I KOMIKSIARZ SYTY, I RECENZENT CAŁY

NIEZATAPIALNY LODOŁAMACZ KOMIKSOWEGO BIZNESU


Zupełnie przypadkiem w moje ręce trafiła niewielkich rozmiarów broszurka w formie komiksu zatytułowanego „Titanic”. Jakżeby inaczej, w znaną wszystkim doskonale tragedię brytyjskiego transatlantyku została wkomponowana historia miłości dwojga ludzi – Zygmunta i jego ukochanej, ale również cytaty z Biblii. Rzeczona broszurka miała bowiem na celu zwrócenie uwagi czytającego na pewne kwestie dotyczące wiary oraz zaproszenie do przyjścia na nabożeństwo.

Fabuła „Titanica” jest pretensjonalna, to chyba oczywiste. To wcale nie takie złe rysunki skłoniły mnie do sprawdzenia, kto w ogóle stoi za jego powstaniem. Tym oto sposobem dowiedziałem się, że najczęściej publikowanym na świecie autorem komiksów jest Amerykanin Jack Thomas Chick.

Właściciel firmy Chick Publications wyznaje dość radykalne poglądy religijne – jest niezależnym baptystą, w swoich publikacjach promuje protestancki ewangelicyzm, otwarcie krytykuje kościół katolicki, obarczając go odpowiedzialnością za wiele problemów współczesnego świata, w tym między innymi za powstanie islamu. Wypowiada się na społecznie ważne tematy, poruszając kwestie aborcji, seksu przedmałżeńskiego i homoseksualizmu, dezaprobując obchody Halloween, kończąc na „Harrym Potterze”, jednoznacznie łączonym z działaniami szatana. Dowiedziawszy się takich rzeczy mogę jedynie skonstatować, że przeczytany przeze mnie „Titanic” jawi się jako łagodny w wyrażanych przekonaniach, a kwestia: „Nienawidzę Ciebie za to Boże!”, wypowiadana tuż przed niechybną śmiercią przez Zygmunta, do którego niedługo przed zderzeniem z góra lodową uśmiechnęło się szczęście, nie jest wcale obrazoburcza.

Co jednak najbardziej szokuje mnie w historii licznych i kontrowersyjnych publikacji Jacka T. Chicka to fakt, że jego idee, wyrażone w treści komiksów (dokładnie „traktatów”), zostały przetłumaczone na ponad sto języków, a liczba sprzedanych egzemplarzy przekroczyła podobno 500 milionów sztuk. To niewyobrażalna ilość, która trafiła w najdalsze zakątki świata. Czy jest w ogóle szansa powtórzyć jego osiągnięcie?

Pomysł na broszurki w formie komiksów amerykański „myśliciel” zaczerpnął niejako od Chińczyków – samą myśl zaszczepił mu misjonarz, który faktycznie w Chinach był. W latach 50-tych sprawdzały się one jako forma indoktrynacji narodu przez komunistyczny rząd. Faktycznie, język komiksu jest łatwo przyswajany, dobrze komunikuje treści. Chyba jednak wolałbym, by to chociażby mające w założeniu zwracać uwagę na problemy odmienności i dojrzewania zeszytowe przygody grupy X-Men były dostępne tak szerokiej publiczności. Tylko czy Disneya stać na darmowe propagowanie pozytywnych wartości? Jedna broszurka Chicka to koszt zaledwie 13 centów.

Jakub Syty