W CZTERY OCZY
Do opowiedzenia historii pierwszego poważnego miłosnego rozczarowania i nierozerwalnie związanego z nim okresu odurzania się narkotykami Sascha Hommer zbierał się latami. To, co faktycznie miało miejsce w czasach jego licealnej młodości, przełożył na język komiksu już jako dorosły mężczyzna i ukształtowany autor z wypracowanym warsztatem artystycznym. Mimo wszystko narkotyczne omamy nękające bohatera tej autobiograficznej książeczki nie ściskają za serce tak bardzo, jak musiały to robić czternaście lat wcześniej – w czasie rzeczywistym – z młodym chłopakiem, doświadczającym aż nazbyt wielu wrażeń. Może czas zdążył zagoić bolesne rany, a odtwarzane wspomnienia nie zostały przelane na papier w wystarczająco ekspresyjnej formie?
Punktem wyjścia dla całej opowieści jest znajomość Saschy z Julią, a jeśli chcieć być ścisłym – koniec tej znajomości, który poniekąd doprowadził bohatera do granic zdrowego rozsądku, rzucając go na przysłowiowe dno. Gdyby jednak faktycznie to wydarzenie (dramatyczne i bolesne – obiektywnie patrząc) stało się katalizatorem sięgnięcia przez zrozpaczonego młodego człowieka po przeróżne narkotyki (począwszy od marihuany, poprzez LSD, kończąc na grzybkach halucynogennych), wszystko wyglądałoby inaczej. Nie jest tak jednak, gdyż chłopak nie stronił od używek już wcześniej – były one wręcz nieodłączną częścią okresu jego znajomości z wiecznie niezadowoloną dziewczyną. W związku z powyższym nieudany związek z Julią jest w komiksie jedynie epizodem, a całe „W cztery oczy” należy rozpatrywać raczej pod względem tematyki środków psychoaktywnych. Jako taki stanowi on zapis pewnego etapu w życiu autora (jak można przypuszczać z rozwoju fabuły, jest to etap zamknięty). Z żalem przyznam, że nie wzbudził on we mnie większych emocji. Lecz nie jest to uwarunkowane sennie prowadzoną narracją, czy też mało ekspresyjną kreską, które to cechy odbieram za plusy tej opowieści. Bohater próbujący wielu używek, a odmawiający czekolady słowami: „W czekoladzie są hormony szczęścia, a ja chcę być szczęśliwy bez żadnych sztucznych dodatków”, nie wydaje mi się w pełni wiarygodny.
Niemiecki twórca poradził sobie znacznie lepiej w wydanym wcześniej, również w Polsce, „Insekcie”, gdzie w przerysowany, trochę metaforyczny sposób ukazał problem inności. Bohater „Insekta” był postacią, której w zupełnie naturalny sposób można było współczuć. Czy czytelnik będzie na tej samej zasadzie współczuł Saschy? Mam wątpliwości. Co gorsza, autor niekoniecznie potępił – co być może wcale nie było jego intencją – szalonego okresu swojej młodości. Owszem, w symboliczny sposób się od niej odciął, ale nie jestem przekonany, czy jednoznacznie nie zniechęcając, nie zachęcił mniej refleksyjnych odbiorców do podobnych zabaw, w których brał czynny udział, przechodząc przez nastoletni okres buntu.
Konfrontacja w cztery oczy z narkotykowym demonem to mniej lub bardziej wyraźna przestroga. Czy to leżało w intencji autora? Wielu sięgających po tę pozycję czytelników zinterpretuje ją po swojemu, a pewnie niejeden odnajdzie w niej jakieś wątki przypominające mu o własnych doświadczeniach: czy to z niewartą grzechu panną, czy też narkotykami. Do lektury „W cztery oczy” zaleciłbym jednak podejść z pewnym dystansem, aczkolwiek mam wrażenie, że w jej trakcie przychodzi to instynktownie.
Jakub Syty
Inne opinie
Pamiętając jak duże wrażenie zrobił na mnie „Insekt”, po nowym komiksie Hommera spodziewałem się czegoś naprawdę dobrego. Tymczasem „W cztery oczy” to wyświechtana, błaha historyjka o ćpaniu i dorastaniu, pozbawiona polotu i wyobraźni. Świadczy o tym chociażby banalny do bólu motyw z czarnym psem. Nie polecam.
Mikołaj Ratka
„W cztery oczy”
Tytuł oryginału: „Vier Augen”
Scenariusz: Sascha Hommer
Rysunki: Sascha Hommer
Tłumaczenie: Marcin Chuta
Wydawca: kultura gniewu
Data wydania: 2.10.2010
Wydawca oryginału: Reprodukt
Data wydania oryginału: 10.2009
Objętość: 124 strony
Format: 160 × 210 mm
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Papier: offsetowy Munken Print White 120 g
Druk: czarno-biały
Dystrybucja: księgarnie
Cena: 37,90 zł