POLACY ODBIERAJĄ ŚWIAT NICZYM MUZYKĘ

WYWIAD Z BERNARDEM YSLAIREM O KORZENIACH „SAMBRE”, HIPISOWSKIM PACYFIZMIE I EKRANIZACJI „NIEBA NAD BRUKSELĄ”


KZ: Zacznijmy rozmowę od genezy „Sambre”.

Bernard Yslaire (BY): Wiele lat temu, będąc jeszcze w związku z byłą partnerką, dowiedziałem się o jej rodzinnym domu znajdującym się na południu Francji. Był w pewnym momencie problem z przekazaniem praw do tego domu. Nikt nie chciał się nim zając. To była stara posiadłość, dziewiętnastowieczna. W którymś momencie przyjechaliśmy do tej sadyby. Była kompletnie w ruinach, niesamowicie zniszczona. Miała w sobie jednak romantyczny nastrój. Ten klimat był tak doniosły, tak oddziaływający na zmysły, że natychmiastowo stał się impulsem do stworzenia zarysu historii o sadze rodzinnej i związanych z nią nieszczęśliwych dramatach miłosnych.

KZ: Czym Pan się inspirował przy tworzeniu sagi „Sambre”? Z tego co wiem, to nie był wyłącznie romantyzm. W komiksie „Hugo i Iris” można odnaleźć ciekawe odwołanie do „Historii jako źródła cierpień” Zygmunta Freuda.

BY: Tak, psychoanaliza odegrała wielką rolę przy pracach nad „Sambre”. Jechałem specjalnie do Wiednia, by wejść w nią głębiej. Łączy się to z tym, że psychoanaliza ma swoje korzenie w XIX wieku, jest to ówczesne rozumienie psychologii. Głównie jednak pociągał mnie romantyzm, proza Victora Hugo. Szczególnie zaś intrygował mnie romantyzm niemiecki w formie malarskiej. Tacy malarze jak Caspar David Friedrich wywarli na mnie ogromny wpływ. Friedrich doskonale odwzorował nastrój zimy, jestem również pełen podziwu dla symboliki jego obrazów. Jego postacie zawsze kierują wzrok ku nieznanemu. Ta trwoga związana z przeznaczeniem odcisnęła piętno na „Sambre”.

KZ: A propos przeznaczenia – w Pańskich komiksach przewija się motyw werteryzmu. Nie uważa Pan, że to trochę staroświeckie? Jest jeszcze popyt na takie historie?

BY: Rodzina jest wieczna, zawsze ciekawa. Wszelkie błędy, jakie popełniali nasi przodkowie, ma mamy obowiązek naprawiać. To jest odpowiedzialność, którą lubię nazywać nieświadomością zbiorową. Nie wiemy zazwyczaj, co robił nasz dziadek, ale możemy to powtórzyć, bo gdzieś w naszych organizmie dokonała się reprodukcja genetyczna. Fatum, którego nie ma właściwie końca. To jest fascynujące.

KZ: Planował Pan „Sambre” jako zamknięty cykl? Jak narodził się pomysł stworzenia całego uniwersum złożonego z miniserii?

BY: Już w pierwotnych planach to miała być historia-rzeka. Były przeróżne postacie, wiele wątków i trzeba się było pod nie jakoś podczepić. To pozwalało na ukazanie zupełnie innych perspektyw na dane zjawiska. Jednym z nich jest tragedia. W tragedii piękna jest ta gonitwa za wieczną miłością, pełne egzaltacji słowa „kocham ciebie na zawsze”. Ale co to znaczy „na zawsze”? O co konkretnie chodzi? Chcąc odpowiedzieć sobie na to pytanie, poddaję ten problem próbie czasu. Czas jest tutaj najważniejszy, bowiem mija. Z powodu jego ulotności miłość jest poddawana próbie. Chciałem zacząć tę epopeję od okresu rewolucji francuskiej, ale gdzieś z tyłu głowy wiedziałem, że historia pójdzie o wiele, wiele dalej.

KZ: Czytając Pańskie komiksy można odnieść wrażenie, że my, jako ludzie, ciagle powtarzamy te same błędy, ciągle zataczamy koło. Krótko mówiąc, nie uczymy się z historii. Bliskie jest Panu takie przekonanie?

BY: To jedno ze znamiennych pytań moich komiksów. Nie jestem w stanie na nie odpowiedzieć, więc pozostawiam je bez odpowiedzi. Nie oczekuję nawet odpowiedzi na kwestie, czy sami władamy swoim losem, czy też jesteśmy w jego rękach marionetkami. Parafrazując jednak to, co powiedział Janusz Rudnicki w „Śmierci czeskiego psa” – historia się nie powtarza, ona się jąka.

