LUCYFER – EXODUS
Wraz z poprzednim, szóstym tomem „Lucyfera” przekroczyliśmy już półmetek serii. Oznacza to, że stopniowo wątki zaczynają się zazębiać, a atmosfera gęstnieć.
„Lucyfer” to obecnie jedna z najlepszych serii wydawanych w naszym kraju. Przywiedziona z „Sandmana” Neila Gaimana kreacja znacznie wykracza poza wymiar zwykłego spin-offu, co możliwe jest oczywiście dzięki głównemu bohaterowi. Gwiazda Zaranna to bodaj najbardziej intrygująca wersja postaci Szatana, jaką stworzyła kultura masowa. Postać zupełnie sprzeczna ze stereotypowym wyobrażeniem, choć, jeśli się dobrze zastanowić, to bardzo spójna z wizją biblijną. Lucyfer nie jest więc tutaj ziejącą ogniem i siarką bestią z rogami. Przeciwnie – jest pięknym mężczyzną o eleganckich manierach, doskonałym wyglądzie i przenikliwej inteligencji. Oczywiście uwodzicielska powierzchowność kryje bezwzględne zło i deprawację.
Realizacja fabuły, w której protagonistą będzie bohater negatywny, jest dużą sztuką – i wielu twórców już na takim pomyśle się przejechało. Bo jak to zrobić, by postać była zła do szpiku kości, a jednocześnie budziła jakieś pozytywne odczucia? Żeby czytelnicy trzymali za nią kciuki i z napięciem oczekiwali, czy wykaraska się z kolejnych tarapatów. Mike Carey udowadnia, że jest to możliwe, a o sukcesie decyduje chyba w tym przypadku zamysł, polegający na uczynieniu Lucyfera bohaterem na wskroś egocentrycznym. Były władca piekieł po prostu zawsze robi to, co będzie dla niego korzystne. Bez względu, czy będą to uczynki złe, czy dobre. Dzięki temu Lucyfer zachowuje się w komiksie bardzo konsekwentnie, a przy tym często zaskakująco, gdyż dzięki swej ogromnej inteligencji zazwyczaj szybciej niż inne postacie (oraz czytelnik) potrafi przewidzieć, co i kiedy może zyskać.
Przedstawione w „Exodusie” wydarzenia są tego dobrym przykładem. Jak pamiętamy z zakończenia poprzedniego tomu, Bóg opuścił swój tron i zniknął. Mogłoby się wydawać, iż dla Lucyfera to świetna wiadomość, ale okazuje się, że nie bardzo: wakat na stanowisku władcy wszechświata powoduje, że natychmiast pojawiają się chętni do zajęcia pustego miejsca, co może skutkować trudnymi do przewidzenia konsekwencjami. I tak, choć zakrawa to na dziejowy paradoks, Lucyfer staje na czele armii broniącej Srebrnego Miasta (siedziby Boga) przed uzurpatorami. Kolejna opowieść w tym tomie pokazuje dalsze konsekwencje zamieszania. W obawie przed kolejnymi chętnymi Lucyfer wydaje dekret, zgodnie z którym wszyscy nieśmiertelni muszą opuścić stworzony przez niego wszechświat, a misję „oczyszczającą” poprowadzić ma znana nam doskonale z wcześniejszych części Elaine Belloc.
Mike Carey w każdym kolejnym tomie dowodzi, że jest pilnym uczniem Gaimana. Nie tylko świetnie czuje uniwersum Sadmana, ale też w sposób kreatywny wykorzystuje materiał wyjściowy i intrygująco go rozwija. Snuje fabułę z podobną swobodą, ale przede wszystkim ma to, co najbardziej urzekało w sadze Gaimana – umiejętność opowiadania o starciach potężnych boskich sił poprzez pryzmat zwyczajnych ludzi przypadkiem wciągniętych w wir monumentalnych wydarzeń. W „Exodusie” znowu znajdziemy na to doskonałe przykłady.
Początkowo uważałem rysunki Petera Grossa i Ryana Kelly’ego za najsłabszy punkt serii. Od jakiegoś czasu przestały mi przeszkadzać. Nie wiem, czy panowie się poprawili, czy też po prostu przyzwyczaiłem się do ich stylu (ale raczej to drugie). Ogólnie rzecz biorąc, ich kreska kojarzy mi się z rysunkami Dillona z „Kaznodziei”. Nie ze względu na wizualne podobieństwo, ale z uwagi na podobne parametry. Oba style są mało efektowne, pozbawione graficznych fajerwerków, ale podczas lektury szybko stają się „niewidzialnym” nośnikiem opowieści. No i dobrze sprawdzają się w scenach grozy, co w przypadku takich serii ma duże znaczenie.
„Exodus” to kolejny mocny punkt cyklu. Do wielkiego finału pozostały nam cztery tomy. Tak blisko, a jednocześnie – biorąc pod uwagę narzucone przez Egmont tempo wydawania – tak daleko…
Michał Siromski
„Lucyfer” #7: „Exodus”
Scenariusz: Mike Carey
Rysunek: Peter Gross, Ryan Kelly
Kolor: Daniel Vozzo
Okładka: Christopher Moeller
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Wydawnictwo: Egmont 2011
Wydawca oryginalny: DC Comics – Vertigo
Liczba stron: 168
Format: 170×260 mm
Oprawa: miękka
Papier: offsetowy
Druk: kolor
Cena z okładki: 59,99 zł