Odgłosy, które słyszysz w ciemności

222x300

Słuch jest, obok wzroku, jednym z najważniejszych zmysłów, którymi postrzegamy świat. Dotyk i smak dopełniają go w sposób kompletny. Sztuka obrazkowa, jaką jest komiks, jako medium skupia się na odczuciach budowanych poprzez wzrokowe doznania. Jednak naprawdę wspaniałe dzieła sztuki przekraczają bariery wyznaczane przez naszą percepcję. Zawsze należy przekraczać granice narzucane przez formę. Zawsze!

Komiks nie jest wyjątkiem, a raczej potwierdzeniem tych słów. Poprzez swój wizualny charakter i zabawę słowem może przynieść niezwykłe doznania, jest przy tym medium niezwykle plastycznym, czerpiącym garściami z pozostałych dziedzin sztuki. Poprzez elastyczną formę dąży do granicy możliwości jako medium, a komiksy naprawdę wielkie przekraczają ją, rewolucjonizując nasze spojrzenie na ten środek przekazu jako całość. Trzeba jednak pamiętać, że wszystko ma swoje miejsce i o ile arcydzieła sztuki komiksowej przekraczają granicę, to nie łamią samej swej istoty – odkrywają coś, co było do tej pory niedostępne, ale nie niszczą samej formy.

Cokolwiek by o nich powiedzieć, Żywe trupy jako komiks nie wydają się rewolucyjne. Oczywiście, wpasowują się w pewien nurt obecny w popkulturze od dawna, ba, robią to z wdziękiem i klasą. Kto nie lubi klasycznych opowieści o świecie pełnym nieumarłych, tego specyficznego rodzaju survival horroru, gdzie założenia konwencji wytyczają nam jasną i wyraźną ścieżkę. Jednak na usprawiedliwienie trzeba powiedzieć: Żywe trupy dokonały przewrotu! Tak, naprawdę, gdyż korzenie gatunku sięgają telewizji i filmu, gdzie tanie horrory klasy B jakiś czas temu królowały i być może wciąż królują w niektórych środowiskach.

Franczyza tego komiksu zatoczyła bowiem wielkie koło i wróciła na rodzinne łono za sprawą telewizji Fox, która z sukcesami produkuje kolejne sezony popularnej serii, co i rusz odbiegając dalej i dalej od pierwowzoru. Nie przeszkadza to jednak rzeszom fanów, którzy domagają się coraz to więcej i więcej, niezależnie od formy, jaką przybierają ich ulubione przygody. Popyt i podaż jako podstawowe instrumenty kształtujące rynek zaskakują nas, w coraz to nowszy sposób wychodząc naprzeciw oczekiwaniom odbiorców. Machina, jaką rozpędziły Żywe trupy, zdaje się bowiem nienasycona.

zywetrupy1Studio Sound Tropez, najwyraźniej rozumiejąc potrzeby rodzimego rynku, zdecydowało się postawić na nową odsłonę i formę, jeśli chodzi o tytuł wydawany w formie zeszytowej przez Taurus Media. Studio wypuściło już dwa audiobooki, które według ich materiałów prasowych są pierwszą tego typu produkcją na świecie. Projekt jako adaptacja jest naprawdę ciekawy. Żywe trupy. Tom 1 i 2 (wydane zbiorczo na jednej płycie) są adaptacją w pełnym tego słowa znaczeniu. Jest to również świetne słuchowisko nawiązujące swym brzmieniem do klasycznych radiowych produkcji. Polscy odbiorcy mają dużo szczęścia, jeśli chodzi o profesjonalne produkcje tego typu.

