TEQUILA O1: WŁADCA MARIONETEK

Butelka do połowy pusta

222x300

„Projekt Tequila” od samego początku budził spore zainteresowanie wśród czytelników zarówno krajowej fantastyki, jak i komiksu. Ambicje pomysłodawcy i głównodowodzącego przedsięwzięciem – Łukasza Śmigla – są bowiem ogromne: plan zakłada stworzenie trzech pełnometrażowych albumów i kilku publikowanych w fandomowych czasopismach krótkich form komiksowych oraz trzech powieści i opowiadań, a wszystko to dostępne także w formie e-booków.

Cykl ma opowiadać o przygodach tytułowej Tequili – zadziornej wojowniczki w postapokaliptycznym świecie, którą sami twórcy określają mianem „polskiej heroiny w stylistyce pulp”. Zbiórka funduszy na wydanie pierwszego z zapowiadanych komiksów (oraz powieści) zakończyła się pełnym sukcesem: na portalu crowdfundingowym „Polak Potrafi” inwestorzy wpłacili na poczet druku i honorariów autorskich ponad 19,5 tysiąca złotych – o przeszło trzy i pół tysiąca więcej niż zakładano (*). Prace ruszyły i już po kilku miesiącach ogłoszono datę premiery w pierwszych dniach grudnia. Na stronie internetowej wydawnictwa ogłoszono przedsprzedaż, co wydało mi się dziwnym posunięciem, skoro koszty publikacji zostały już z nawiązką pokryte. Termin nadszedł… i nastała cisza. W okolicy świąt udało mi się uzyskać wiadomość od pracownika „Dobrych Historii” o opóźnieniu. Czas oczekiwania: nieokreślony. Mimo tego zarówno strona, jak i facebookowy profil wydawcy wciąż milczał. Dopiero kilka dni później wiadomość o przesunięciu daty premiery została oficjalnie ogłoszona. W styczniu gotowe egzemplarze opuściły drukarnię. Od tej pory jakikolwiek kontakt z wydawnictwem stał się niemożliwy. „Dobre Historie” przestały odpowiadać na maile, wiadomości facebookowe, smsy i telefony. Po spektakularnym marketingowym sukcesie, jakim okazała się zbiórka funduszy, Łukasz Śmigiel spoczął na laurach i kompletnie zignorował zarówno potencjalnych czytelników, jak i sympatyków swojej inicjatywy. Może przynajmniej inwestorzy, którzy wsparli jego działania swoimi dotacjami, zostali potraktowani bardziej fair.

UWAGA: Dalsza część tekstu zawiera szczegóły dotyczące fabuły i zakończenia utworu.

„Władca marionetek”, pierwszy komiksowy album przedstawiający niegościnne uniwersum ponętnej wojowniczki, zawiera trzy opowieści: krótkie wprowadzenie, przybliżające tajemnicze okoliczności pojawienia się Tequili w postapokaliptycznym świecie (wcześniej opublikowane w Internecie), tytułową historię oraz opowiadanie, stanowiące prolog do nadchodzącej powieści „Liczba Bestii”. Warto docenić czytelne pulpowe nawiązanie, jakie Śmigiel zawarł w „genesis” bohaterki: zwariowany szaman – renegat przywraca do życia nieznajomą, znalezioną na pustyni. Chociaż to zaledwie wstęp do opowieści, stanowi najlepiej napisaną i zilustrowaną część albumu (mimo, że nie poprawiono drobnej rysunkowej wpadki w postaci znikającej bródki czarownika).

Główny element albumu, pełnometrażowy „Władca marionetek” cierpi na syndrom „początku serii”: czytelnik zostaje po szyję wepchnięty w świat przedstawiony i dosłownie zasypany pytaniami, na które odpowiedź ma (teoretycznie) nadejść w kolejnych odsłonach cyklu. Ta praktyka, spotykana często nie tylko w pracach debiutantów, wielokrotnie okazywała się mordercza dla niejednego tytułu, gdy zawiedzeni niejasną treścią czytelnicy tracili zainteresowanie dalszym ciągiem opowieści. Sam Śmigiel przyznaje we wstępie, że w tym epizodzie przede wszystkim ”rozstawiamy na planszy pierwsze figury”, a więc ma on przygotować grunt pod kolejne perypetie. Niestety, po zakończeniu lektury ciężko powiedzieć o uniwersum Tequili cokolwiek więcej, niż przed rozpoczęciem (może dlatego, że poza główną heroiną niemal wszyscy giną po zaledwie kilku stronach). Tłem dla wyczynów wojowniczki jest Eden: ogromny ogród, nazywany Rajem na Ziemi. Przybywają do niego bohaterowie sześciu Klanów, którzy, kierowani wizjami, chcą zgłębić tajemnicę niezwykłego miejsca. Oprócz nich zjawia się tu także przystojny Adamah (którego Katarzyna Babis obdarzyła identyczną fizjonomią jak Remiego– postać z internetowego komiksu „Barwy Biedy”, do którego tworzy rysunki) i oczywiście sama Tequila. Szybko okazuje się, że sielska okolica kryje w sobie mnóstwo niebezpieczeństw…