KZ: Niech mi Pan opowie o korzeniach oprawy kolorystycznej „Sambre”. Skąd ta wyrazista, krwista czerwień?

BY: Zostałem zainspirowany książką Stendhala „Czerwone i czarne”. To bardzo symboliczna proza. Czerwony oznacza krew, miłość. Czarny zaś śmierć. O to zresztą chodzi w tej historii. Zauważyłem, że nie ma w niej koloru niebieskiego, symbolizującego niebo. Nie istnieje, gdyż nie ma nadziei. To bardzo znamienne, gdyż jeszcze bardziej pogłębia tę bezradną ucieczkę przed przeznaczeniem.

KZ: „Sambre” było także sukcesywnie przenoszone do teatru. Proszę opowiedzieć coś o doświadczeniach związanych z adaptowaniem komiksu z myślą o deskach teatralnych?

BY: To niesamowite doświadczenie. Publika była zadowolona, spektakl zyskał pozytywne recenzje.

KZ: Przejdźmy do „Nieba nad Brukselą”. Pacyfizm Lennona i Yoko Ono jest Panu bliski? Uczestniczył Pan w rozruchach francuskich studentów w latach sześćdziesiątych?

BY: To moja kultura (śmiech). Byłem hipisem z długimi włosami i z wszelkimi tego konotacjami. Wracając jednak do „Nieba nad Brukselą” – kiedy skończyłem pisać pierwszą historię „Sambre” oraz poznałem dobrze historię i filozofię Zachodu, to nastąpił czas większej fascynacji Wschodem. Chciałem bardzo poznać historię Niemiec, Polski. Uderzył mnie zresztą bardzo polski tragizm, romantyzm. Moja żona zresztą pochodzi z Polski. Urodziła się w rodzinie żydowskiej, która zginęła w obozie Auschwitz. Chcąc zrozumieć te meandry, musiałem to narysować. Pomyślałem więc, że stworzę postać wychowaną we wschodniej kulturze, zamieszkującą Brukselę. Chciałem poprzez taki zabieg odpowiedzieć, czym dla takiego człowieka jest Europa, co kryje się za tym terminem. Ponadto w czasie tworzenia komiksu wybuchła wojna w Iraku. To jeszcze bardziej przekonało mnie do prac nad historią, która nie miała się tyczyć przeszłości ani przyszłości. Chodziło w niej o teraźniejszość. Tak przy okazji chciałem nadmienić, ze przygotowuję się do ekranizacji filmowej „Nieba nad Brukselą”. Reżyserią zajmie się Xawery Żuławski.

KZ: To ciekawe! Xawery Żuławski jest u nas znany ze świetnej adaptacji „Wojny polsko-ruskiej” Doroty Masłowskiej. Proszę powiedzieć coś więcej na temat tego projektu.

BY: To jest na razie tylko projekt. Nic mi więcej o nim nie wiadomo. Właśnie przybyłem do Polski, by porozmawiać o tym z Xawerym. Z tego co wiem, to czytał komiks. Bardzo mu się spodobał. Zrobił już pierwszy szkic scenariusza. To mnie bardzo cieszy, gdyż jeżeli ktoś miałby robić adaptację filmową „Nieba nad Brukselą” to właśnie człowiek ze wschodu. Francuzi do takiego projektu by się nie nadawali. Są zbyt zamknięci, racjonalni. Polacy, Rosjanie, ludzie ze wschodu odbierają za to świat bardziej jako muzykę. Interpretują poprzez emocje, są bardzo otwarci.

KZ: Jakie plany na przyszłość?

BY: Będę kontynuował „Sambre”. Ponadto mam w planach parę projektów filmowych.

KZ: Będą to raczej filmy puszczane na rynek francuski czy koprodukcje międzynarodowe?

BY: Chciałbym, żeby to były filmy wyświetlane w Europie, najlepiej międzynarodowe.

KZ: Dziękujemy za rozmowę.

Wywiad został zrealizowany dzięki uprzejmości wydawnictwa Egmont.

Pytania zadawał Michał Chudoliński.

Bernard Yslaire – rocznik 1957, uznany twórca komiksów narodowości belgijskiej. Jego najznamienitsze dzieło to cykl „Sambre”, rozpoczynający się w burzliwych czasach Rewolucji Francuskiej. Absolwent Institut Saint-Luc mieszczącego się w Brukseli, karierę rozpoczął w magazynie „Spirou” w roku 1975. Ponadto autor „Nieba nad Brukselą”, komiksu internetowego „Mémoire du XXème Ciel” oraz „XXeciel.com”.