W poniższej liście pragnę przybliżyć kilka najbardziej godnych uwagi odcinków „Batman: The Animated Series”. Choć serial zna każdy szanujący się fan Batmana, jasne jest, że nie każdy miał przyjemność obejrzeć ten serial w całości i być może jakiś ciekawszy „kąsek” umknął jego uwadze. Być może jakiś naprawdę interesujący odcinek umknął i mojej uwadze, ale fakt, faktem, że nie licząc kilku słabszych konceptów, serial ma tyle naprawdę wyśmienitych, że jest w czym wybierać.
I nim ktoś zacznie drapać się po głowie zastanawiając się, czemu nie ma tu takich epizodów, jak „Over the Adge”, „Mad Love” czy „Old Wounds” sygnalizuję – niniejsza lista dotyczy wyłącznie serii „TAS” z lat 1992-1995, a nie stworzonej kilka lat później serii znanej jako „Gotham Knights”, „The New Batman Adventures” czy też „Tam, gdzie był Nightwing”. Choć pracowała nad nią ta sama ekipa, czuć jednak pewne różnice w stylu i w klimacie, przez co ciężko mi jest przyrównywać odcinki z obu serii. Poza tym, „TAS” ma tak przeważającą ilość epizodów, że do zestawienia załapałyby się góra dwa czy trzy odcinki tego drugiego tytułu…
No, ale dosyć tego gadania. Oto
LISTA TOP 15 Z BATMAN: THE ANIMATED SERIES
15. „Second Chance”. Po długiej rehabilitacji w Arham, Two-Face’a czeka nareszcie operacja, która przywróci mu jego dawny wygląd i, jak uważają psycholodzy, możliwość stania się na powrót starym dobrym Harveym Dentem… Niestety na chwilę przed operacją zostaje on uprowadzony ze szpitala. Batman i Robin wszczynają śledztwo. Jedna z poszlak wskazuje na Pingwina, druga na Ruperta Thorna.
Po dwuczęściowym „Two-Face”, to jedyny odcinek, który tak naprawdę skupia się na złożonej osobowości Harveya i relacji z Brucem. Choć w niektórych innych odcinkach sprawiał on po prostu wrażenie gangstera ze zdeformowanym wyglądem i manią podrzucania monety, tu raz jeszcze ukazany jest jako nieobliczalny psychicznie, pełen obsesji brutalny człowiek, do którego mimo wszystko czuć można wiele współczucia. Odcinek, choć ma prostą i może nawet przewidywalną fabułę, posiada sporo silnych momentów i (od strony technicznej) przedstawia pewne najlepiej zanimowane postacie w serialu. Zwłaszcza Two-Face’a, który momentami jest po prostu straszny.
14. „Dreams In Darkness”. Batman, potraktowany gazem Stracha na Wróble, jest nieustannie atakowany przez przerażające halucynacje. Nie mogąc odróżnić rzeczywistości od urojeń i odmawiając przyjęcia antidotum, które ma go pogrążyć w tymczasowej śpiączce, aż do momentu, gdy przestępca zostanie złapany, Batman rozbija batmobil w okolicy Azylu Arhkam, gdzie zostaje zamknięty.
To jeden z tych odcinków, który choć ma prosty pomysł, świetnie skupia się na każdym detalu i budowaniu klimatu. Animacja jest lepsza niż zwykle, a sceny halucynacji są momentami wręcz spektakularne… Choć nie budzą takiego podziwu, jak determinacja i zawziętość Batmana. Mimo wszystko temat „Batmana w Arkham” zostaje nieco lepiej wykorzystany w kolejnym odcinku…
13. „Trial”. Batman zostaje złapany przez szaleńców z Arkham, którzy przejąwszy władzę nad zakładem, postanawiają urządzić mu proces… A któż w ich mentalności może być na nich lepszym obrońcą, niż pani prokurator Janet Van Dorn, która jest święcie przekonana, że to Mroczny Rycerz jest odpowiedzialny za obecność wszystkich złoczyńców w Gotham?
Odcinek definitywnie przywodzi na myśl dobrze znany fanom komiks „Arkham Asylum: A Serious House on Serious Earth”, choć prawdę mówiąc sceny między wrogami Batmana są tu po prostu zabawne. Nie znaczy o jednak, że odcinek opiera się wyłącznie na humorze. Finałowa rozprawa Nietoperza z jego przeciwnikami trzyma w napięciu, świetna jest postać pani prokurator, która stopniowo zmienia opinie o Batmanie i ciekawie został rozegrany tytułowy proces.
Jedna osobista uwaga – Riddler pojawia się siedząc między wrogami Batmana, po czym… tajemniczo znika na resztę odcinka. Odkładać na bok fanowskie interpretacje podpowiadające, że pewnie przeczuwał, że Batman i tak się uwolni i dał nogę uważam, iż to spora niekonsekwencja ze strony twórców… Zwłaszcza w tak świetnym odcinku.