Raz na kilka lat na rynku pojawia się naprawdę wartościowa produkcja – czasem jest ona nagłaśniana, czasem przechodzi bez echa, ale jakość audiobooków jest niezmiernie wysoka i utrzymuje się na tym poziomie. Zachęcam z czystym sercem do sięgnięcia po pierwsze dwa tomy Żywych trupów zamknięte w tej nietypowej dźwiękowej formie. Mimo kilku mankamentów otwiera to drogę do kolejnych doznań – niezależnie od tego, czy jesteś fanem komiksów, czy też fanem słuchowisk lub audiobooków. Profesjonaliści z Sound Tropez mają bowiem na swoim kocie nie tylko to wydanie i nie tylko tę jedną serię. Już sama okładka nawiązuje wprost do wydania komiksowego, dobrze znanego polskim fanom. Obsada jest liczna i nie brakuje w niej znanych nazwisk. Jakich? Tego można się dowiedzieć, gdy tylko uruchomimy wersję audio.

Tak naprawdę zatrudnienie zawodowych aktorów lub celebrytów nie jest gwarancją sukcesu. Należy wziąć pod uwagę, kto posiada odpowiedni głos, a nie tylko zdolności aktorskie. W Anglii BBC Radio inwestuje w słuchowiska, zatrudniając plejadę gwiazd. U nas słuchowiska radiowe są raczej w zaniku, czasem uda się złapać na falach radiowych, jak jakiś aktor pokroju Chyry czy Adama Ferencego czyta jakąś powieść. Oczywiście, niedoścignionym mistrzem, jeśli chodzi o głos, jest Piotr Fronczewski. Na szczęście mamy również tłum lektorów i to nie tylko takich, którzy są obiektem żartów i kpin. W Tomie pierwszym i drugim na pierwsze miejsce wybija się głos narratora – wyrazisty, pełen niepokojącej głębi, budujący nastrój całej opowieści. Wielkie słowa uznania dla Krzysztofa Banaszyka. Bez jego głosu ta produkcja byłaby zupełnie inna.

Żywe-trupy

Problem bowiem ze śledzeniem akcji, która została utrwalona za pomocą dźwięku, jest taki, że cechuje ją niezwykła dynamika, przez co wypada nieco chaotycznie. Wiele rzeczy dzieje się jednocześnie, wiele jest pozostawionych słuchaczowi do odczytania samodzielnie na podstawie odgłosów tła lub charakterystycznych dźwięków, takich jak wystrzał z pistoletu. Niestety, o ile jest to zabieg, który w odpowiednich miejscach przynosi radość – szczególnie, gdy akcja zostaje zawieszona w punktach kulminacyjnych – o tyle część głosów aktorów jest na tyle bezbarwna, że czasem trudno dopasować głos do postaci. Sprawy nie ułatwia ilość bohaterów przewijających się przez fabułę oraz czasem sam ich charakter, skoro na przykład człowiek o imieniu Jim jest raczej milczkiem i człowiekiem zamkniętym w sobie, i musi upłynąć sporo czasu, zanim pierwszy raz usłyszymy jego głos. To jeden z głównych zrzutów stawianych słuchowisku: trzeba poświecić naprawdę dużo uwagi, by nie zagubić się pośród dialogów, które nie zawsze są wysokich lotów. Nawet doskonały głos narratora nie wystarcza za przewodnika i niejednokrotnie trzeba cofać się o kilka sekund, by w pełni docenić lub zrozumieć fabułę, która rysuje się przed nami za pośrednictwem dźwięków.

