WYWIAD Z GIANLUCĄ PANNIELLO

WŁOSKI RYSOWNIK PRACUJĄCY DLA DISNEYA MIĘDZY INNYMI PRZY SERII „W.I.T.C.H.”.

KZ: Jak się Panu póki co podoba w Polsce?

Gianluca Panniello (GP): Bardzo mi się podoba! Byłem tu już w Polsce ładnych kilka razy – siedem albo osiem – i za każdym razem, kiedy przyjeżdżam, jest to dla mnie przyjemność.

KZ: Czy pamięta Pan pierwszy rysunek, który Pan narysował?

GP: Nie pamiętam swojego pierwszego rysunku, natomiast pamiętam, że jako dziecko uwielbiałem kreskówki z Popeye’em. Bardzo często rysowałem Popeye’a (miałem dużo rysunków z tą postacią), a także postacie z japońskich kreskówek „Goldrake”, „Gige”, „Titan”… z mang, z anime.

KZ: Czyli to były pierwsze wpływy artystyczne?

GP: Tak, najbardziej inspirowały mnie właśnie kreskówki i komiksy, natomiast ta inspiracja dotyczyła przede wszystkim postaci. Nie zaliczałem się do dzieci, które rysowały domki i drzewka, tylko zawsze lubiłem rysować twarze i całe postacie.

KZ: Co Pana przyciągnęło do Disneya?

GP: Jeśli chodzi o komiksy, to we Włoszech mamy tygodnik „Topolino”. To oznacza po włosku „Myszkę Miki”. I kupowałem ten tygodnik od dziecka. Natomiast, co ciekawe, owszem – kupowałem go dla komiksów, ale także dla reklam, ponieważ tam było dużo reklam zabawek. Lubiłem je oglądać, ale także siadałem obok mojego ojca z otwartym magazynem na stronie z reklamą jakiejś zabawki, którą bardzo chciałem – tak by on to widział. Lubiłem wywierać na nim presję psychiczną. Także można powiedzieć, że łączyłem przyjemne z pożytecznym.

KZ: Co Pana najbardziej zainteresowało w serii „W.I.T.C.H.”?

GP: Z „W.I.T.C.H.” było tak, że kiedy ten komiks powstał, była to stylistyka zupełnie inna niż komiksy, które dotąd tworzono we włoskim Disneyu. Nie wszyscy rysownicy tam zatrudnieni potrafili poradzić sobie z taką kreską. No, można powiedzieć, że jest to połączenie klasycznej kreski disnejowskiej z komiksem japońskim i komiksem realistycznym. Po prostu nie wszyscy to potrafili. Przełożeni wskazali między innymi mnie – jako członka tej grupy, która poradzi sobie z tą stylistyką i dla mnie wtedy był to wielki zaszczyt. To, że uznali mnie za rysownika, który poradzi sobie w pociągnięciu tej serii, bardzo mi to schlebiało.
Na tę decyzję wpłynął także fakt, że zanim przeszedłem do Disneya i zacząłem rysować komiksy disnejowskie, zajmowałem się komiksami realistycznymi, superbohaterskimi.

KZ: Jakie to były serie?

GP: No, to nie były żadne znane serie, były to włoskie komiksy undergroundowe. Nieznane za granicą.

KZ: Jak jest przy tworzeniu emocji postaci? Jak Pan uzyskuje przeżywanie silnych emocji u bohaterów? Jak się Pan motywuje, by uzyskać właściwe emocje?

GP: Jeśli chodzi o bohaterów, to są tacy, którzy budzą we mnie większe emocje i tacy, którzy noszą u mnie mniejsze emocje. Chociaż „emocje” to może za duże słowo, po prostu są postacie, które lubię rysować bardziej od innych. Podczas pracy pomaga mi muzyka. Zawsze kiedy rysuję, jest włączona muzyka. Ona pomaga mi uporządkować i pokazać emocje, aczkolwiek zauważam u siebie też takie coś, że kiedy na przykład rysuję postać, która się uśmiecha, to sam uśmiecham się od ucha do ucha.