12. „The Clock King”. W Gotham City pojawia się tajemniczy Temple Fugate/Clock Kinght – mężczyzna mający nieziemską obsesją na punkcie czasu, który planuje za wszelką cenę upokorzyć burmistrza Hilla.
To jeden z tych odcinków, którego ludzie często nie doceniają bądź zapominają – a szkoda. Nie koncentruje się co prawda na jakimś specjalnie znanym przeciwniku Batmana i choć jego motywacje mogą wydać się na pozór zabawne – tak naprawdę demonstruje, jak coś takiego, jak przesadna punktualność, może doprowadzić człowieka do obłędu i jak czasem małe rzeczy mogą totalnie zniszczyć człowiekowi życie i wywołać potrzebę zemsty. Późniejszy odcinek z Clock Kingiem, w porównaniu z tym, jest dosyć banalny, ale ostatecznie to naprawdę ciężki występ do przebicia.
11. „The Laughing Fish”. Joker rozpuszcza w wodzie w Gotham City chemikalia, w wyniku których wszystkie ryby mają jego uśmiech i żąda pieniędzy od przemysłów rybnych za wykorzystywanie jego wizerunku. To oczywiście niemożliwe i clown zapowiada kolejno wykończać biurokratów odpowiedzialnych za prawa autorskie, aż dostanie to czego pragnie.
Będę szczery. Choć serial ten ma spory zasób wyśmienitych odcinków, jak i odcinków o Jokerze, „wyśmienitych odcinków o Jokerze” jest tak naprawdę garstka. W większości są to naprawdę proste intrygi – O! Joker postanawia zagazować miasto – i ponad to, że zjawia się Batman i krzyżuje jego szyki, niewiele się dzieje, a i sam Joker jest większość czasu bardziej zabawny niż groźny… Ten odcinek jednak najbliżej oddaje Jokera takiego, jakiego znamy z komiksu – jest on brutalny, niezrównoważony i tryskający obłędem, a intryga, którą tworzy, jest tak naprawdę tylko pretekstem, aby zabawić się z Batmanem i policją w kotka i myszkę. Przy okazji nie tylko pastwi się nad niewinnymi ludźmi, ale też demonstruje swój geniusz zbrodniczy, w pełni dając wrażenie godnego przeciwnika Batmana. Z „jokerowych odcinków”, ten jest definitywnie najmroczniejszy w tonie, co zawdzięcza nie tylko dobremu scenariuszowi, ale także odpowiedniej dla tonu animacji (zwłaszcza ludzie potraktowani jadem Jokera wyglądają upiornie) i wzbudzającej dreszczyk muzyce.
10. „Feat Of Clay” (2 części). Aktor Matt Hagen uzależnia się od kremu od twarzy, który pozwala mu zmieniać wygląd. By mieć pieniądze, wrabia Bruce Wayne’a w przestępstwo, a w wyniku dalszych wydarzeń staje się ClayFace’em.
Ten odcinek zasługuje na uwagę z uwagi na najlepszą animację w historii tego serialu. Przemiany ClayFace’a, zwłaszcza w ostatniej scenie, są fenomenalne, a jego postać jest przedstawiona dosyć strasznie. Inne wątki, jak wrobiony w przestępstwo Bruce, są także rozegrane bardzo dobrze, a przejścia Matta są potraktowane jak najbardziej dramatycznie. Swoją drogą, czy wiedzieliście, że postać złego milionera Ronalda Daggetta początkowo miała być Maxem Shrekiem z burtonowego „Batman Returns”? Ot, taka ciekawostka…
9. „The Demon’s Quest” (2 części). Robin zostaje uprowadzony, a w jaskini Batmana zjawia się tajemniczy Ras Al Ghul, który twierdzi, że jego córka Talia została porwana przez tych samych ludzi. Nietoperz i „Demon” wspólnie ruszają w długą i niebezpieczną podróż.
W sumie nie będę się rozpisywał ponad to, że naprawdę świetny dwuczęściowy odcinek. Fabuła jest bezpośrednio zaczerpnięta komiksu, a całość (zwłaszcza druga część) jest wręcz epicka! Osobiście nigdy nie lubiłem postaci Ras Al Ghula czy całego motywu jego „Komory Łazarza”, ale muszę przyznać, że w tym odcinku owe elementy są przedstawione po prostu fenomenalnie.
8. „Mad as a Hatter”. Jervish Tech, cichy i wrażliwy naukowiec, dowiadując się, że kobieta, którą kocha, ma innego, postanawia wykorzystać swój nowy wynalazek pozwalający na kontrolowanie woli innych, by dostać wreszcie to, na co czekał cale życie.
