MANGA MESSIAH


Wychodzę z założenia, że między ukazywaniem czegoś w zabawny sposób, a atakowaniem tego, jest daleka droga. Weźmy za przykład taki „Żywot Briana”. Obrazoburczą komedię o początkach chrześcijaństwa potrafi zrobić każdy głupi. O wiele większa sztuką jest zrobić ją tak, by nie była zbyt obraźliwa i taki cel osiągnęli właśnie twórcy filmu. Realia epoki – rzymska okupacja Izraela, Żydzi oczekujący na mesjasza, krzyżowania, kamienowania, trędowaci – zostają w filmie ukazane w anachroniczny i absurdalny sposób (niewiele różniący się od tego z „Asteriksa”), jednak osoba Jezusa przedstawiona zostaje z jak największym szacunkiem, a sceny parafrazujące biblijne przypowieści dalekie są od łamania granic dobrego smaku i, prawdę mówiąc, trzeba znać dobrze Nowy Testament, aby naprawdę docenić niektóre z żartów. Z posądzeniem filmu o atakowanie Kościoła, bądź anty-religijność, spotkałem się wyłącznie ze strony osób, które albo widziały tylko wyrwane z kontekstu fragmenty (zwykle mylnie biorąc z góry postać Briana za Jezusa), tudzież na siłę próbowały się w nim nadmiernej obelżywości doszukać.

Inny przykład to odcinek Simpsonów pod tytułem „Father, Son and Holy Guest-Star”, w którym Bart i Homer postanawiają wstąpić do Kościoła katolickiego (Simpsonowie są luteranami). Jak się można domyślić, odcinek zebrał swoją dawkę recenzji pełnych skarg, że jest zbyt obraźliwy i że atakuje katolików… Jakież to straszliwe bluźnierstwa miały miejsce w tej popularnej kreskówce? Mamy oto postać stereotypowej zakonnicy, okładającej uczniów linijką i ze dwie złośliwe uwagi na temat braku antykoncepcji… To wszystko. Naprawdę. Całość – choć przesiąknięta rozmaitymi odwołaniami – niewiele rzeczy na temat kościoła przedstawia w sposób cyniczny.  Humor czerpie przede wszystkim z ignorancji rodziny Simpsonów, mającej po raz pierwszy styczność ze spowiedzią, różańcem czy piątkowym postem. Postać księdza (w tej roli Liam Nesson) jest całkiem sympatyczna i oddana swoim ideałom, natomiast lwia część satyry krytykuje uprzedzenia ludzi do Kościoła katolickiego, a po obejrzeniu, aż chce się dowiedzieć o nim więcej…

Do czego z tym wszystkim zmierzam, zapytacie. Otóż od dłuższego czasu na mojej półce leży egzemplarz jakże wspaniałego wydania komiksu „Manga Messiah” i wyjść nie mogę z podziwu, że nie było jeszcze znajomego, który po wzięciu go z zaciekaniem do ręki i przekartkowaniu, na dzień dobry nie wyciągnął wniosku, że:

a) Ten komiks to herezja w obrazoburczy sposób przedstawiająca życie Jezusa.
b) Ten komiks to parodia, ośmieszająca wydarzenia z Nowego Testamentu.
c) Ten komiks to przesadnie uatrakcyjniona historia, robiąca z Jezusa superbohatera.

Jaka jest poprawna odpowiedź? Żadna z powyższych. Wręcz przeciwnie – komiks jest jedną z najlepszych adaptacji Nowego Testamentu, z jaką się spotkałem, nie tylko pod względem wierności, ale też utrzymaną „w duchu” kanonicznych ksiąg.

Ale po kolei. Manga, której autorami są Hiddenori Kumai i Kozumi Shinozawa, jest przeniesieniem dziejów i nauczania Jezusa na język komiksu – od historii narodzin, po późniejsze objawienia. Przepraszam, popełniłem błąd. Nie „Jezusa”, lecz „Yeshuaha”, albowiem komiksowe postacie adresowane są swoimi pierwotnymi imionami i tu pierwszy z głównych atutów – autor poważnie przyłożył się do researchu.

Nadinterpretacje tekstów biblijnych biorą często swój początek w tym, że aby je naprawdę zrozumieć, trzeba dobrze znać epokę i panującą w danym okresie mentalność. Słowo pisane nie zawsze było czymś powszechnym, lecz zawsze cenionym. Pisarze nie bawili się w rozbudowane opisy, jeśli te były zbędne, a tym bardziej nie wyjaśniali panujących obyczajów czy polityki, gdyż jaki sens miałoby wyjaśnianie czegoś, co jest powszechne? Tym bardziej należy pamiętać, że mamy do czynienia z tekstem natchnionym. A teraz wyobraźmy sobie, że w dodatku minęły dwa tysiące lat.