Właściwie cała historia opiera się na nieustającej ani na moment akcji. Postaci albo walczą (ze sobą, z fauną, z nadnaturalnymi zjawiskami) albo uprawiają seks. Napis „ciąg dalszy nastąpi” zaskakuje czytelnika w momencie, gdy przygoda powinna się dopiero zacząć. Zafundowany na koniec twist fabularny odniósłby o wiele lepszy skutek, gdybyśmy mieli okazję lepiej poznać psychikę bohaterów (czy choćby dowiedzieć się o nich czegokolwiek – niektórych nie poznajemy nawet z imienia); w obecnej formie ich gwałtowne zgony czy ukryte tożsamości są (przynajmniej mi) całkowicie obojętne. Tym bardziej, że niektóre sceny Śmigiel wprowadza wyłącznie po to, by pokazać nagi biust. Niestety ten sam problem dotyczy także Tequili. Po lekturze prawie nic nie wiadomo o jej charakterze – może poza tym, że nie lubi, gdy ktokolwiek jej pomaga i chętnie inicjuje przygodne stosunki seksualne z nieznajomymi. W przypadku cyklu, dodatkowo zaplanowanego jako projekt multimedialny, osobowość głównego bohatera staje się kwestią kluczową dla utrzymania sympatii odbiorcy. Po „Władcy marionetek” ani nie polubiłem, ani nie znienawidziłem Tequili. Ciężko mi o niej powiedzieć cokolwiek. Może dlatego, że o wiele ciekawszą postacią jest niepokojący Adamah. Projekt Śmigla jest spadkobiercą pulpu, ale niestety głównie jego gorszej strony: wtórności pomysłów, miałkości fabuł i bylejakości bohaterów.

Miałem nadzieję, że komiksy o Tequili będą stały na wysokim poziomie graficznym. Katarzyna Babis była wielkim odkryciem Śmigla – do tej pory niemal nieznana rysowniczka z dnia na dzień stała się jednym z najgorętszych nazwisk wśród twórców komiksowych. Imponujące portfolio internetowe sprawiło, że zewsząd posypały się oferty współpracy (wspomniane już „Barwy Biedy” czy ostatnia część „Domu Żałoby”). Apetyt na album rósł z każdą kolejną grafiką, zaprezentowane plansze także wyglądały wspaniale. Podczas lektury czekał mnie jednak wielki zawód. Pomiędzy pierwszymi a ostatnimi stronami komiksu zieje przepaść. Z każdym kolejnym kadrem kreska ubożeje o szczegóły, im bliżej końca, tym bardziej z rysunków wyziera pośpiech i brak pomysłu na kompozycję. Łukasz Śmigiel znalazł doskonałą rysowniczkę, ale postawił przed nią zadania zupełnie niedopasowane do jej stylu. Babis stara się jak może, tuszując niedostatki warsztatowe ekstremalnymi zbliżeniami, jednak całkowicie zaburza płynność lektury. Skutkuje to całą masą zbędnych kadrów i ujęć. Choreografia scen akcji (zwłaszcza walk) nie została przygotowana w ogóle: postaci sprawiają wrażenie wyciosanych z kamienia, kolejne fazy ruchu nie są nijak zaznaczone. Wojownicy stoją w jednym miejscu, a potem po prostu przeskakują znienacka na drzewo lub stają w nienaturalnej pozie kilka metrów dalej. Rysowniczce, przyzwyczajonej do „gadających głów”, zabrakło opanowania dynamicznej komiksowej narracji. Przez cały album Babis usiłuje trikami ukryć to, co Śmigiel bez przerwy chce eksponować.

„Tequila: Władca marionetek” to komiks, w którym zawodzi bardzo wiele elementów. Być może później, gdy twórcy zdobędą większą sprawność w operowaniu komiksowymi środkami narracji, cykl zdoła przekonać mnie do siebie. Póki co jednak projektu Śmigla i Babis nie mogę ocenić inaczej, niż jako porażkę. Szalenie ambitną, ale również całkowitą. We wstępie scenarzysta pisze, iż wpadł na pomysł imienia dla głównej bohaterki dzięki butelce Desperados. Ta właśnie marka doskonale pasuje do określenia komiksu: ani to w pełni piwo, ani owocowy napój. Ale na pewno nie prawdziwa tequila.

***

(*) Dodatkowe informacje zamieszczam na specjalną prośbę Autora – Łukasza Śmigla.
Honoraria autorskie, pochodzące ze zbiórki na Polakpotrafi.pl otrzymali wyłącznie Katarzyna Babis oraz Daniel Grzeszkiewicz.
Autor nie zgadza się również ze stwierdzeniem, iż kiedykolwiek ignorował swych potencjalnych czytelników i sympatyków inicjatywy, ponieważ aktualizował bloga i profil na facebooku. Równocześnie zastrzega, iż ani on, ani Wydawnictwo Dobre Historie nie jest zobligowane do odpisywania i reagowania na prośby o dodatkowe informacje oraz egzemplarze recenzenckie.
Spieszę uprzedzić potencjalnych czytelników, iż zdaniem Autora nie należy w ogóle rozpatrywać krytycznie fabuły niniejszego komiksu bez znajomości zaplanowanej w ramach cyklu powieści „Liczba Bestii”, która, niestety, nie jest jeszcze dostępna.

Dziękujemy sklepowi Geek Zone (Galeria Ursynów, lokal 123 (Pierwsze piętro), Aleja Komisji Edukacji Narodowej 36, Warszawa ) za udostępnienie egzemplarza do recenzji. Komiks możecie kupić w sklepie Geek Zone.

Rafał Kołsut

Tequila 01: Władca marionetek
Wydawnictwo: Dobre Historie
Liczba stron: 56
Format: A4
Oprawa: miękka
Druk: kolor
Wydanie: I
Cena z okładki: 39 zł