Obok „Two-Face”, to najlepszy odcinek, który koncentruje się na genezie złoczyńcy i w sumie szkoda, że nie było ich więcej. W przypadku Riddlera czy Scarecrowa ich motywacje ograniczają się do krótkiej retrospekcji, którą można streścić w słowach: „zwolnili ich, to się mszczą”. Problemy Kapelusznika są o wiele bardziej ludzkie. W przeciwieństwie do paru bardziej egocentrycznych przeciwników Batmana, Kapelusznik przynajmniej ma moment, gdzie zastanawia się, czy to, co robi, jest słuszne i powstrzymuje się przed zniżeniem się do ostateczności, a w obłęd tak naprawdę popada dopiero pod koniec, gdy Batman uświadamia mu, jak nisko upadł. Podobnie, jak w przypadku Mr. Frezze’a, ciężko nie czuć do niego współczucia i widać, że nie jest zły, „bo ma taki kaprys”, a jest to po prostu reakcja na wyrządzone mu krzywdy. Odcinek zostawia dziwnie smutne uczucie, ale zawsze ma się go ochotę obejrzeć ponownie.
7. „Two-Face” (2 części). Prokurator Harvey Dent musi skrywać mroczne alter ego agresywnego zabójcy, jednak gdy gangster Rupert Thorn odkrywa jego sekret i postanawia go nim szantażować, dochodzi do starcia, w wyniku którego Dent na dobre staje się swoim mrocznym wcieleniem. Batmana czeka ciężkie wyzwanie – tym razem przeciwnikiem nie jest jakiś anonimowy opryszek, a jego bliski przyjaciel.
Ten odcinek jest bardziej niż idealny. Autorzy, zamiast upraszczać sprawę – „polali mu twarz kwasem i się zły zrobił” (jak to miało miejsce na przykład wersji Sumachera) – dali Two-Face’owi tragiczną i złożoną historię, nadając postaci psychologicznego realizmu i wiarygodnie wyjaśniając, w jaki sposób Dent zyskał swoje alter ego. Chyba najlepszy moment to scena u psychologa, gdzie zahipnotyzowany Dent na moment uwalnia swoją złą połowę. Definitywnie czuć różnicę w poziomie animacji między częściami, ale fabularnie obie są równie mocne. Szkoda, że Joker nie dostał takiego ciekawego epizodu o swojej genezie. Temu dwuczęściowemu odcinkowi naprawdę niewiele brakuje, by być dla Two-Face’a tym, czym „Killing Joke” jest dla Jokera… Przynajmniej, jeśli o kwestie genezy postaci chodzi.
6. „Robin’s Reckoning” (2 części). Batman jest na tropie pewnego przestępcy i odmawia Robinowi wzięcia udziału w akcji. Jak niebawem Dick odkrywa, przestępcą, którego szuka Batman, jest Tony Zucko – mężczyzna odpowiedzialny za zabicie jego rodziców.
O ile w filmie „Mask of the Phantasm” ekipa „Batmana TAS” świetnie zaprezentowała początki Batmana, tak te dwa odcinki świetnie wyjaśniają początki Robina. Nigdy nie spróbowali zrobić co prawda odcinka, w którym Batman po latach dopada Joe Chilla (zabójca Waynów w komiksie), ale Robin stawiający czoła Tonemu Zucko definitywnie odzwierciedla, jak mógłby wyglądać ten moment. Znów animacja w drugiej części nie dotrzymuje kroku tej w pierwszej, ale historia wynagradza wszystko.
5. „Heart Of Ice”. Mr. Frezze pojawia się w Gotham City chcąc zemsty na człowieku odpowiedzialnym za eksperyment, który nie tylko pozbawił go uczuć, ale i żony.
Ten odcinek jest po prostu piękny i smutny… To samo zresztą, można powiedzieć o motywie muzycznym, który się w nim przewija. Twórcy serii odwalili kawał świetnej roboty robiąc z Mr. Freeze’a tragiczną i budzącą współczucie postać, która nie jest zła, a działa w wyniku desperacji (i nie jest przygłupem, który rzuca żartami o lodzie, będąc granym przez faceta znanego głównie z ról „Terminatora” i „Gliniarza w przedszkolu”… Wybaczcie, że poruszam ten temat, ale chyba każdego po tym odcinku wkurzy, jak drastycznie ogłupiono tę postać w filmie „Batman i Robin”, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że przedstawiony w serialu origin Mr. Frezze’a nie jest z komiksu). Odcinek sam w sobie przebiega bardzo sprawnie, oferuje dużo akcji, a animację ma na bardzo solidnym poziomie.
