WYWIAD Z TWÓRCAMI „BIAŁEGO ORŁA”

POLSKI SUPERBOHATER LECI NAD WARSZAWĄ JUŻ OD KILKU MIESIĘCY. DZIŚ PRZEDSTAWIAM WAM, CO DO POWIEDZENIA O SWOIM KOMIKSIE MAJĄ AUTORZY, A PRZY OKAZJI BRACIA – MACIEJ I ADAM KMIOŁKOWIE



KZ: Jak zaczęła się historia „Białego Orła”? Nie kryjecie zainteresowania komiksami, które przed laty w podobnej formie drukował TM-Semic, ale od tamtej pory minęło sporo czasu. Czy ta idea towarzyszyła wam od tamtej pory, czy to znacznie młodszy pomysł?

(Maciej Kmiołek) MK: Kiedy pojawiły się komiksy wydawane przez TM-Semic, mieliśmy odpowiednio lat siedem i dziesięć. Na pewno miały one największy wpływ na nasze zainteresowanie komiksem superhero i chęć stworzenia własnego uniwersum. To był zdecydowanie najlepszy komiksowy czas, jak dla mnie.

(Adam Kmiołek) AK: Niewątpliwie, początkowa działalności TM-Semic była głównym bodźcem zachęcającym do „robienia” komiksów. Natomiast później bywało z tym różnie, były lata zupełnie bez komiksu, a następnie jakieś nieśmiałe zrywy. Ostatni z nich doprowadził nas do „BO”.

KZ: Polski superbohater… Dla niektórych może to brzmieć niedorzecznie. Superbohaterowie kojarzą się z amerykańskim stylem życia. Jak przekładacie ten motyw na wschodnioeuropejskie realia?

MK: Wystarczy zapoznać się z pierwszymi dwoma zeszytami „Białego Orła”. A tak poważnie, nie widzę powodu, dla którego taki komiks miałby nie zaistnieć w polskich realiach. Zdecydowana większość komentarzy, które otrzymujemy od czytelników, jest bardzo pozytywna. Adaptacja przyszła chyba dosyć szybko i sprawnie. Z drugiej strony, nazwanie polskiego superbohatera „White Eagle” dopiero byłoby niedorzeczne. Chyba mamy za dużo kompleksów, zupełnie niepotrzebnie. Jak dla mnie, Polska ma mnóstwo do zaoferowania w kwestii stworzenia takiego komiksu; mamy bardzo bogatą historię, pełną wojen, potyczek, tajemnic i zawirowań. Jest w czym wybierać.

AK: Naprawdę komiks jest aż tak sztywnym medium? Dla niektórych niedorzeczny jest też widok trzydziestolatka czytającego komiks, a mocno niepokojący – dwudziestolatka. Mi superbohaterowie nie kojarzą się z amerykańskim stylem życia tylko z dzieciństwem i rysowaniem. W moim odczuciu, przekładamy ten motyw… dosłownie.

KZ: Opowiedzcie trochę o świecie, w którym dzieje się akcja. Już po pierwszym rozdziale widać, że to nie jest to samo „uniwersum”, w którym my żyjemy.

MK: Dla potrzeb komiksu superbohaterskiego można nieco pozmieniać otaczającą nas rzeczywistość. Nie jest to Polska w przełożeniu 1:1, ale ogólnie są to nasze współczesne czasy. Po prostu nie odwołujemy się do konkretnych wydarzeń, prawdziwych osób. To taka fikcyjna Polska, ale w 2012 roku.

AK: Do czasu, aż ktoś w odrzutowych butach i biało-czerwonym stroju nie zacznie latać po Warszawie, co w kontekście Euro wcale nie jest wykluczone.

KZ: Co wymienicie jako wasze główne inspiracje? Od początku widać, że rysownik musi lubić Jima Lee. Biały Orzeł na jednym z kadrów wygląda jak Batman w „Hushu”, którego Lee rysował jakieś dziesięć lat temu. A jeżeli chodzi o historie, jakieś szczególne scenariusze przypadły Wam do gustu?

