RYCERZE ŚWIĘTEGO WITA

Demon epilepsji, demon rzeczywistości


222x300

Chociaż komiks powoli przezwycięża swoją dawną przynależność do kultury masowej i rozrywki „lekkiej, łatwej i przyjemnej”, ale już niekoniecznie dojrzałej i mądrej, a na brak komiksów zaangażowanych nie możemy narzekać, to ciągle jeszcze wielkie autobiograficzne narracje niespecjalnie kojarzą nam się z medium komiksowym. Chętniej widzimy w tym miejscu obszerną powieść czy filmową „spowiedź wieku”. „Rycerze świętego Wita” Davida B. udowadniają, że również komiks może się idealnie sprawdzić w tej roli.

W podstawowej warstwie fabularnej „Rycerze świętego Wita” są opowieścią o życiu u boku brata chorego na epilepsję (stąd polskie – bardzo pomysłowe – tłumaczenie tytułu odnoszące się do św. Wita, patrona epileptyków). Życie głównego bohatera Pierre’a-François Beaucharda z początku niewiele różni się od losów innych dzieci z francuskich rodzin lat 60. Wszystko jednak ulega zmianie, gdy jego starszy brat Jean-Christophe dostaje pierwszego ataku padaczki. Od tej pory dla całej rodziny Beauchardów rozpoczyna się nieustający korowód lekarzy i medyków-szarlatanów, którzy bez skutku będą próbować uleczyć chłopca. Choroba okazuje się nieubłagana i odciska bolesne piętno zarówno na samym Jean-Christophie, jak i na całej rodzinie. Na pierwszych kartach komiksu widzimy go po trzydziestu latach zmagania się z chorobą – otumanionego lekami, wyłysiałego, grubego i bezzębnego, poznaczonego bliznami od tysięcy upadków. Każda następna strona będzie nas przybliżać do tego momentu – nie tyle do jego zrozumienia, co raczej poczucia i prześledzenia wydarzeń, które do niego doprowadziły…

Chociaż tematyka tego komiksu jest bardzo intymna i pełna (prawdopodobnie długo skrywanych) uczuć, to jednak na próżno doszukiwać się w „Rycerzach…” łzawych melodramatów i rozdzierających serce monologów o cierpieniach duszy i ciała. W komiksie nie brakuje historii o tym, jak główny bohater fizycznie wyżywa się na starszym bracie pod pozorem wybudzenia go z ataku czy nawet marzy o zabiciu chorego, dzięki czemu pozostała część rodziny mogłaby wreszcie być szczęśliwa i wolna. Narracja Pierre’a-François – który stanowi porte parole samego Davida B. – jest bezpośrednia, na swój sposób nawet brutalna. I to właśnie dzięki temu wydaje się dużo bardziej szczera i prawdziwsza od nawet najlepszych hollywoodzkich wyciskaczy łez.

Ale chociaż choroba Jean-Christophe’a stanowi główną oś komiksu, wcale nie jest jego esencją. „Rycerze…” to opowieść bardzo złożona, w której, niczym w szkatułce, mieszczą się kolejne historie. Z jednej strony „Rycerze świętego Wita” są świadectwem życia tamtych czasów, z szeroko zarysowanych tłem historycznym i klimatem kulturowym. Zafascynowanie rodziców Pierre-François światem Orientu, ezoteryką, ruchem New Age czy sztuką alternatywną jest wiernym odzwierciedleniem mentalności lat 60. i 70. Druga strona to oniryczny świat wewnątrz umysłu głównego bohatera, mroczna przestrzeń zamieszkała przez dziwaczne zjawy i postacie przeniesione z kart ulubionych powieści. Obie razem zbiegają się we wspólną refleksję nad tym, jak nasza świadomość i umiejętność postrzegania świata jest kształtowana przez historię (zarówno tę wielką, jak i rodzinną), literaturę, opowieści z lat dziecinnych. Do jakiego stopnia – często w sposób całkowicie nieświadomy – przenosimy w sobie lęki poprzednich pokoleń. I chociaż teoretycznie – tak samo jak epilepsja – nie są one dziedziczne, to Pierre-François (później sam przechrzci się na Davida) do końca życia będzie zmagał się z piętnem szaleństwa, nieustanną obawą przed wydaniem na świat kolejnych potworów. Stąd na kartach komiksu plemniki mężczyzny przemieniają się w dwugłowe monstra, każde z twarzami obu braci.

