STAR WARS: RYCERZE STAREJ REPUBLIKI tom 1: POCZĄTEK
OD FAJTŁAPY DO TWARDZIELA
Komiksowi „Rycerze Starej Republiki” nie grzeją się w blasku sławnego roleplaya z 2003 roku. To nad wyraz dobra mieszanka przygody, humoru dialogowego i ciekawie raczkującej intrygi.
Historie osadzone w międzygalaktycznym świecie Star Wars od zawsze kojarzyły mi się z nieskrępowanym awanturnictwem i epickimi zwrotami akcji, dopieszczonymi poprzez emocjonujące relacje zachodzące między głównymi postaciami. Nie inaczej jest w przypadku pierwszego tomu cyklu Johna Jacksona Millera, który w Stanach Zjednoczonych doczekał się pokaźnej liczby wydań zbiorczych.
Podobnie jak pierwowzór z gry komputerowej, tak i „Początek” rozgrywa się na prawie 4000 lat przed bitwą o Yavin 4 z „Nowej nadziei”. Śledzimy w nim losy Zayne’a Carricka, dość nieporadnego padawana mającego szczęście do wpadania w śmiertelne tarapaty. Dzieje się tak niewątpliwie wtedy, gdy nieopatrznie staje się świadkiem brutalnego mordu swoich przyjaciół przez swych mistrzów Jedi. Chcąc nie chcąc, Zayne zostaje niesprawiedliwie uznany za zbiegłego Jedi skażonego Ciemną Stroną i zmuszony do rozpaczliwej ucieczki. Tym samym rozpoczyna się ekstremalna jazda bez trzymanki, podczas której dawni wrogowie Carricka staną się sprzymierzeńcami, a pochopne decyzje wynikające z mglistych przeczuć zasieją wielki zamęt.
Muszę przyznać, że na początku byłem sceptycznie nastawiony do omawianego komiksu. Obawiałem się, że będzie czerpał garściami z popularności komputerowego hitu BioWare’u, nie reprezentując z sobą nic ponadto. Ale jest inaczej, chociaż podkreślić należy, że to żadne arcydzieło, a dobrze przygotowane czytadło na nudne wieczory. Miller z werwą szarżuje motywami z przebogatego uniwersum George’a Lucasa, uchwyciwszy jego największy atut – niezobowiązującą rozrywkę łączącą akcję kosmicznych rozmiarów z mistyką i politycznymi szachami. I mimo tego, że scenarzysta zarysowuje intrygujący szkielet fabularny, który zapewne będzie wypełniany w następnych tomach, to słabo mu idzie kontrolowanie płynności zdarzeń. Parę razy podczas czytania miałem wrażenie, że sceny są pourywane, brakowało pomiędzy nimi wyjaśnienia, jak dana postać dotarła z punktu A do punktu B. Nie razi to jednak aż tak bardzo, jeżeli przypomni się sobie błyskotliwe i ironiczne zarazem przejścia z retrospekcji do teraźniejszości.
O kresce trudno tutaj mówić, bo ona zwyczajnie jest. I tylko tyle. Brian Ching i Travel Foreman zaprezentowali w pierwszym tomie mało wyraziste rysunki, którym co prawda nie można zarzucić braku rzemieślniczej poprawności, ale też nie zapierają one tchu w piersiach. Myślę, że brak ponadprzeciętnych artystów jest jednym z stałych mankamentów komiksów oznaczonych logiem „Star Wars” i „Rycerze Starej Republiki” nie są wyjątkiem. Żałuję za to bardzo, że Egmont nie zamieścił w polskiej edycji komiksu większości okładek Travisa Charesta, potrafiącego zilustrować przykuwające oko rysunki. Być może od następnego tomu to się zmieni, chociaż szczerze w to wątpię.
„Początek” to dobry start dla osób, które po seansach filmowych nie miały okazji bardziej się wgłębić w inspirujący świat zakonów Jedi i Sithów. To, co jest w nim zawarte, daje nadzieję na satysfakcjonującą rozrywkę w następnych częściach. Ja z pewnością zakupię kolejny tom, bo być może będzie to dobra wymówka na zrobienie sobie przerwy od ambitniejszych komiksów. W końcu człowiek nie może żyć samymi arcydziełami, prawda?
Michał Chudoliński
„Star Wars: Rycerze Starej Republiki” tom 1: „Początek”
Tytuł oryginału: „Knights of the Old Republic” vol 1: „Commencement”
Scenariusz: John Jackson Miller
Rysunki: Brian Ching, Travel Foreman
Kolory: Michael Atiyeh
Okładka: Travis Charest
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Wydawca: Egmont Polska
Data wydania: 19.04.2010
Wydawca oryginału: Dark Horse Comics
Data wydania oryginału: 11.2006
Objętość: 152 strony
Format: 152 x 228 mm
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Druk: kolorowy
Dystrybucja: księgarnie
Cena: 39,00 zł