MK: Moje ulubione zeszytówki to „Spiderman” z czasów Todda McFarlane’a i Larsena, X-Men Jima Lee, Spawn, oraz Savage Dragon. No i oczywiście Batman i Punisher, rożnych scenarzystów i rysowników. Od strony scenariuszy, za najlepsze, które czytałem, uważam „Strażników” i „V jak Vendetta” Alana Moore’a, oraz „Kaznodzieję” Gartha Ennisa. Poza komiksem superbohaterskim uwielbiałem „Thorgala”. Spory wpływ na scenariusz miał też serial „Lost”. Na pewno było tego więcej i na pewno pominąłem jakiś istotny komiks.

AK: Absolutnie, twórczość Jima Lee jest i była dla mnie jedną z najważniejszych inspiracji, a Batman w jego wykonaniu, jak dla mnie, jest po prostu mistrzowski. Trzeba też zaznaczyć, że ten z „Hush” nie różni się specjalnie od tego z „All-Star: Batman i Robin – Cudowny chłopiec” (2005-2008) czy aktualnie rysowanego w „Justice League”. W „JL” otrzymał pewne modyfikacje, jeśli chodzi o strój, ale sama stylistyka rysunku Jim’a Lee jest bardzo zbliżona. Jak ma się świadomość własnej słabości i widzi się jeszcze szansę na rozwój, to w moim przekonaniu jedną z dróg jest inspiracja pracą ludzi, którzy osiągnęli najwyższy poziom wtajemniczenia i są jakąś wymarzoną wizją tego, jak byśmy sami chcieli rysować. Równie dobrze może to być inspiracja pracami artysty np. z lat osiemdziesiątych.

KZ: Wasz komiks bardziej przypomina historie sprzed piętnastu – dwudziestu lat niż to, co obecnie wydaje się na zachodnim rynku. To celowy zabieg? Lata dziewięćdziesiąte to specyficzny okres w historii amerykańskiego komiksu. Nigdy wcześniej ani nigdy później nakłady nie były tak wysokie. Z drugiej strony, duża część tamtych komiksów dziś wzbudza zażenowanie. Jak na tym tle wygląda wasza twórczość?

MK: Zabieg może podświadomy, trudno powiedzieć. Myślę, że dobry komiks pozostaje dobrym po piętnastu czy dwudziestu latach, a takie, które wzbudzają zażenowanie, ukazują się i teraz (może nawet obecnie jest ich więcej niż kiedyś). Jeśli więc „Biały Orzeł” przypomina stare, dobre lata dziewięćdziesiąte, bardzo nas to cieszy. Aczkolwiek będziemy pracować nad tym, by z numeru na numer wyglądał jak najbardziej nowocześnie. Wciąż się uczymy, przecież wydaliśmy dopiero dwa zeszyty w swoim życiu, a aktualnie pracujemy nad trzecim.

AK: Nie jestem wybitnym znawcą komiksu, ale zdarza mi się sięgnąć po aktualne komiksy z rynku zachodniego. Uważam, że w latach dziewięćdziesiątych była cała masa historii podobnych do tego tego, co obecnie mam możliwość przeczytać. Była też cała masa szrotu, chociażby masowych podróbek „X-Men”, który to wyśrubował rekord sprzedaży, ale wynikało to właśnie z wspomnianego boomu na komiksy. Każdy chciał zarobić, wydawano byle więcej, a przez to poprzeczka się obniżała. Z drugiej strony, są komiksy, w których chodzi o pokazanie fajnej rąbanki, albo gorących kształtów bohaterki, a scenariusz ma to tylko prowokować. Takie komiksy z mniejszym lub większym powodzeniem wydawane są do dziś. Mimo wszystko komiksów nadal jest całkiem sporo, jest w czym wybierać. To jest jasne, że komiksy nie wrócą do tych wyników sprzedaży i nie pomogą tu najlepsze, wybitne nawet historie.

KZ: Czy poza „Białym Orłem” i „Wyklętym Rycerzem” w waszym uniwersum istnieją jacyś superbohaterowie? Planujecie jakieś spin-offy?

MK: Istnieją, w kolejnych zeszytach pojawią się nowe postacie. Chętnie zrobilibyśmy więcej serii, mamy pomysły, scenariusze, ale na chwilę obecną koncentrujemy się tylko na przygodach Aleksa.

