THE CROW – JAMES O’BARR
EMOCJONALIZM KRUKA
Mrok, brutalność, wszechobecne zło, szaleństwo, cierpienie, kruk. Te słowa bardzo udanie charakteryzują kultowy komiks O’Barra zatytułowany „The Crow”. Do jego popularności cegiełkę dołożyła także adaptacja filmowa, równocześnie wpływająca na podtrzymanie wiary w wyjątkowość Bruce’a Lee i jego – zmarłego na planie „Kruka” – syna Brandona. James stworzył emocjonującą i ujmującą swoją prostotą opowieść, która jako taka z łatwością przemawia do czytelników spragnionych nieco mroczniejszej i przy tym brutalniejszej komiksowej rozrywki.
Głównym bohaterem czarno-białej historii jest szalony, z łatwością poddający się zbytniemu emocjonalizmowi żywy trup. Nie jest to jednak żaden zombie, który sunie powolnym krokiem w poszukiwaniu ludzkiego mięsa, tylko żądny zemsty zabójca o skłonnościach psychopatycznych. W poszukiwaniu źródła jego stanu należy cofnąć się do traumy, jaką przeżył lub – w jego przypadku – jakiej nie przeżył. Pewnego dnia on i jego narzeczona zostali zaatakowani przez przestępców, ulicznych bandziorów, spędzających wolny czas na rozróbach wszelkiego rodzaju. Zaczęli oni od szydzenia z napotkanej pary, następnie strzelili w naszego bohatera. Gdy pomyśleli, że ów zginął, zajęli się jego ukochaną. Kolejno zgwałcili ją, zabili i znów zgwałcili. Niedługo potem postrzelonego spotkała śmierć. Bynajmniej nie był to dla niego koniec podróży, zaledwie przystanek. Kruk, ptak od wieków uważany za posiadającego ponadnaturalne zdolności, przybył, by przywrócić zmarłego do życia. Teraz, znów wśród ludzi, opętany szaleństwem i chęcią zabicia wszystkich, którzy zawinili śmierci jego i jego narzeczonej, kroczy ponurymi ulicami świata ogarniętego przemocą.
Introdukcja bohatera w zupełnie nieznany dla niego świat przebiega w sposób dość humorystyczny i nieraz czytelnik uśmiechnie się na myśl o konfrontacjach Adama z kolejnymi możliwościami, jakie oferować mu będzie jego nowy stan. Niestety, część (w zamierzeniu) zaskakujących scen, nie jest niczym niespodziewanym, więc co jakiś czas Judd strzela w czytelnika niewypałami.
James O’Barr buduje swoją opowieść równolegle na dwóch torach. Na jednym obserwujemy teraźniejsze wydarzenia, na drugim zaś przeszłe. Dzięki temu poznajemy nie tylko niestabilnego psychicznie zabójcę przestępców, ale również kochającego i nadzwyczaj delikatnego, niemającego nic wspólnego z przemocą mężczyznę, którym główny bohater niegdyś był. O’Barr dość mocno zapędza się w stworzeniu przeciwległych charakterów obu wersji swego protagonisty, łącząc je skrajną podatnością na uczucia i ckliwym, lecz równocześnie bardzo silnym emocjonalizmem. Czytając komiks, trudno się oprzeć wrażeniu, iż żadne wcielenie pierwszoplanowej postaci „The Crow” nie należy do stabilnych psychicznie. Jest on osobą, która wręcz tonie umysłowo w jednym tylko uczuciu dominującym nad jego całym charakterem. Albo poddaje się całkowicie niezwykle silnej, wręcz maniakalnej miłości, albo takiej samej zemście. Budowany w retrospekcjach związek razi jednak zbytnimi uproszczeniami. Jest przesłodzony i mdły, a ponadto zrównanie związku partnerskiego ze źródłem spełnienia i szczęścia również nie należy do dobrych pomysłów. James wyraźnie dochodzi do skrajności w obrazowaniu życia pary, co jest tylko pretekstem, narzędziem pozwalającym silniej zaatakować czytelnika następującą potem tragedią, która z kolei prowadzi wprost do następnych skrajności. W ten sposób w komiksie dominuje estetyka nadmiaru, miłość jest romantyczna aż do bólu, przemoc obfituje w różnorodnie zabijane rzesze ofiar, szaleństwo (znów romantyczne) jest zupełne, a zło nie ma żadnego wytłumaczenia. Ani przebaczenia.
