KOMIKSY POWINNY BYĆ TANIE, GRUBE I DOSTĘPNE W KAŻDYM KIOSKU

WYWIAD Z TOMASZEM NIEWIADOMSKIM

KZ: Z miejsca proszę Cię o wyrozumiałość, ale niestety zaczniemy standardowo: Twój pierwszy kontakt z medium znanym pod obiegową nazwą komiksu? Kiedy, co, gdzie i za ile?

Tomasz Niewiadomski (TN): Mój Tata czytał „Szpilki”, „Tytusy” i „Świat Młodych”. Kiedy byłem na tyle poważny, żeby ich nie podrzeć, kilka „Tytusów” dostałem do rąk. Wryły mi się też w pamięci komiksy z ostatniej strony „Świata Młodych”. Patrzyłem na historyjkę o Kajko i Kokoszu i myślałem: „Muszę się szybko nauczyć czytać!”

KZ: Zaryzykuję i spróbuję maksymalnie wykorzystać Twój zasób cierpliwości kolejnym „do bólu” standardowym pytaniem. Kiedy doszedłeś do wniosku, że warto podjąć własne próby na polu tworzenia komiksów?

TN: Jeszcze w kołysce dostałem kredki i rysowałem po ścianie. A wiec zacząłem od graffiti. Potem byłem pod wpływem Matejki i Kossaka. Rysowałem bitwy, konie i żołnierzy. Tuż przed pójściem do podstawówki zacząłem rysować komiksy westernowe i gwiezdno wojenne. Pod wpływem „Gwiezdnych Wojen” i westernów oczywiście.

W 1982 zobaczyłem „Funky’ego Kovala” i przeczytałem zbiór opowiadań Zajdla oraz trafiły mi w ręce komiksy Marvela, które krążyły po szkole. Pod wpływem tego rysowałem już całkiem poważne zeszyty. To znaczy kupowałem zeszyt gładki i rysowałem komiksy, których historia działa się gdzieś na innych planetach. Te swoje zeszyty wymieniałem na zeszyty Marvela.

KZ: Mógłbyś scharakteryzować ewolucję Twojego warsztatu? Jakimi technikami posługujesz się najczęściej? Przy tej okazji mógłbyś wskazać swoich mistrzów zarówno w dziedzinie scenariusza komiksowego jak i rysunku oraz ogólnie sztuk plastycznych?

TN: Kiedy zacząłem na poważnie (około roku 1990), z myślą publikowania w gazetach, używałem polskich rapidografów firmy Rystor napełnianych tuszem i „Art Pen” – to były takie pióra o różnych grubościach stalówki, napełniane czarnym atramentem. Obecnie używam różnej maści cienkopisów o grubości 0.3 i 0.4 mm, cienkopisów z końcówką, pędzelka i flamastrów. A koloruje markerami Tria firmy Letraset.

A mistrzów mam wielu. Z rysowników zagranicznych – Moebius, Jack Kirby. Z polskich – wszyscy mistrzowie polskiego komiksu.

KZ: Skąd pomysł Ratmana? Pierwszym opublikowanym w „Nowej Fantastyce” był jednak inny komiks – „Wersja Bobo”. Czy pierwotny zamysł Twej współpracy miał się opierać na takich właśnie luźnych, niezwiązanych wspólnym bohaterem fabułach?

TN: W redakcji zasugerowali, że dobrze by było jakbym wymyślił jakiegoś zabawnego bohatera. Akurat rysowałem komiks o tym, jak szczuroczłowiek grając na flecie wyprowadza jeźdźców Apokalipsy z miasta.

KZ: Pamiętasz może pierwsze reakcje na Ratmana? Inna komiksowa gwiazda „Fantastyki” – Funky Koval, początkowo łatwego życia nie miał. Redakcje zasypywano listami z żądaniami wyrugowania komiksu z pisma. Czy podobnie było w przypadku Twojego bohatera?

TN: Kiedy „Ratman” pojawiał się na łamach w miarę często przychodziły listy przeciw niemu, a kiedy nie było go przez dłuższy czas, redakcja była zasypywana listami żądającymi obecności Ratmana.

KZ: Współpracowałeś z tak wybitnymi scenarzystami, jak Maciej Parowski i Grzegorz Janusz. Jakie są Twoje refleksje z tego doświadczenia? Jak mógłbyś scharakteryzować obu twórców? I co najważniejsze, czy miałeś realny wpływ na modyfikacje pierwotnego pomysłu czy skryptu proponowanych Ci fabuł?

TN: Są to wybitni scenarzyści. Czasami modyfikowałem ich pomysły. Przeważnie dotyczyło to scenografii.

KZ: Źródła inspiracji dla rozpisywanych przez Ciebie scenariuszy?

TN: Kosmos, Biblia, telewizja, polityka, świat zwierząt, roślin, autobusy i tramwaje.

KZ: W wykreowanych przez Ciebie licznych wszechświatach pełno od niesamowitych istot, które aż się proszą o ponowne wykorzystanie, często w im tylko poświeconych fabułach. Plemię Dzikich Pumpernikli, muszy parlament, karaluch Pitarełło, Jan Pasek, Szmatan(!!!), budowniczowie Wieży Baby – to tylko część spośród licznego grona „osobników”, którzy z powodzeniem mogliby powrócić na kartach Twoich kolejnych opowieści. Są takie plany wobec przynajmniej części z nich?