KZ: Jaka to muzyka?

GP: Nie mam ulubionych artystów. Lubię muzykę jako taką. Czasami zdarza się, że jest to disco. Innego dnia mogę słuchać lekkiej, rozrywkowej muzyki włoskiej, następnego dnia Vampire Weekend czy Celine Dion. Lubię muzykę jako taką, a nie konkretny styl.

KZ: Czy są jakieś postacie, których Pan nie znosi rysować? Widzi Pan, że ma Pan tę postać do narysowania i myśli sobie: „Uch!!! O matko! Znowu ona!”.

GP: Jeśli chodzi o bohaterów, to nie ma takiej postaci. Z całą pewnością nie ma takiej postaci w świecie „W.I.T.C.H.”. Natomiast zawsze krzywię się, gdy widzę w scenariuszu napisane „Widok z góry”, „Panorama miasta ze wszystkimi domeczkami, szczegółami”. Nie lubię rysować właśnie takich dużych panoramicznych kadrów krajobrazowych… To jest bardzo pracochłonne i nie sprawia mi szczególnej frajdy.

KZ: Czy scenariusze, które Pan dostaje, są bardzo konkretne, czy też zostawiają duże pole do własnej interpretacji? Często improwizuje Pan, np. dorzucając od siebie jakieś żarciki w tle?

GP: Sam scenariusz bardzo zależy od autora. Są tacy, którzy piszą bardzo szczegółowo, a inni zostawiają wiele miejsca rysownikowi. Ja oczywiście wolę tych drugich, natomiast kiedy scenariusz jest bardzo konkretny – jest napisane: „To musi być z prawej, a to musi być z lewej” – to ja zwykle tego nie przestrzegam, tylko rysuję po swojemu, ponieważ wielu scenarzystów jest świetnych, natomiast oni często nie mają tego myślenia obrazami, nie biorą pod uwagę tego, że nieważne jest tylko opowiedzenie opowieści przez rysunek, ale liczy się także kompozycja kadru i kompozycja strony. No i ja, jako rysownik, potrafię to lepiej zaplanować. Także często się zdarza, że nie do końca przestrzegam scenariusza.

Była na ten przykład taka historyjka w „W.I.T.C.H.”, gdzie scenarzysta ewidentnie zaplanował zbyt wiele kadrów. Z komiksu, który miał mieć sześćdziesiąt stron, usunąłem aż dwadzieścia kadrów. Także w swobodnej interpretacji scenariusza posuwam się nawet do tego. Za bardzo było to naćkane rysunkami, więc – nie obcinając nic z dialogu, nie usuwając żadnych dymków – po prostu zmniejszyłem liczbę rysunków, zachowując oczywiście sens i fabułę całej historii.

KZ: A zdarzyło się, że fabuła nie podobała się i zaproponował Pan scenarzyście, by ten ją zmienił?

GP: Przede wszystkim muszę powiedzieć, że choć może zdarzają się scenariusze, które mi się nie podobają, to ja bardzo szanuję pracę scenarzystów i nie chcę się wtrącać w ich rolę. Przypuszczam, że są scenarzyści, którym nie podobają się moje rysunki, natomiast powinniśmy nawzajem szanować swój obszar pracy… Zdarza mi się, że rozmawiam z jakimś scenarzystą o tym, jak znaleźć jakieś rozwiązanie. Nie tyle fabularne, tylko na przykład – co zrobić, aby dana scena była bardziej zrozumiała dla czytelnika.

KZ: Co Pan sądzi o animowanym „W.I.T.C.H.”?

GP: (Śmiech). Postaram się odpowiedzieć dyplomatycznie… Moim zdaniem ten komiks i ten serial to są dwie zupełnie różne rzeczy… Oczywiście można rozumieć, że to jest inne medium, ale według mnie serial animowany nie oddaje ducha tego komiksu.

