SKAŻONA JAPOŃSZCZYZNĄ

WYSZŁAM ZA MĄŻ, ZARAZ WRACAM


Zdarzyło się tak, że Szyszka została poślubiona, choć skażenie japońszczyzną wyłazi z niej bokami i macha uszkami. Podejrzewam, że to dzięki temu, że czytałam „Watchmenów” wcześniej niż mój luby i wiem, kto to Punisher, a Wolverine to dla mnie nie tylko nagi tyłek Jackmana.

Pewnie mnie znajomi zlinczują, ale uważam, że każdy fan anime powinien znaleźć partnera spoza fandomu. A to czemu? Ostatnio znowu uderzyło mnie, jak mały to jest światek, praktycznie każdy albo kogoś zna, albo z nim chodził, albo miał, ale nie wyszło. Poza tym, nie ukrywajmy – jest to światek specyficzny i niekoniecznie normalny – byłam, widziałam, wyrosłam w nim. Mam znajomą, która była w związku z praktycznie każdym moim męskim fandomowym znajomym, a nawet szczególnie ładna nie jest.

Poza tym, jak taki komiksiarz czy fantasta walnie plakat na ścianie, to nikt nie powie, że to rysuneczek dla dzieci. W dodatku, gołe baby prezentują się na nich znacznie naturalniej, nawet jeśli w podartej odzieży machają smokom mieczem przed nosem. Nie mówiąc o tym, że faceci plakatowi prezentują preferowany przeze mnie typ fizyczny krzyżówki gladiatora i wikinga. Same zalety.

Animowcy z kolei wygrywają estetyką ustawionych na półeczkach ślicznych okładeczek mang. Szczególnie że niektóre mają na grzbiecie obrazek. Co prawda, usłyszałam kontrargument, że „Giganty” z Kaczorem Donaldem też go posiadają, więc mam się nie cieszyć, ale co mi tam. Poza tym, krzaczki literkowe wyglądają co najmniej intrygująco.

Właśnie zostałam zapytana, czy to okej jest mieć gołą babę na monitorze. Jego monitor, baba została zlustrowana i może być. Ja w ramach równowagi na moim monitorze umieszczę najbardziej słitaśnego moebloba, jakiego znajdę. Jakieś kociouche loli w okularkach. Taaaak…

Najbardziej wzruszające życzenia ślubne brzmiały: „Tylko nie nadawajcie dzieciom imion z anime”.

Joanna Pastuszka