4. „It’s Never Too Late”. Batman ląduje w środku wojny między dwoma bossami mafijnymi – Rupertem Thornem i Arnoldem Stromwellem i jednocześnie pomaga temu drugiemu zobaczyć jego błędy życiowe.
Bardzo dojrzały odcinek koncentrujący się nie na przerysowanych superzłoczyńcach, ale na zwyczajnych gangsterach i prawdziwych ludzkich problemach. Uważam za ciekawe, że Batman, zamiast wtrącać kolejnego złoczyńcę za kratki, pomaga mu się nawrócić na dobrą drogę. Rupert Thorn to jedna z najpodlejszych postaci w tym serialu, o której się zawsze zapomina na rzecz bardziej wizualnie ciekawych występów Jokera czy Trującego Bluszczu. On nie jest motywowany obłędem czy popsutą przeszłością – jest po prostu chciwy i to czyni go o wiele gorszym… Mocny odcinek o zakończeniu, po którym mimo wszystko robi się nieco cieplej na sercu.
3. „Blind as a Bat”. Bruce zostaje oślepiony, ale mimo utraty wzroku postanawia kontynuować swoją misję. Zwłaszcza, że Pingwin położył właśnie swoje łapska na nowym wojskowym helikopterze i planuje terroryzować nim miasto, aż jego żądania zostaną spełnione.
Ten odcinek, choć z pozoru prosty, jest porządny w każdym aspekcie – od animacji, po scenariusz. Naprawdę czuć determinację radzącego sobie z niepełnosprawnością bohatera, który nie zamierza zostać w domu, gdy miasto jest w niebezpieczeństwie (jak oznajmia Bruce Alfredowi: „Jeśli myślisz, że taka mała błahostka mnie powstrzyma…”) i pokazuje, że nawet bez wzroku potrafi poradzić sobie z najtrudniejszymi wyzwaniami. Pingwin (podobnie jak Joker) w większości odcinków wydaje się bardziej zabawny niż groźny, tu dla odmiany od początku do końca zostaje rozegrany jako budzący respekt, bezduszny i niebezpieczny przeciwnik.
2. „Perchance To Dream”. Pewnego dnia Bruce budzi się i odkrywa, że jego rodzice ciągle żyją, a co za tym idzie, nigdy nie został Batmanem. Całe jego dotychczasowe życie wydaje się tylko złym snem, ale to oczywiście zbyt piękne by mogło być prawdziwe…
Nie będę psuł zakończenia odcinka dla osób, które go jeszcze nie widziały (choć to tak popularny odcinek, że ciężko znaleźć takie, które go jeszcze nie miały przyjemności obejrzeć), ale powiem tylko tyle, że finałowa konfrontacja jest po prostu rewelacyjna (Bruce Wayne walczy z Batmanem – nie może być ciekawiej!), motywacje głównego antagonisty są zadziwiająco sympatyczne (owszem, chce pozbyć się Batmana, ale zamiast uśmiercać go czy jakoś karać za wcześniejsze zatargi, postanawia uwięzić go w czymś co – jak sądzi – sprawi mu przyjemność), jest też wiele świetnych momentów pokazujących raz jeszcze determinację bohatera, który gotów jest poświęcić wszystko, o czym marzył, by móc dalej walczyć oto, co słuszne. Odcinek przypomina nieco historię Supermana pod tytułem „For the man Who Has Everything” Alana Moore’a, choć batmanowe wydanie jest równie ciekawe, a może i nawet ciekawsze.
1. „I Am The Night”. W rocznicę śmierci Wayne’ów, komisarz Gordon zostaje postrzelony i zapada w śpiączkę. Batman poważnie zaczyna się zastanawiać nad sensem swojej misji.
Tak, nie ma chyba nic dziwnego, że najlepszy odcinek serii nie koncentruje się na przeciwnikach czy przyjaciołach Batmana, a na nim samym. Jest to definitywnie najpoważniejsza i najdojrzalsza odsłona w całej serii, a jeszcze by dodać wisienkę na torcie, mamy najsolidniejszą animację w niż jakimkolwiek z odcinków. W warstwie fabularnej nie tylko otrzymujemy zgłębione motywacje Batmana, ale także jego relacje z Gordonem. W jednym z dramatyczniejszych momentów, drący się Batman zaczyna demolować jaskinię. Definitywnie odcinek pokazuje, że seria ta wcale nie miała być robiona pod dzieci… Prawdę mówiąc ten odcinek nie oferuje nic dla nich, chyba że liczyć akcję, jednak co do fabuły, naprawdę wątpię by coś pojęły… Ba! Dialogi zawierają cytaty z filozofów i poezji. „I Am The Night” nawet nie ma sensu przyrównywać do reszty odcinków – sam w sobie broni się idealnie i pokazuje, na czym naprawdę polega Batman.
Maciek Kur