Podobna kwestia dotyczy języka. Weźmy słowo (jakże tematyczne) „pasja”. Dziś ma ono pozytywny wydźwięk, oznacza zapał do czegoś; „pasjonatem” nazwiemy kogoś, kto ma hopla na danym punkcie. Jeszcze do niedawna „szewskiej pasji” dostawali furiaci, gdyż oznaczało gniew, a jeszcze dawniej  mękę/męczarnie.

Scenarzyści komiksu wybrnęli z tego typu nieporozumień. Pilnie trzymając się słów Pisma Świętego (na dowód czego na dole każdej strony mamy zaznaczone, z którego wersetu/wersetów jest dana scena wzięta – na przykład: Marek 11:1-10) wiedzą, gdy trzeba dać sobie czas, by wyjaśnić, czemu dana rzecz miała dla ludzi wagę, jakie były panujące obyczaje socjalne, bądź po prostu rzucić odrobinę światła na to, do czego postacie się odwołują. Mamy też nieco ciekawostek i mapek dla podkreślenia dystansu, jaki przebyli bohaterowie.

Twórcy zadbali o język. Jest uwspółcześniony, ale nie  w sposób „ogłupiający dla dzieci i młodzieży”. Mówię tu o dosłownym tłumaczeniu kontekstu wypowiedzi na dzisiejszy język. Dzięki temu wypowiedzi skrywające teologiczne prawdy zostają oddzielone od tych, które miały być… po prostu wypowiedziane „na luzie”. Wszystkie te zabiegi pomagają historii nie tylko być wierną adaptacją, ale czynią z niej naprawdę wciągającą lekturę.

Na plus należy zapisać przedstawienie Jezusa/Yeshuaha. W wielu adaptacjach Biblii, zwłaszcza tych dla dzieci, postać Jezusa jest – co tu dużo mówić – często wyjątkowo „sztywna”, ograniczająca swoje wypowiedzi do cytatów z Pisma Świętego… Mangowy Jezus zachowuje się jak najbardziej ludzko i naturalnie. Kiedy trzeba (i jest to zgodne z kontekstem Ewangelii) jest zażenowany, wzruszony (w jednej scenie płacze), bądź traktuje sytuację z przymrużeniem oka. Momenty, w których jego wypowiedzi wprawiają w konsternację Faryzeuszy są komiczne, a przypowieści narysowane o wiele bardziej groteskową kreską, niż można przypuszczać. Z kolei sceny opętania i wypędzania demonów zostają zobrazowane w sposób dosyć mroczny. Podobnie rzecz się ma ze scenami kuszenia przez Szatana czy wskrzeszenia Łazarza (w każdym razie pierwszy kadr, w którym Łazarz wychodzi z grobu, wygląda dosyć upiornie). Nie jest to co prawda bloodfest na miarę filmu Mela Gibsona, ale scena ukrzyżowania jest brutalna.

Cóż rzec, znawcą mangi czy też jej wielkim fanem nie jestem, ale powiem tylko tyle, że nie mam uwag do kreski w tym komiksie. Styl jest ładny, dynamiczny, bez udziwnień (choć jeden z trzech króli na pierwszy rzut oka sprawiał wrażenie, że jest „płci pięknej”). À propos udziwnień i typowo mangowych zabiegów – w pewnej scenie w rękach jednego z apostołów pojawia się mikrofon, ale jest to celowy chwyt, dla podkreślenia efektu humorystycznego chwili (w każdym razie mam nadzieje, że celowy), choć z całym detalicznym researchem historycznym, jaki twórcy włożyli w komis, przypuszczam, że mogli by go sobie spokojnie darować, bo zapewne znajdzie się ktoś, kogo wytrąci to z „rytmu”.

Cóż dodać… Mangę polecam szczerze każdemu, kto ma ochotę lepiej zrozumieć historię i nauczanie Jezusa, a już na pewno rekomenduję  jako prezent na Pierwszą Komunię bądź bierzmowanie (w każdym razie, jeśli osoba, której mamy ją sprezentować włada doskonale angielskim lub japońskim). Dawno nie widziałem adaptacji, która tak dobrze ilustrowałaby przedstawiane wydarzenia. Dzięki temu intryguje, trzyma w napięciu, wzrusza, bawi i rzuca trochę inne światło na największą historię, jaka została kiedykolwiek opowiedziana. Jestem zainteresowany także pełną adaptacją Nowego Testamentu, która została stworzona przez tych samych autorów…

Maciek Kur