AK: Zaistnieją, jak pojawią się w komiksie, bo co z tego, że mamy pomysł i cztery rysunki w szufladzie? Tak naprawdę, to najfajniejsze postacie dopiero przed nami. Powoli, na łamach „BO”, uniwersum będzie się powiększać.

KZ: „Biały Orzeł” wychodzi bez kodu kreskowego. Domyślam się, że dystrybucja jest ograniczona. Jeżeli pierwsza historia okaże się sukcesem, planujecie poszerzyć dostępność o np. kioski albo EMPiKi?

MK: Zgadza się. „Polski Superbohater Biały Orzeł” to nasz debiut, wydawany własnymi siłami. Na początku chcieliśmy sprawdzić potencjał serii i jej odbiór przez czytelników. Słabo by było wydrukować od razu dwadzieścia tysięcy egzemplarzy i sprzedać np. sto. Stosujemy strategię „step by step”. Będziemy pracować nad tym, by w ciągu roku komiks trafił do szerszej dystrybucji.

AK: Holenderska szkoła.

KZ: Światy Marvela i DC w dużej części oparte są na pogańskich mitologiach. W DC dominują wierzenia Greków, które najwyraźniejsze są w historiach o „Wonder Woman”, a w Marvelu jednym z superbohaterów jest sam nordycki Thor. Czy planujecie nawiązywać do słowiańskiej mitologii? A może pojawią się u was we własnej osobie Perun albo Swarożyc?

MK: Nie mieliśmy planów konkretnie co do Peruna czy Swarożyca w najbliższych numerach, ale nie mówię „nie”. Natomiast będą odwołania do historii Polski, jak najbardziej, również różnych legend i wierzeń. Spojrzymy na nie przez nieco inny pryzmat, dostosujemy je na potrzeby historii Białego Orła.

AK: Z drugiej strony, aż tak dużo tego typu postaci w Marvelu i w DC to chyba nie ma. W każdym razie, nie wszystko naraz. Już gdzieś przeczytałem, że w drugim numerze jest za dużo postaci i różnych motywów.

KZ: Mimo dużego powodzenia superbohaterów w latach dziewięćdziesiątych, dzisiaj na naszym rynku są oni raczej ciekawostką… może z wyjątkiem ekranizacji. Jak myślicie, dlaczego Polacy nie lubią czytać o postaciach w kolorowych strojach?

MK: Może po prostu nie interesują ich przygody amerykańskich bohaterów, z którymi nie mogą się identyfikować. Moim zdaniem to kwestia lokalnego „contentu”. Biały Orzeł spotkał się z zainteresowaniem oraz pozytywną reakcją czytelników i mediów w dużej mierze dlatego, że jest „polskim superbohaterem”. A w końcu to jeszcze bardzo młody komiks. Mam nadzieję, że najlepsze dopiero przed nami.

AK: Ja stawiam na którąkolwiek z tych odpowiedzi: a) bo komiksy są dla dzieci b) bo teraz to się czyta Internet c) bo ich nie ma.

KZ: Czy po wydaniu historii w zeszytach planujecie zebranie historii do albumu?

MK: Na pewno będziemy chcieli wydać TPB. Potrzebujemy jednak wydać nieco więcej zeszytów.

KZ: Swoją drogą, po lekturze drugiego zeszytu zaskoczyła mnie zapowiedź trzeciego, jako ostatniego. Strasznie krótki ten „Pierwszy lot”. Spodziewałem się przynajmniej czterech rozdziałów. A co będzie po zakończeniu pierwszego „story-arc”?

MK: Krótki? Jak dla mnie, praca nad nim trwa wieki! „Pierwszy Lot” był od początku zaplanowany jako trylogia. W czwartym zeszycie zapoczątkujemy nową, dwuczęściową historię. Więcej szczegółów na jej temat już wkrótce, scenariusz jest już napisany i czeka na Adama.

AK: A Pan redaktor musi być bardziej czujny, bo jakoś za łatwo dał się zaskoczyć.

Pytania zadawał Mateusz Albin