BATMAN: ZABÓJCZY ŻART


W 1990 roku w moim rodzinnym miasteczku wyświetlono film „Batman” Tima Burtona. Było to o tyle niezwykłe wydarzenie, że wcześniej jedyne kino w okolicy było przez wiele lat zamknięte, zresztą zaraz po seansie… zamknięto je na kilka kolejnych. Miałem wówczas trzynaście lat; film dostarczył mi wstrząsającego przeżycia, tym bardziej że było to moje pierwsze spotkanie z postacią Mrocznego Rycerza (młodszym czytelnikom wyjaśniam, że mowa o czasach, kiedy nie było sklepów internetowych, co więcej – nie było nawet Internetu, a szczytem komiksowej ekstazy było kupienie „Funky Kovala”). Trzy tygodnie później wypatrzyłem w kiosku komiks „Batman: Zabójczy żart”. Po jego lekturze zrozumiałem, że to jest właśnie to.

Recenzja powinna być obiektywną analizą atutów i wad, ja jednak nie potrafię być obiektywnym, kiedy do głowy przychodzą mi same przymiotniki w stopniu najwyższym (jak „najważniejszy”, „najwybitniejszy” i tym podobne). Ciężko zachować całkowitą neutralność wobec tytułu, który w dużej części ukształtował mój komiksowy gust. Nic nie poradzę, że do dziś zachwyca mnie robota Alana Moore’a. Jasne, że to nie jest ten sam poziom i rozmach co „Strażnicy” czy „V jak vendetta”. Ale i tak monologi Jokera, atmosfera, sposób opowiedzenia tej historii, wreszcie zakończenie to kolejne dowody na wielkość brytyjskiego twórcy. No i sama postać Jokera – wieloznaczna, bardziej rozbudowana, a jednocześnie bardziej złowieszcza niż kiedykolwiek. Wielkość „Zabójczego żartu” w tym kontekście widać choćby poprzez proste zestawienie z wydanym w Polsce pół roku temu „Jokerem”. Naprawdę lubię i cenię Briana Azzarello, ale porównanie to wypada dla niego druzgocąco – mimo że „Joker” jest komiksem trzy razy dłuższym, to jednocześnie zawiera w sobie pięć razy mniej treści, zaś Joker z komiksu Azzarello mógłby temu z komiksu Moore’a co najwyżej kliszę w aparacie przewijać; pod względem szaleństwa w oczach i błyskotliwego okrucieństwa w czynach nie dorasta mu nawet do pięt.

O ile scenariusz Moore’a nie jest oceniany jednogłośnie pozytywnie, o tyle trudno o jakiekolwiek zarzuty pod adresem głównego pomysłodawcy i rysownika komiksu. Brian Bolland wspina się na absolutne wyżyny swoich gigantycznych umiejętności. Odzwierciedlenie mimiki i mowy ciała postaci, szczegółowość kreski, bogactwo detali (spójrzcie na drugi plan w sekwencjach odbywających się w knajpie), sposób wizualnego łączenia poszczególnych scen nawet dzisiaj – po dwudziestu czterech latach latach – robią ogromne wrażenie.

Bolland ilustrował ten komiks dwa lata i to widać. Właśnie ze względu na przedłużający się proces rysowania, kolorami zajął się inny brytyjski rysownik, John Higgins. Jak wiadomo, Bolland nie był zadowolony z efektu końcowego, stąd kiedy pojawił się w wydawnictwie DC pomysł jubileuszowej reedycji, postanowił samodzielnie pokolorować cały komiks od nowa.

Szczerze mówiąc, mam mieszane uczucie co do nowego wyglądu komiksu. Wizualnie prezentuje się on oczywiście znakomicie, jednak uważam, że psychodeliczne kolory Higginsa świetnie budowały atmosferę komiksu (zwłaszcza w sekwencjach toczących się w wesołym miasteczku). Sceptycznie też podchodzę do nowej oprawy wizualnej retrospekcji, w których Bolland zrezygnował z kolorów, pozostawiając na czarno-białej planszy czerwono-różowe akcenty. Wygląda to ładnie, ale psuje trochę wieloznaczność oryginału: jak pamiętamy, pierwotna wersja nie dawała odpowiedzi, czy tzw. retrospekcje to wydarzenia z przeszłości Jokera, czy też tocząca się równolegle do fabuły komiksu historia kogoś zupełnie innego. W obecnej wersji mamy już jednoznaczne graficzne odwołanie do przeszłości, jasno wskazujące, że chodzi o Jokera.

Zastrzeżenia te nie oznaczają oczywiście, że nowego wydania „Zabójczego żartu” kupować nie warto. Jak wspomniałem, nowe kolory prezentują się świetnie, zaś porządny papier i druk dają możliwość pełnego delektowania się kreską Bollanda. Nie zapominajmy też o interesujących dodatkach: tekście i szkicach Bollanda, a przede wszystkim dodatkowej historii „Niewinny człowiek”, która pierwotnie ukazała się w antologii „Batman: Black & White”. Tutaj po raz pierwszy wydana została w wersji kolorowej i stanowi ciekawy (choć zapewne niezamierzony) kontrapunkt dla głównej historii.

Co więcej mógłbym napisać o tym komiksie? Nie będę się wygłupiał, streszczając fabułę (każdy fan powinien znać ją na wyrywki od przodu i od tyłu), nie ma sensu bawić się w interpretację ani analizę wpływu tego komiksu na współczesną kulturę masową – oba zagadnienia wymagają oddzielnych, sążnistych tekstów. Zakończę więc, parafrazując Wojciecha Orlińskiego (który napisał swego czasu na łamach Gazety Wyborczej, że jeśli ktoś miałby przeczytać w życiu tylko jeden komiks, to powinien przeczytać „Strażników”) – jeśli ktoś miałby w całym życiu przeczytać tylko jeden komiks o Batmanie, to powinien przeczytać właśnie „Zabójczy żart”.

Michał Siromski

„Batman: Zabójczy żart”
Tytuł oryginału: „Batman: The Killing Joke” (20th Anniversary Deluxe Edition)
Scenariusz: Alan Moore
Rysunki: Brian Bolland
Wydawca: Egmont
Data wydania: marzec 2012
Wydawca oryginału: DC Comics
Data wydania oryginału: marzec 2008 (Deluxe Edition), marzec 1988 (I wydanie)
Liczba stron: 64
Format: 170 x 260 mm
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolorowy
Wydanie: II
Cena: 45,00 zł