GARFIELD MINUS GARFIELD

Czy można wyobrazić sobie serię komiksową pozbawioną głównego bohatera? Sytuację, w której pierwotnie ten bohater znajdował się na jej kadrach, a potem ktoś go po prostu z nich usunął – „wygumował” jego postać i dymki z jego tekstami – zmieniając całkowicie pierwotny sens historyjek z jego udziałem, czyniąc bohaterem „tego drugiego”? Jak widać można. W dodatku może być to seria realizowana z sukcesem. Przykładem takiego eksperymentu – bo chyba w takiej kategorii należałoby rozpatrywać opisywaną sytuację – jest cykl „Garfield minus Garfield”. Jak nie trudno się domyślić, nie spotkamy w nim kochającego lazanię rudego kocura. Pierwszoplanową postacią jest Jon Arbuckle.

Właściwie nie sposób stwierdzić, kto pierwszy wpadł na pomysł usunięcia kota Garfielda z pasków komiksowych, na których pojawia się on wraz ze swoim właścicielem, ale to Dan Walsh wystartował z regularną serią, bazującą na tym zabiegu formalnym, w lutym 2008 roku, publikując od tamtej pory kolejne efekty swojej burzycielskiej i zarazem twórczej pracy na witrynie garfieldminusgarfield.net. Co wymaga podkreślenia, do swoich celów Irlandczyk wykorzystuje jedynie wybrane stripy – te, na których pojawiają się Garfield i Jon. Efekt okazał się być na tyle chwytliwy, że pomysł zaaprobował sam Jim Davis.

Paradoksalnie, rezultatem odejmowania okazała się być w tym przypadku wartość dodana. Bez Garfielda oryginalne paski zyskują zupełnie nowe znaczenie. I tak oto mówiący sam do siebie Jon jawi się jako mężczyzna o zaburzeniach osobowości. Naprawdę trudno traktować go jako człowieka o zdrowych zmysłach, gdy bohater mówi do kanapki i rozmawia z kłębkiem wełny, sam sobie zwierza się, że ma depresję, czy też ni z tego ni z owego wybucha płaczem. Idąc dalej, dokonując jawnej nadinterpretacji, można by naciągnąć fakty i uznać, że Garfield to jedynie wymysł chorej wyobraźni Jona, mieszkającego samotnie amerykańskiego everymana, który zagubił się gdzieś w życiu. Tak widziany, będący niejednokrotne obiektem drwin swojego kota bohater okazuje się być postacią na wskroś tragiczną, sprowadzoną na samo dno ludzkiej egzystencji. Jakże okrutna może być zmiana sposobu patrzenia na pozornie tą samą sytuację.

Jeszcze w listopadzie 2008 roku wydany został album zbierający 128 najciekawszych pasków nieprzerwanie tworzonej serii. Na każdej jego stronie zostały ze sobą zestawione stare i nowe paski. Preferujący papierowe wydania czytelnicy mogą zatem bez problemu zaopatrzyć się w kolorową książeczkę. Tymczasem na próbę, lub jeśli materiał z książeczkowego wydania to za mało, wystarczy polecić regularne odwiedzanie podanej wyżej witryny internetowej. Projekt przyjął się nad wyraz dobrze, a materiału do przeróbek nie brakuje – codziennie pojawiają się przecież nowe stripy z ulubieńcami wielu czytelników.

Jakub Syty