ARMADA #14 – OSTATECZNA ROZGRYWKA


222x300

Kiedy w 2000 roku w ręce polskich czytelników trafił komiks „Ogień i popiół”, chyba nikt nie spodziewał się, że jesteśmy właśnie świadkami narodzin jednej z najważniejszych europejskich serii pierwszej dekady XXI wieku. Dziś „Armada” to nie tylko czternaście tomów serii głównej, ale także jedenaście tomów serii pobocznych oraz dwa artbooki. Jak wydaje się, to nie przypadek, że przygody Navis to jedyna (poza „Thorgalem”, oczywiście) seria frankofońska wydana w Polsce przez Egmont po bożemu, od początku do końca i bez kombinowania z integralami czy łączeniem tomów.

Zanim zajrzymy do finałowego tomu serii, warto podsumować to, co się działo w niej do tej pory. Wydaje się, że o sukcesie „Armady” zadecydowały cztery czynniki. Pierwszym, i chyba najważniejszym, jest postać głównej bohaterki. Navis trudno odmówić uroku i nie mam na myśli jedynie jej wdzięków, które notabene autorzy często i umiejętnie prezentowali. Ostatnia przedstawicielka ludzkości to przede wszystkim istota z krwi i kości, posiadająca charakter (a nawet charakterek…), obdarzona dobrym sercem, ale też niepokorna, nieokrzesana i kapryśna. Emocjonalna ekspresyjność sprawia, że postaci tej trudno nie polubić i nie dopingować jej w kolejnych perypetiach.

Drugim czynnikiem jest genialna w swej prostocie konstrukcja świata przedstawionego, podobna nieco do klasycznego „Valeriana”. Tytułowa Armada to przecież gigantyczne skupisko cywilizacji, z których każda różni się nie tylko specyficznym ukształtowaniem planety czy wyglądem mieszkańców, ale też kulturą i obowiązującymi zasadami. Pomysł ten automatycznie narzuca organizację serii: każdy tom to wizyta na innej planecie. Warto zauważyć, iż autorzy wyciskają z tej koncepcji sto procent możliwości, nie tylko zmieniając za każdym razem dekoracje, ale często nawet gatunek opowieści (mamy więc np. klasyczną space operę, historię alternatywną, steampunk, fantasy, komiks wojenny, komiks więzienny, fantastykę socjologiczną, a nawet opowieść samurajską). Dzięki temu każdy tom jest inny, każdy niesie ze sobą coś świeżego.

Trzecim atutem „Armady” są oczywiście rysunki Philippe’a Bucheta. Wspomniany wcześniej zamysł główny serii postawił przed rysownikiem szczególnie wysoko poprzeczkę, którą Francuz pokonał w doskonałym stylu. Różnorodność scenografii jest tu rzeczywiście imponująca, niezwykle łatwo czytelnikowi uwierzyć, że każdy tom rozgrywa się w innych realiach. Dopiero jednak czytając całą serię za jednym zamachem, można zdać sobie sprawę z tego, że Buchet na potrzeby „Armady” wmyślił ponad setkę postaci: każda z nich ma swój unikatowy wygląd, specyficzny styl ubierania się i spersonalizowane zachowania. Jeśli dodamy do tego starannie zaaranżowane wnętrza (oczywiście na każdej planecie w innym stylu) czy takie detale jak inna fryzura Navis w każdym tomie (wiadomo – kobieta), to staje się jasne, jaki ogrom pracy Buchet wykonał. A przecież nie sposób pominąć wyjątkowej, delikatnej i niezwykle precyzyjnej kreski, którą operuje francuski twórca i która rozpoznawalna jest już na pierwszy rzut oka. Bez wątpienia dzięki „Armadzie” Philippe Buchet awansował do ścisłej czołówki europejskich twórców.

Czwartym interesującym elementem serii jest stopniowa zmiana nastroju. Choć przez kilka pierwszych tomów wydaje się, że „Armada” będzie beztroskim „akcyjniakiem” opowiadającym o kolejnych misjach Navis, stopniowo klimat serii gęstnieje i staje się coraz bardziej mroczny. Właściwie od czwartego tomu im dalej, tym bardziej staje się jasne, że tytułowa Armada tylko z pozoru jest idyllicznym związkiem cywilizacji, które wspólnie podróżują przez wszechświat, wspierając się nawzajem. Pod płaszczem szczytnych idei okazują się kryć bezwzględna polityka, brudne interesy, korupcja i walka o władzę. Wraz z nastrojem zmienia się też sama Navis: z beztroskiej pupilki władz Armady przeistacza się w targanego wątpliwościami outsidera, który w pewnym momencie będzie musiał przeciwstawić się swoim mocodawcom.

Mimo tych niewątpliwych walorów, czytając całą serię ciągiem, trudno nie zauważyć także dwóch negatywnych tendencji. Po pierwsze, mniej więcej od dziesiątego tomu wyraźnie spada jakość scenariuszy, które coraz częściej sięgają po sztampowe rozwiązania. Po drugie, autorzy zdecydowanie przesadzili z rozterkami Navis – ich nadmierne nagromadzenie powoduje, iż od pewnego momentu stają się one pretensjonalne, trudne do przyswojenia i meczące.

Jak na tym tle prezentuje się „Ostateczna rozgrywka”, zapowiadana jako zwieńczenie serii? Niestety, negatywna tendencja fabularna zostaje utrzymana; zamkniecie głównego wątku serii skonstruowane jest na zasadzie wyskakujących ni stąd, ni zowąd – jak z pudełka – postaci, które pociągają za wszystkie sznurki. Jean-David Morvan idzie po najmniejszej linii oporu, jakby zatracił umiejętność budowania suspensu i nieoczekiwanych zwrotów fabularnych, którą zaprezentował przecież nieraz we wcześniejszych tomach.

Na szczęście album dramaturgicznie ratuje pojedynek Navis z Yiarhu-Kahem, nieśmiertelnym i niemożliwym do pokonania zabójcą. Walka (w dwóch odsłonach) wypełnia znaczną część tomu, jest zaciekła i dramatyczna, zmusza też Navis do swego rodzaju powrotu do korzeniu i wyzwolenia w sobie pierwotnych instynktów. Pojedynek ów jest najjaśniejszym punktem komiksu i nie przypadkiem trafił też na okładkę.

Wbrew tytułowi i wbrew zapowiedziom „Ostateczna rozgrywka” finalizuje jedynie kosmiczną intrygę, w żadnym razie nie kończy historii Navis i jej przyjaciół. Mało tego, niektóre watki wydają się porzucone; o ile nie przeszkadza mi w ogóle fakt, że nie została wyjaśniona kwestia zagłady ludzkości i tragicznego wypadku statku kosmicznego Navis, o tyle już np. motyw skomplikowanych relacji Navis z konsulem Enshu Atsukau czy też wątek syna konsula zostały ewidentnie urwane. Czy to oznacza, że autorzy zostali zmuszeni do zakończenia serii znacznie wcześniej, niż się spodziewali? Czy może świadczy to, iż przygody Navis będą kontynuowane w innej formie (spin-off?)? Osobiście wolałbym jednak to drugie; szkoda by było żegnać się z ostatnią przedstawicielką ludzkiej rasy w tak nienajlepszym stylu…

Michał Siromski

„Armada #14 – Ostateczna Rozgrywka”
Scenariusz: Jean-David Morvan
Rysunek: Philippe Buchet
Rok wydania oryginału: 2011
Liczba stron: 48
Format: 215×290 mm
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Druk: kolor
ISBN-13: 978-83-237-4755-0
Wydanie: I
Cena z okładki: 29,99 zł