SKAŻONA JAPOŃSZCZYZNĄ

ZDEJMIJŻE WRESZCIE ZBROJĘ


Nazwijcie mnie prymitywną, ale lubię sobie na ładnych mężczyzn popatrzeć. Najlepiej na tle wybuchów. Jeśli dodatkowo będą lekko zmaltretowani i odarci, właściwie nic mi więcej do szczęścia nie potrzeba. Toteż seans „Avengers” uważam za całkiem udany.

Paradoksalnie najlepiej w moich oczach wyszedł pan Zakuty Łeb, czyli Ironman, choć teoretycznie nie pokazuje ani grama ciała. Całkowity brak nagiego brzuszka Thora zrekompensowały mi smakowite ramiona Archera. Obiecałam sobie, że nie zniżę się do zachwytów nad jego tyłkiem, ale nadmienię, że został on odnotowany jako godny uwagi.

Najbardziej jednak podoba mi się to, że jest to ukoronowanie trendu, który zauważam od paru lat – bezczelny fan serwis dla kobiet wreszcie przestał być passe, a twórcy zdają się dostrzegać potencjał w kobiecym odbiorcy komiksów. Powiedzmy sobie szczerze – komiksy są dla facetów, którzy są bardziej wizualnie reaktywni od kobiet (te mądre słowa oznaczają, że lubią sobie popatrzeć). Akcja jest, mięśniacy nawalają się po mordach, kobiety narysowane są tak, żeby ich biusty powodowały małe zaburzenia grawitacji. Nie mówię, że to coś złego, lubią, niech mają, ale kobitkom też się coś od życia należy.

Dotychczas przyciągano panie głębią bohaterów, rysem nieszczęśliwym, a głębokim, miłością tragiczną podszytym. Dobrze się też sprawia niegrzeczny chłopiec, który robi się grzeczny dla tej jedynej (ale to tylko w drodze wyjątku). To działa, a przynajmniej działało w czasach, kiedy paniom wmawiano, że mężczyzna z automatu jest piękny i wspaniały, bo przecież jest mężczyzną. Swoją drogą to niezła sztuczka dziejowa, wmówić całym pokoleniom ludzi, że posiadanie genitaliów na wierzchu determinuje wartość człowieka.

Ale wracając do bohaterów komiksu. Mogę się założyć, że Batman budziłby zachwyt pań, nawet jakby był chuderlawym wymoczkiem, bo to biedna sierotka, dzielny chłopczyk i taki nieszczęśliwy, ojej. Chyba nie znam żadnej dziewczyny, która lubiłaby Supermana (swoją drogą, to skąd on ma te wszystkie mięśnie, przecież nie miałby ich czym wyrobić, skoro rzucanie pociągiem mu kłopotu nie sprawia) – to był taki lep na panny tęskniące za grzecznym chłopcem z dobrego domu, wymarzona partia, rozumiecie. Założę się jednak, że nikt przy tworzeniu postaci nawet nie pomyślał, co może podobać się kobietom.

A one wreszcie zaczęły głośno mówić, że ładny ma być i kropka. Nie nadęty jak Songo z Dragon Balla, ale wyprostowany, szczupły i dobrze prezentujący się w obcisłych gaciach. Na razie cicho, ale powolutku podnoszą się głosy, że film byłby lepszy, jakby Thor ściągnął choć raz tę cholerną zbroję. Na razie głosy popiskują pod podłogą, w obawie przed uznaniem za żałosne jęki niewyżytych i żałosnych panienek. Ale to się zmieni. Więcej męskich tyłków i fan serwisu dla kobiet!

Mam nadzieję, że to proroctwo, a nie pobożne życzenie niewyżytej, żałosnej panienki…

Joanna Pastuszka