodyktyczna, bezwzględna Maria Hill. Wojna rozpoczęta.
Czemu „Civil War” jest tak wyjątkową serią? Co czyni z niej, po tylu latach, wręcz symbol świata Marvela? Myślę, że nie ma jednej odpowiedzi. Przede wszystkim, w tej serii zaciera się standardowy podział dobrzy-źli. Tu nie ma superbohaterów i super villains, bo po obu stronach barykady stają przedstawiciele tych samych ideałów – dawni przyjaciele, którzy walczyli ramię w ramię podczas „House of M”. Niektórzy z nich pozostają z boku, nie chcąc opowiadać się po niczyjej stronie (chociażby The Thing), inni porzucają najbliższych, by przyłączyć się do grupy przeciwnej (Johnny Storm i Susan Storm odchodzą do obozu Kapitana Ameryki, podczas gdy Reed Richards pomaga Tony’emu Starkowi). To rozbicie jest niejako refleksem skonfundowanego amerykańskiego społeczeństwa, które mniej więcej w tamtym okresie zaczyna rozliczać samo siebie z „9/11” i z przyjętego przez George’a W. Busha „Patriot Act”, dokumentu zwiększającego jurysdykcję i możliwości aparatu rządowego względem podejrzanych o związki z terroryzmem obcokrajowców, jak i obywateli USA. To samo dzieje się w „Civil War”- rząd chce maksymalnie rozszerzyć swoje wpływy poprzez kontrolę wszystkich posiadających nadludzkie zdolności obywateli oraz nadanie organizacji S.H.I.E.L.D. praktycznie nieograniczonych praw egzekwowania prawa.
Najbardziej zadziwiające w „Civil War” jest to, że ciężko opowiedzieć się po którejkolwiek ze stron. Jest to też największy plus-minus serii. Z jednej strony mamy historię tak złożoną, że nie możemy dokonać wyboru. Z drugiej strony, należy powiedzieć to sobie szczerze – w wielu miejscach wszystko to ociera się o absurd. Być może nie widać tego tak wyraźnie w zeszytach podsumowujących fabułę, natomiast czytając całość „Civil War” bardzo często obserwujemy wydarzenia z przysłowiowym „WTF?” na twarzy. Nie będę przytaczał tu konkretnych epizodów, bo nie ma na to miejsca, dość tylko rzec, że już kilka momentów na początku serii przyprawia o zawrót głowy przez dziejące się tam idiotyzmy. Nie da się także ukryć, że wiele motywów jest bardzo mocno przekombinowanych, wznoszących się na wyżyny fantazji i stworzonych chyba na skutek nawet nie popuszczenia, ale zupełnego puszczenia galopującej wyobraźni. Nie jest to oczywiście wina Millara; przypominam, że „Civil War” jest crossoverem na wielką skalę, zatem przez pełnowymiarową historię przewija się kilkudziesięciu scenarzystów, co do niektórych wątków wprowadza z czasem kompletny chaos.
Najbardziej rozczarowującym elementem jest postawa głównych postaci dramatu. Dowodzona przez Kapitana Amerykę grupa działa nieracjonalnie, używając jako argumentów banalnych truizmów, często podnosząc temperaturę konfliktu bez wyraźnego powodu. Sam Steve Rogers sprawia wrażenie nie do końca stabilnego emocjonalnie, ponieważ w jednej chwili mówi, jak bardzo zależy mu na ochronie swojego ukochanego kraju, by po chwili zaatakować przedstawicieli ramienia rządowego. O wiele łatwiej jest zrozumieć logikę Tony’ego Starka, który nie uważa SRA za najlepsze istniejące rozwiązanie, ale mając w pamięci dokonaną przez Nitro masakrę, jest gotowy zwiększyć bezpieczeństwo obywateli kosztem ich wolności. To rozwiązanie może na pierwszy rzut oka wydawać się podszyte nutką faszyzmu, ale wraz z rozwojem historii zobaczymy, że nic nie jest oczywiste w tej serii. Warto też zwrócić uwagę na to, co rozgrywa się na drugim planie, a konkretniej na osi Spider-Man – Reed Richards. Stojący po tej samej stronie, mają zupełnie różne wizje tego, o co walczą. I to tam tak naprawdę rozgrywa się cała filozoficzna część „Civil War”, w rozmowach Petera Parkera i Mr Fantastica. Warto zwracać na to uwagę, bowiem dialogi rozpisane są świetnie i rzucają wiele światła na to, co aktualnie się dzieje, jednocześnie nie mówiąc niczego wprost. I to właśnie relacja tych dwóch postaci jest, dla mnie przynajmniej, najjaśniej świecącym elementem tej historii. To tutaj rozgrywa się prawdziwa dyskusja na temat złożoności problemu i wynikających z tego powodu niesnasek; to tutaj zbudowana jest cała problematyka „Civil War”.
Wojna domowa w świecie Marvela to lektura wymagająca, bowiem zmuszeni jesteśmy nie tylko do odkrycia nie do końca jasnych motywacji poszczególnych postaci, ale także do opowiedzenia się po którejś ze stron. O ile niektórzy bohaterowie mogą pozostać neutralni, my nie możemy. Jeżeli czytając „Civil War”, będziemy się zmuszać do neutralności, stracimy całą przyjemność z przeżywania emocji i budowania własnego obrazu świata.
Dzieło Millara i McNivena to przedsięwzięcie epokowe, chociaż w wielu miejscach niedoskonałe (chociażby kompletnie miałkie i irracjonalne zakończenie). Panowie na zawsze zmienili uniwersum Marvela, i tak już mocno nadszarpnięte po poprzednich crossoverach. Nastąpiło kompletne przeakcentowanie wartości, a całość historii zwieńczona jest jednym z najgłośniejszych wydarzeń w świecie komiksu w ogóle, ale nie zdradzę jakim – chociaż łatwo się domyślić. Wydanie „Civil War” w postaci jednego tomu to świetny pomysł, ponieważ otrzymujemy tę ponadczasową opowieść w pigułce, w jednym, potężnym zeszycie. Świetnie wydane, zawiera główny wątek i problematykę serii, natomiast jeżeli ktoś chciałby poznać kompletny, pełny przebieg największej wojny domowej, ze wszystkimi jej smaczkami, wadami i aspektami, namawiam gorąco do skompletowania wszystkich dziewięćdziesięciu ośmiu zeszytów z różnych serii, które wszystkie razem dają najpełniejszy obraz tego, co wydarzyło się podczas tych tragicznych miesięcy bratobójczej walki.
Michał Jadczak
„Civil War” HC
Scenariusz: Mark Millar
Rysunki: Steve McNiven
Tusz: John Dell III, Steve McNiven, Mark Morales, Tim Townsend, Dexter Vines
Kolorystyka: Morry Hollowell
Liternictwo: Chris Eliopoulos, Virtual Calligraphy
Okładka: Steve McNiven
Wydawnictwo: Marvel Comics
Zawiera: Civil War #1-7 oraz Marvel Spotlight: Civil War
Data wydania: 11 kwietnia 2007 r. (zeszyty: lipiec 2006 r. – styczeń 2007 r.)
Druk: kolor
Oprawa: twarda
Stron: 512
Cena: $ 39,99