Do tego dochodzi stylizacja inspirowana zamiłowaniem O’Barra do takich grup jak The Cure czy Joy Division. Wprowadza to pewien dysonans. Pośród nadmiernej przemocy, w jakiej tonie świat przedstawiony, która, zdaje się, chce uderzyć w czytelnika ponurym obrazowaniem i ukazać mu obsceniczną podstawę świata wokół nas, jesteśmy świadkami obliczonej na bycie atrakcyjną wizualnie i wprawiającej w zachwyt swą aparycją, ekspozycję głównego bohatera,. Jeśli więc powracający z zaświatów człowiek ma stanowić, co sugeruje się czytelnikowi w przedmowie, odbicie brutalnej, szalonej rzeczywistości, trudno takiego bohatera zaakceptować, gdy karty komiksu wręcz krzyczą: „spójrzcie, jak pięknie zatraca się on w użalaniu nad sobą, jak estetycznie tnie sobie nadgarstki, z jaką gracją obsługuje śrutówkę i z jaką finezją odcina ludziom kończyny!”. Wszystko jest po prostu zbyt widocznie zaprezentowane w sposób mający budzić zachwyt czytelnika nad designem, ruchami, pozycjami, jakie zajmuje protagonista. A przecież jeśli byłby krzywym zwierciadłem zła tego świat, a nie powinien spotykać się z tak pozytywną recepcją. W komiksie wszystkie zabójstwa i okrucieństwa, jakich dopuszcza się bohater, są zaakceptowane i rozgrzeszone zarówno estetycznie, jak i moralnie.
Z drugiej jednak strony, doszukiwanie się większego przesłania, które chciał zawrzeć O’Barr, może być pozbawione logicznych podstaw, jeśli sam autor nie miał zamiaru żadnego umieścić. Jeśli więc przyjmiemy komiks jako rozrywkę, która w prosty sposób pokazuje, że przemoc jest wszechobecna, a życie i nadzieja kruche, wtedy efekt finalny prezentuje się nieco lepiej. Szczególnie jeśli jest się miłośnikiem zaproponowanej przez Jamesa estetyki, kojarzącej się momentami z mangą i mahnwą, nie wspominając o takich nurtach, jak gotyk czy dark wave, a nawet emo. Wtedy też przedmowa i posłowie próbujące nas przekonać do wielkich ambicji komiksu, okazują się nie na miejscu, gdyż wychodzi na jaw, iż czytamy rozrywkową wariację na tematykę wcześniej proponowaną np. przez filmowe „Życzenie śmierci” czy marvelowski „The Punisher”. W gruncie rzeczy O’Barr nie stworzył niczego nowatorskiego, a jedynie poprzez posunięcie wszystkich uczuć niemal do ich granic i emocjonalnego wybebeszania się głównej postaci, sprawił, iż miłośnicy silnego zatracania się w negatywnych emocjach z łatwością się w historii odnajdą.
Wspomnieć należy jednak, iż odnaleźć możemy kilka naprawdę świetnych scen. Mała dziewczynka, która zmuszona jest egzystować w świecie wypełnionym złem, Fun Boy tłumaczący się ze swych uczynków, na które nie może znaleźć satysfakcjonującego wyjaśnienia, czy moment tragicznego końca związku należą do niewątpliwych zalet komiksu. Niestety, jeśli nie jesteśmy miłośnikami stylu fabularnego „The Crow”, nie otrzymamy wiele. Największy zawód sprawiają czarne charaktery, które w ogóle nie są ciekawe i nie stanowią żadnej przeciwwagi dla szalejącego mściciela. James całą swoją energię wyraźnie poświęcił na kreowanie głównego bohatera, po macoszemu obchodząc się z innymi postaciami.
Również największy wysiłek rysowniczy został wykonany w stosunku do kruczej postaci. Jej ruchy, gesty, sposób siedzenia, pojedyncze kadry, czy sceny, które poza atrakcyjnym przedstawieniem protagonisty, niczemu innemu nie służą, są wykonane z wielką precyzją i kunsztem. Choć miałem sporo zarzutów odnośnie zawartości fabularnej komiksu, to trudno mi wskazać jakiekolwiek wady, gdy przychodzi omawiać ilustracje. Jest to niemal wizualna uczta dla oczu – pełne dynamiki i różnych technik grafiki niezaprzeczalnie stanowią o wielkiej sile komiksu.
Ostatecznie więc James O’Barr stworzył pozycję, która z łatwością zachwyci osoby lubujące się w tym wszystkim, co opisałem w recenzji. Pozostałych miłośników komiksowego medium „The Crow” nie zachwyci, lecz nawet oni z pewnością odnajdą niejedną scenę czy kadr, które przypadną im do gustu.
Mateusz R. Orzech
„Blood and Water” SC
Scenariusz: Judd Winick
Rysunki i tusz: Thomas L. Coker – „Tomm Coker”
Liternictwo: Kurt Hathaway
Kolor: Sno-Cone Studios, Digital Chameleon, Jason Wright
Wydawca: Vertigo (DC Comics)
Data wydania: Październik 2009
Objętość: 128 stron
Druk: kolorowy
Oprawa: miękka
Cena: $14,99