W szerszym wymiarze „Rycerze świętego Wita” stają się opowieścią o ludzkim zagubieniu, lęku przed życiem, wewnętrznej pustce i samotności. „Wszystkie nasze punkty odniesienia runęły“ – wyznaje w pewnym momencie matka Davida. Zaklęty krąg coraz to nowych metod leczenia: makrobiotyka, akupunktura, obrzędy voodoo, przyzywanie zmarłych, ezoteryka czy pisanie listów do znanych intelektualistów – wszystko to razem ma nie tylko pomóc w walce z chorobą, ale również stać się próbą odbudowania upadłych idei, „przepisem na życie”, formą ochrony przed rzeczywistością. Dla Davida taką „zbroją” jest twórczość artystyczna, dla jego brata – nazizm, komunizm, a wreszcie sama epilepsja. Bo w pewnym momencie Jean-Christophe nie tylko poddaje się chorobie, lecz wręcz świadomie ją wybiera – „postanawia być chorym”, padaczka stanowi dla niego formę wymówki, szansę na ucieczkę przed dorosłym życiem. W gruncie rzeczy nie ma w tej książce wyraźnego podziału na brata zdrowego i brata chorego. Obaj zdają się nawiedzeni przez swoje własne demony. Tyle tylko, że David znalazł na nie sposób, potrafi je do pewnego stopnia wyegzorcyzmować, przelewając swoje frustracje na papier.

Pozostaje jednak pytanie, czy wybrane medium jest w stanie udźwignąć i w pełni oddać tak złożoną i pełną emocji historię? W przypadku „Rycerzy świętego Wita” komiks wydaje się nie tylko odpowiednią formą przekazu, ale wręcz jedyną, która będzie zdolna oddać nagromadzenie symboli, oniryczny świat wyobraźni Davida czy wreszcie przemiany, jakie zachodzą w poszczególnych członkach jego rodziny. Autor po mistrzowsku operuje metaforą, i sposobami obrazowania, które udostępnia mu medium rysunku. Stary Chińczyk zajmujący się akupunkturą zostanie wyobrażony jako kot, chciwa kobieta sprzedająca żywność makrobiotyczną klatka po klatce coraz bardziej upodabnia się do wielkiego szczura, zmarły dziadek powraca jako zjawa w kształcie czapli… W z pozoru prostych, czarno-białych rysunkach, które z jednej strony przywodzą na myśl średniowieczne ryciny, z drugiej obrazy ekspresjonistów i styl kubistyczny (bardzo podobny sposób obrazowania pojawi się w „Persepolis” Marjane Satrapi), autor potrafił przedstawić nie tylko samo piekło epilepsji, lecz również wewnętrzne pokłady gniewu, frustracji i smutku, a nawet surrealistyczną przestrzeń snu. Na szczególną uwagę zasługują zwłaszcza wielkoformatowe kadry, w których artysta zawarł mnóstwo metafor, aluzji i symboli.

Z tej perspektywy „Rycerze…” stają się metaliteracką opowieścią o artystycznym rozwoju Davida. Razem z nim możemy prześledzić drogę, jaką musiał przejść od dziecięcej fascynacji scenami batalistycznymi, poprzez pierwsze wprawki rysunkowe, symboliczne przybranie imienia David (które z jednej strony wydaje się być aktem artystycznej autokreacji, a z drugiej kolejną częścią zbroi, tak jakby nowe imię mogło pomóc w walce z olbrzymem epilepsji) aż po coraz dojrzalszą twórczość graficzną. Co szczególnie istotne, widzimy to nie tylko w warstwie fabularnej – wprawne oko dostrzeże również przemiany w samej formie graficznej.

Nie na darmo „Rycerze świętego Wita” reklamowane są hasłem „opus magnum Davida B.”. To dzieło w stu procentach kompletne, dopracowane w każdym detalu, zachwycające zarówno swoją fabułą, jak i formą graficzną. Bardzo przejmujące, bardzo przytłaczające i bardzo dobre.

Dziękujemy wydawnictwu Kultura Gniewu za egzemplarz recenzencki.

Magdalena Iwańska

Rycerze świętego Wita
Scenariusz: David B.
Rysunki: David B.
Wydawca: Kultura Gniewu
Data wydania: grudzień 2012
Wydawca oryginału: L’Association
Objętość: 392 strony
Format: 200 × 265 mm
Oprawa: twarda
Papier: Amber Graphic
Druk: czarno-biały
Cena: 119,90 zł