ZABÓJCA #2 – MACHINA ŚMIERCI


Taurus słusznie zauważył, że komiks niekoniecznie musi być arcydziełem, żeby ludzie chcieli go czytać. A jeśli jest czytadłem, nie wymaga twardej oprawy, skrzydełek i dodatków ze szkicami. Dlatego w niewygórowanej (choć tanio to jednak nie jest) cenie Taurus wydaje sto procent komiksu. A klienci kupują.

Po dość życzliwie przyjętej w ubiegłym roku pierwszej części, w styczniu ukazał się tom drugi, w którym akcja posuwa się bardzo szybko do przodu i coraz bardziej widać, że seria ta nie zamknie się w schemacie: co tom – zabójstwo. Główny bohater (nie odnotowałem, żeby ktoś się do niego zwracał jakoś inaczej niż na ty, więc nie powiem, jak ma na imię) po problemach, jakim musiał stawić czoło w tomie „Niewypał”, zastanawia się nad odejściem z branży morderców na zlecenie. Problem w tym, że pomimo usilnych prób usunięcia się w cień, przeszłość zaczyna go doganiać.

Komiks zaczyna się w Wenezueli, gdzie zabójca odpoczywa po trudach swojej pracy. Wkrótce okazuje się, że ktoś z dużym zainteresowaniem przygląda się jego poczynaniom i nie jest to osoba miejscowa, a gringo, podobnie jak nasz bohater. Próba poznania tożsamości ciekawskiego osobnika doprowadza protagonistę do nieoczekiwanego kontaktu z pracodawcą, z którym dzieli się szczerze swymi wątpliwościami, co jeszcze bardziej komplikuje jego sytuację.

Autorzy sięgają do retrospekcji, nieco uatrakcyjniając fabułę, a rysownik Jacamon wykorzystuje ciekawe zmiany techniki, aby te fragmenty zaakcentować. Jak to we francuskich komiksach bywa, sporo miejsca poświęca się tu na stosunki damsko-męskie, choć wątki obyczajowe są ewidentnie przerywnikiem pomiędzy kolejnymi scenami akcji. Nic też na razie nie wskazuje, by nasz bohater miał się ustatkować i osiąść na gospodarstwie, choć niewykluczone, że coś takiego kołacze mu się po głowie, jako że jego fach niepozbawiony jest ryzyka i nie nadaje się raczej na długotrwałe źródło dochodów.

Warstwa fabularna bardzo dobrze współgra z graficzną; pomimo dość grobowej tematyki komiks nie wpada w zbyt mroczne tonacje, przypominając często o swoim rozrywkowych charakterze. Z drugiej strony zarówno scenarzysta, jak i rysownik, nie pozwalają sobie na nadmierne uproszczenia i traktują czytelnika poważnie, jak osobę myślącą, czego zresztą moglibyśmy oczekiwać w cenie trzydziestu siedmiu złotych za sześćdziesiąt cztery strony. Kolor znakomicie podkreśla zwroty akcji. Wenezuela jest skąpana słońcem i złoci się nadmorskim piaskiem; kurort narciarski fioletowy, jakby widziany przez szkiełka gogli, Paryż pełen blichtru i walających się po ulicach śmieci, jak w rzeczywistości. Ten komiks przenosi nas z miejsca w miejsce niczym scenariusz filmu o Bondzie, ale za znacznie mniejszy budżet (choć przy nie mniejszej wyobraźni twórców).

Wydawnictwo Taurus bardzo się przyłożyło do tego albumu – papier jest znakomity, okładka usztywniona, ale bez problemu zgina się w dłoni, farba pachnąca – aż chce się taki komiks brać do rąk. Frontowa ilustracja przykuwa uwagę – fajny pomysł z okiem aligatora przywodzi na myśl płytę „Rodrigo y Gabriela”, szczególnie jak jesteśmy w tych latynoskich klimatach na początku komiksu.

Ponoć w kolejnych odsłonach historia się coraz bardziej rozkręca, co właściwie nie powinno dziwić, gdy widzimy, w jakim kierunku zaczynają się toczyć sprawy. Nie pozostaje więc nic innego, jak tylko czekać na kolejne części i bawić się przy ich lekturze równie dobrze, a może i nawet lepiej.

Arek Królak

Zabójca: Machina śmierci
Scenariusz: Matz
Rysunki: Luc Jacamon
Wydawca: Taurus Media
Data wydania: styczeń 2012 r.
Liczba stron: 64
Format: 215×290 mm
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Druk: kolorowy
Cena: 37,00 zł