WOLVERINE: LOGAN


„Logan” miał wpisać się do ścisłego kanonu historii odkrywających nieznaną dotąd przeszłość Wolverine’a. Jednak buńczuczne zapowiedzi Briana K. Vaugana, który chciał dorównać między innymi Chrisowi Claremontowi czy Paulowi Jenkinsowi, zakończyły się fiaskiem. Dlaczego?

Nie pierwszy raz twórca znanych polskiemu czytelnikowi „Lwów z Bagdadu” usiadł do pisania scenariusza przygód bodaj najbardziej wyrazistego członka grupy X-Men. W przeszłości zdarzyło mu się kilka przelotnych romansów z tą postacią, jak również z innymi mutantami. Trzyczęściowa mini-seria zapowiadana była jednak jako pozycja jedyna w swoim rodzaju, tytuł ważny i przełomowy – wprowadzający zupełnie nowe elementy do życia niezniszczalnego bohatera, podobnie jak wydane w naszym kraju mini-serie „Wolverine” (Egmont) oraz „Origin” (Mandragora). Coś jednak nie zagrało.

Na przewidywany sukces miało się złożyć kilka czynników. Znaczące dla fabuły i dotychczasowych losów Rosomaka jest miejsce wydarzeń. Akcja komiksu rozgrywa się bowiem w Japonii, a dokładnie w Hiroszimie. Tym samym Vaughan postanowił nawiązać do kraju bliskiego sercu Logana. Należy pamiętać, że to właśnie na Dalekim Wschodzie kilkadziesiąt lat później zrodziła się miłość między nim a Mariko z klanu Yashida; ale to inna historia. Niestety zarysowany w tle motyw II Wojny Światowej i zniszczenie, a właściwie masakra Hiroszimy, nijak mają się do pierwszoplanowych perypetii z udziałem naszego niezłomnego bohatera i w gruncie rzeczy umiejscowienie wydarzeń mogłoby być zupełnie inne.

Patrząc dalej, według zamierzeń scenarzysty, w wyniku zaistniałych na planszach komiksu okoliczności, Logan miał przestać być bestią, maszyną do zabijania na usługach amerykańskiej armii. Miał stać się człowiekiem. A wszystko to dzięki kobiecie, Japonce ocalonej przed zapędami amerykańskiego żołnierza. W ten sposób Vaughan niejako spróbował powtórzyć wątek tragicznego romansu z plansz mini-serii Claremonta i Millera, który miałby być punktem zwrotnym prowadzącym do przemiany w głównym bohaterze. Nie jestem jednak pewien, czy wydarzenia mające uwypuklić intencje autora zostały właściwie zainscenizowane. Fabuła komiksu jest niezwykle płytka, a nam skądinąd wiadomo, że utalentowanego scenarzystę stać na więcej.

Trzecim argumentem przemawiającym na korzyść mini-serii miał być talent Eduardo Risso. I rzeczywiście, trudno zaprzeczyć, jakoby hiszpański twórca nie włożył wiele serca i talentu w stworzone ilustracje. Prawdę powiedziawszy rzeczony komiks warto przeczytać właśnie dla rysunków Risso, wysmakowanych, klimatycznych. Na marginesie dodam, że zbiorcze wydanie mini-serii zawiera scenariusz Vaughana. Wczytując się weń i porównując go z gotowym komiksem widać, jak wiele wniósł do treści rysownik „100 naboi”.

Nie sposób oznajmić, żeby „Logan” był kamieniem milowym w mitologii Wolverine’a. Mini-seria raczej rozczarowuje, niż zapada w pamięć. Mam wrażenie, że BKV zdecydowanie lepiej sprawdza się w autorskich komiksach, a gorzej wychodzi mu podejmowanie projektów osadzonych w konkretnych realiach i związanych z funkcjonującymi w świadomości czytelników postaciami.

Jakub Syty

„Wolverine: Logan”
Scenariusz: Brian K. Vaughan
Rysunki: Eduardo Risso
Wydawca: Marvel
Data publikacji: 2008
Objętość: 112 stron
Format: 17 x 26 cm
Druk: kolorowy
Oprawa: miękka
Cena: $19,90