KZ: Ma Pan w planach jakieś projekty dla Disneya bądź poza Disneyem?

GP: Jeśli chodzi o Disneya, to obecnie robię komiksy głównie oparte na serialach z Disney Channel. Rysuje komiksy z serii „Kick Buttowski” („Kick Strach się bać”) oraz „Jake and Never Land Pirates”, który jest serią łączącą „Piratów z Karaibów” (występuje tam Jack Sparrow) i postacie z „Piotrusia Pana”. Pracuję także nad nowym projektem Disneya, który na razie jest ściśle tajny, ale to nie jest projekt, w którym pojawią się nowe postacie; to będą klasyczni bohaterowie Disneya. Poza Disneyem pracuję z różnymi wydawnictwami, robię ilustracje do książek, a oprócz tego jest jeszcze projekt, który nazywa się „Nymboo”, i to jest projekt mój oraz kilku moich kolegów, którzy też współpracowali przy „W.I.T.C.H.”, no i od kilku lat się tym zajmujemy.

Z którą z postaci z „W.I.T.C.H.” się Pan najbardziej utożsamia?

GP: To musi by bohaterka?

KZ: (Śmiech) Niekoniecznie!

GP: Nie, nie! W porządku. Jeśli chodzi o pięć czarodziejek, no to zdecydowanie charakterologicznie najbliżej mi do Hay Lin, która jest osobą wesołą i bardzo pozytywnie nastawioną do świata. Co istotne, urodziła się czwartego czerwca – tego samego dnia co ja… Jesteśmy jednym! Jeśli chodzi o męskie postacie, to muszę powiedzieć, że nie ma męskich postaci, z którymi mógłbym się utożsamić, tak jak z Hay Lin. Być może to trochę niepokojące, ale rzeczywiście najbliżej mi do niej. Być może pewną przyczynę stanowi fakt, że te postacie nie są tak pogłębione psychologiczne jak właśnie główne bohaterki.

KZ: Jakieś rady, sugestie dla młodych rysowników? Od czego zacząć?

GP: Mam taką radę, którą zawsze powtarzam, gdy mnie ktoś o to pyta: młodzi rysownicy powinni naśladować. Naśladować innych i po prostu ćwiczyć poprzez to naśladownictwo innych rysowników. Nie jest to oczywiście sposób na stworzenie własnego komiksu, natomiast jest to doskonałe ćwiczenie warsztatowe. Na oryginalność przyjdzie czas, natomiast jako trening naśladowanie innych rysowników jest bardzo polecane – tak jak ja – będąc dzieckiem – ćwiczyłem, kopiując Popeye’a… Nie wiem, czy w Polsce istnieją odpowiednie szkoły, ja chodziłem do szkoły komiksu we Włoszech i muszę powiedzieć, że to mi też bardzo pomogło, no bo jednak w takim miejscu uczy się człowiek warsztatu, uczy się techniki. Przede wszystkim najważniejsze jest ćwiczenie, trening, praktyka.

KZ: Którego z obecnych twórców jest Pan fanem?

GP: Muszę powiedzieć, że mam taką osobowość, że często zmieniam zdanie. Ale jeśli się nad tym zastanowić, to takim ważnym dla mnie twórcą był i jest Milo Manara. Bardzo mi się podobała jego twórczość, można powiedzieć, że się nim inspirowałem, choć moja stylistyka nie ma nic wspólnego ze stylem Manary. Jeśli chodzi o komiks amerykański, to takim rysownikiem jest Dale Keown. Albo, jeśli chodzi o artystów disnejowskich, no to nie będę tutaj oryginalny – wielkim mistrzem był i jest dla mnie Giorgio Cavazzano.

KZ: Dziękuję za rozmowę!

Pytania zadawał Maciej Kur.

Tłumaczenie: Maciej Drewnowski