RED


O „RED” Warrena Ellisa warto napisać. O komiksach Ellisa w ogóle warto pisać, a kiedy na ekranach kina gości adaptacja jego dzieła – pisać należy jak najwięcej. Dlaczego? Myślę, że dosyć już peanów na cześć brytyjskiego scenarzysty i autora cyberpunkowych powieści, więc nie o promocję chodzi. Bardziej o uświadomienie sobie, o czym tak naprawdę Brytyjczyk opowiada na łamach krwawej „nawalanki” o Franku Mosesie.

Aby płynnie przejść do oceny tego trzyczęściowego komiksu, muszę przeprosić, że już na samym początku porównam go do filmu. Chcę mieć ten problem zamknięty, bo wierzę, że niektórzy sięgną po „RED” dopiero po obejrzeniu obrazu z Willisem, co według mnie nie jest najlepszym pomysłem (oczywiście zawsze warto czytać dobre komiksy, ale w tym przypadku można się rozczarować, jeśli źle „rozplanuje się” oczekiwania). Od razu więc ostrzegam – ekranowy „RED” niewiele ma wspólnego z papierowym. Jeśli ktoś liczy na nieustanne żonglowania kliszami i teledyskowy humor w duchu „Kick-Ass”, może się zawieść. Komiks to mroczna opowieść zemsty, a film to komedia akcji. W komiksie krew służy wzmocnieniu klimatu frustracji i osaczenia, natomiast na ekranie tryskająca posoka przywołuje na myśl klimaty „killbillowskie”. Nie uważam tych cech filmu za minusy, gdyż „RED” jako rozrywka „sobotnio-popcornowa” sprawdza się całkiem nieźle. Ale wróćmy do komiksu.

Frank Moses powinien cieszyć się emeryturą i małym mieszkaniem, które dostał od CIA w podziękowaniu za lata współpracy. Frank Moses powinien plewić ogródek, sadzić pomidory, słuchać radia i umilać sobie czas pisaniem listów do siostrzenicy lub rozmową z operatorką obsługi z jego funduszu emerytalnego. Mężczyzna czuje się samotny, jednakże na początku trudno określić, czy to jest głównym powodem jego smutku. Tak naprawdę codzienna rutyna jest tym, czego zmęczony, podstarzały człowiek po przejściach potrzebuje. Frank, mimo że nie zapomniał o swojej przeszłości rządowej maszyny do zabijania, cieszy się z każdego spokojnie spędzonego dnia. Aż do czasu, kiedy ów spokój zostaje zmącony przez zabójców wynajętych przez CIA. Wiedza Mosesa jest dla niektórych szych coraz bardziej niewygodna, ale nic nie usprawiedliwia popsucia dnia człowiekowi, który od świata wymaga tylko jednego – aby dał mu święty spokój. Ktoś tu zapomniał, że nie powinno budzić się lwa, szczególnie głodnego mięsa i krwi.

Jeśli ktoś uważnie śledził fabuły filmów „Rambo”, ten wie, że ostatnia część – mimo kilku naciąganych bzdur i eskalacji brutalności do niebotycznych rozmiarów – próbuje powiedzieć ważną rzecz: „Jeśli twoim zawodem było zabijanie, będziesz chciał zabijać ponownie”. Wyszkolona przez rząd maszyna do masowej eksterminacji musi zostać uśpiona i okiełznana, w przeciwnym razie czekałoby nas żniwo poderżniętych gardeł i karnawał pustych łusek z karabinu. Warren Ellis mówi to samo, a postać Franka jest podobna do Rambo i emerytowanego Punishera, klinicznego psychola wzorowanego na imprincie „MAX”. Krótko mówiąc – człowieka, którego nie chcielibyśmy mieć za naszego wroga. W pewnym momencie główny bohater mówi: „Zastrzelcie mnie, jestem potworem”. I nie sposób się z tym nie zgodzić, gdyż komiks uświadamia nam, że Moses to zawsze tykająca bomba; pytaniem było, kiedy w końcu wybuchnie. A gdyby jego wewnętrzny demon przebudziły się blisko niewinnych ludzi?

Ellis jest więc komentatorem mroków ludzkiej psychiki, która, niestety, nie działa jak pilot od telewizora; nie możemy w każdym momencie wyłączyć thriller i rozkoszować się komedią romantyczną. Przeszłość prędzej czy później zapuka do naszych drzwi, trzeba o tym pamiętać i być w nieustannej gotowości. Scenarzysta z pomocą rysownika, Cully’ego Hammera, wykreował świat brutalnych ludzi, którzy szukają ukojenia. Świetna narysowana, umęczona twarz Franka, idealnie współgra z szybką narracją, która co kadr odbiera siły witalne bohaterowi, choć jakaś siła (zemsta?) każe Mosesowi przeć na przód. Jakże daleka jest ta wizja od wesołkowatej komedyjki, w której znudzony Bruce Willis pije herbatkę z Morganem Freemanem, a John Malkovich rozbawia każdym swoim występem. Komiksowy „RED” to nie ten sam świat. Tutaj Moses jest sam jak palec, a postrzały bolą naprawdę.

Jakub Koisz

„RED” TP
Zawiera: „RED” #1-3
Scenariusz: Warren Ellis
Rysunki: Cully Hammer
Wydawca: Homage Comics/WildStorm
Data publikacji: 06.2009
Liczba stron: 128
Druk: kolor
Cena: $14,99