Najmocniejszą stroną audiobooka nie jest, jak by się wydawało, dość wierna adaptacja komiksu prawie dymek po dymku, chociaż oczywiście polecam prześledzenie z komiksem w ręku wprowadzonych zmian, ale muzyka. Jest po prostu przepiękna, nastrojowa i wykorzystywana w sposób świadomy. Poprzez powtarzające się motywy w sekwencjach scen buduje się odbiorcy właściwe skojarzenie, nim jeszcze akcja zostanie zarysowana przez słowa lub inne dźwięki. Inny motyw dźwiękowy towarzyszy nam, gdy wkraczamy do obozu, roztaczając przed nami znajomą przestrzeń – inny, gdy towarzyszą nam żywe trupy, kiedy jesteśmy boleśnie świadomi niebezpieczeństwa i grozy, jaka tym scenom towarzyszy. Świadczy to o profesjonalizmie i głębokim zrozumieniu procesów zachodzących w głowie odbiorcy podczas słuchowiska, jest to też doskonały smaczek dla koneserów. Utwory są dobrane z pietyzmem i, można powiedzieć, otwierają uszy na zupełnie nowe doznania. Najbardziej uderza motyw, który komiksowi nadaje nowego posmaku, zbliża go do westernu. Za sprawą charakterystycznych dźwięków jesteśmy sobie w stanie wyobrazić podróżujących kowbojów z lat dzieciństwa, a ten element świetnie wpasowuje się w opowieść drogi, jaką są Żywe trupy. Jest to przykład kreatywnego wykorzystania muzyki, która nadaje całości zupełnie nowego, odrębnego znaczenia, Nie mamy już bowiem do czynienia tylko i wyłącznie z survival horrorem, który wypadłby raczej banalnie, lecz z dziełem synkretycznym, które jak komiks czerpie z różnych gatunków i dziedzin sztuki. Części nagrania, gdy zostajemy wciągnięci siłą w western, są niezwykle zajmujące, a muzyka tylko potęguje ten efekt.

Niestety w tej perfekcyjnej maszynie pojawiają się dziury, których nie sposób przeoczyć. Przy całym warsztacie, produkcja jest jednak bardzo polska. Konstytucjonaliści amerykańscy określiliby ją jako colour blind. Byłaby to idealna sytuacja, gdyby nie fakt, że postacie różnią się pod względem swoich przekonań, ale też rasy – a ktokolwiek zaznajomiony z komiksem czy chociażby z serialem wie, kim są jego bohaterowie, z jakich środowisk pochodzą i jak te uwarunkowania wpływają na ich relacje z otoczeniem. Pominięcie tych istotnych czynników wydaje się naprawdę sporym błędem. Można oczywiście bronić się poprawnością polityczną, jednak ze względu na dalszy rozwój fabuły i wątki w niej poruszane zdaje się to nielogiczne. Po drugie, dźwięk słabo zarysowuje amerykański klimat, styl mówienia czy też tak bogate i charakterystyczne sposoby wypowiedzi. Oczywiste, że w samej warstwie językowej czy też akcencie oddanie tych niuansów po polsku byłoby niezwykle trudne, jednak nie podjęto nawet najmniejszej próby zmierzenia się z tym problemem. Może to i świadoma decyzja, może to i lepiej – ale niedosyt pozostaje, szczególnie że (jak pokazuje przykład polskiego dubbingu) były i próby udane, a przez niektórych uważane nawet za lepsze od oryginału. Wydaje się więc, że to po prostu niedopatrzenie albo co gorsza zmarnowany potencjał.

Niemniej jednak, ogólna ocena audiobooka wypada powyżej przeciętnej. Jeżeli damy się porwać tej krótkiej – bo trwającej zaledwie 3 godziny – przygodzie, zostaniemy wciągnięci w świat pełen grozy i uniesień, z wartką akcją pełną napięcia, które utrzymuje nas w zaciekawieniu do samego końca. Niezwykle przyjemny relaks dla szybkiego zapoznania się z początkami sagi lub też uzupełnienie kolekcji audiobooków czy też gadżetów związanych z żywymi trupami. Za około 40 złotych dostajemy możliwość zarówno dostępu do wydania płytowego, jak i do serwisu audioteka.pl, cena jednak różni się zależnie od obowiązujących promocji. Mimo że audiobook ma przeszło rok od daty pierwszego wydania, cieszy się niesłabnącą popularnością, moim zdaniem całkowicie zasłużoną.

Nic tylko kupić Żywe trupy. Tom 3 i 4.

Dziękujemy Studiu Sound Tropez za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Rafał Pośnik

Żywe trupy. Tom 1 i 2 (audiobook)
Scenariusz: Robert Kirkman
Wydawca polski: Anakonda/Sound Tropez
Data wydania polskiego: luty 2013
Cena: 34,90 zł