TN: Oczywiście. Na przykład Szmatan występuje w dłuższej historyjce, która jest już gotowa.

KZ: Czy jest szansa, że Bolo zagości w solowym albumie? Postać niewątpliwie charyzmatyczna, a i zdaje się, że materiału było niemało. Czy planujesz kolejne „paski” z jego udziałem?

TN: Paski powinny się ukazywać w jakiejś gazecie, albo w kilku naraz. Ale na razie nie ma gdzie ich zamieszczać, więc Bolo odpoczywa. Mam sporo tych pasków, które zrobiłem z moim scenarzystą Tomaszem Stawiszyńskim. Drugi solowy album też jest już prawie gotowy – „Bolo sam w Warszawie”. Ta historyjka ukazywała się w sobotnim kolorowym dodatku „Warszawiak” do gazety „Życie” w 2004 roku.

KZ: Zdarzały Ci się zarzuty obrazoburstwa? W odcinku „Ratman odzyskuje wiarę” jego „nawrócenie” ukazane jest dość obcesowo. Ponadto rzucone w „Nerwolwerze” hasło „Mąki Boskiej” świadczy o bliżej nieokreślonych koncepcjach quasi-teologicznych w Twoich fabułach.

TN: Osobiście nie słyszałem takich zarzutów. Ale doszły mnie słuchy, że „Ratman odzyskuje wiarę” wzbudził jakieś takie emocje. Notabene akurat wspomniany odcinek Nerwolwera napisał Tomasz Stawiszyński. Ale tą „Mąkę boską” dodałem od siebie, więc jest to przykład modyfikacji scenariusza, o które padło pytanie wcześniej. Czuję się quasi-teologiem. Strasznie mi się spodobało to określenie.

KZ: Dało się słyszeć głosy, że najbardziej udanym epizodem „Ratmana” był… „Stalin vs. Predator”(sic!). Czy planujesz tego typu luźne fabuły bez udziału Twojego sztandarowego bohatera?

TN: Jak najbardziej.

KZ: Swego czasu współpracowałeś z magazynem „Kocie Sprawy”, regularnie zamieszczając tam swe prace. Mógłbyś nam przybliżyć ten okres Twojej twórczości? A przy okazji, czy jest perspektywa albumowej publikacji „kocich” komiksów?

TN: W 2003 roku trafiła do mnie para białych kotów. Mieszkając z nimi zacząłem je obserwować, szkicować. Po jakimś czasie przyszedł pomysł na komiks. Scenariusze powstawały na bazie ich zachowań. Stąd pomysł przedstawiania głównego kota – Misia, jako scenarzysty komiksowego. Zacząłem czytać „Kocie Sprawy” i zaproponowałem to redakcji. I tak przez 2006 rok ukazywały się co miesiąc dwustronicowe historyjki pod nazwą ”Kocie sny”. Wyjdą z tego dwa albumy. Coś tam jeszcze dorabiam. Koty piszą dłuższe scenariusze.

KZ: Jak oceniasz obecny polski rynek komiksowy, a zarazem szansę na zaistnienie komiksowego twórcy w wysokonakładowej prasie?

TN: Nie wiem, co odpowiedzieć na to pytanie. Ukazuje się dużo ciekawych rzeczy. Niestety są one drogie. Komiksy powinny być tanie, grube i dostępne w każdym kiosku.

KZ: Czy są zapędy na zaprezentowanie chociaż przykładów Twojej „Wielkiej Triady” (Ratman, Nerwolwer, Bolo) również poza Polską? Nawet jeśli nie w formie publikacji to może wystawy? Czy charakterystyczny dla Twojej twórczości humor miałby szansę „dotrzeć” również do innego niż polski czytelnika?

TN: Dwa odcinki „Kocich snów” są przetłumaczone na język czeski i brały udział w wystawie „Kot w polskim komiksie” w Pradze. Siedmio-stronicowa historyjka „Nerwolwera” ukazuje się właśnie teraz w łotewskim albumie poświeconym związkom komiksów z muzyką. Więc coś się dzieje w tym temacie. Niektóre rzeczy byłyby trudne do przetłumaczenia. Ale dałoby radę.

KZ: Mógłbyś wspomnieć również o Twojej pozakomiksowej twórczości graficznej? Na łamach między innymi „Czasu Fantastyki” regularnie zamieszczane są Twoje ilustracje. Planujesz coś więcej w temacie właśnie ilustracji prasowej, bądź też książkowej?

TN: Chętnie bym robił więcej na tym polu. Brakuje mi pisma satyrycznego. Takiego, jakim kiedyś były „Szpilki”. Poza tym planuję namalować parę obrazów akrylowych.

KZ: A może animacja? Animowani byli Tytus, Nerwosolek i Entomologia, wkrótce Jeż Jerzy. Dlaczego nie Ratman.

TN: Może animacja. Są już takie pomysły. Myślę, że do animacji najbardziej pasuje świat Nerwolwera.

KZ: Wielkie dzięki za odpowiedzi i powodzenia w dalszym kultywowaniu quasi-teologii i nie tylko.

Pytania zadał Przemysław Mazur.