Jestem zniesmaczony. Być może taktowniej byłoby zażenowany bądź rozczarowany, jednak tu definitywnie w grę wchodzi długotrwały niesmak. Kto mnie zna, wie, że daleko mi do krytyka, który słynie ze złośliwych czy ciętych recenzji. Pisanie niemiłych tekstów zwyczajnie nie sprawia mi przyjemności i nawet jeśli jakiś komiks/film muszę ocenić jako jednoznacznie marny, zawsze staram się wpierw doszukać choć jakiegoś tyciego plusika, by iść spać z czystym sumieniem, że niechcący nie skrzywdziłem kogoś, kto być może faktycznie włożył trud w dany produkt. Na pierwszym miejscu chcę być jednak szczery i w tym przypadku nie zamierzam ukrywać, że po skończeniu słuchowiska Sound Tropez „Kajko i Kokosz. Szkoła latania” byłem zwyczajnie wściekły (choć zapewne moje emocje zilustrowałoby o wiele barwniejsze słownictwo).

I nie mowa tu o jakichś fanowskich fanaberiach, że „słuchowisko ŚMIAŁO za bardzo odejść od pierwowzoru Christy”. Z drugiej strony nie ma co ukrywać, że fakt, iż owa abominacja żeruje na nazwisku i bohaterach jednej z największych legend polskiego komiksu dolewa oliwy do ognia. Pamiętam, jaką frajdę sprawiło mi wydane kilka lat temu przez Agorę słuchowisko na podstawie „Tytusa, Romka i A’tomka”. Całość trzymała się wiernie jednej z Papciowych książeczek, a choć dialogi tu i tam nieco rozbudowano, nowe kwestie pozostawały tylko drobnym dodatkiem (ktoś złośliwszy powiedziałby „złem koniecznym”) do głównej atrakcji – czyli rozmówek między bohaterami, które dobrze znamy z komiksu. Tu sprawa ma się kompletnie odwrotnie (i nie, nie jest to jeszcze to, co mnie tak zbulwersowało). Im dłużej bowiem słuchałem, tym bardziej miałem wrażenie, że pierwowzór „Kajka i Kokosza” posłużył tylko jako ogólny szkielet, który autorzy postanowili przerobić według własnych widzimisię. Przez lwią część nie podziwiamy zatem błyskotliwego humoru Christy, a „komediopisarskie popisy” scenarzysty Grzegorza Brudnika i… olaboga! Od czego by tu zacząć?

Wiadomo, że Christa lubił brać elementy z naszej współczesności (dziś raczej przeszłości, bo to odległy nam PRL) i wplątywać je w średniowieczne realia. Chyba najlepszym tego przykładem jest album „Mirmił w opałach”, gdzie satyra czyha za każdym rogiem. Ten rodzaj dowcipu pan Brudnik postawił na pierwszym miejscu i wszystko pięknie, tylko zrobił to bez jakiejkolwiek subtelności czy wyczucia. Co rusz jesteśmy bombardowani dowcipami, a to o ideologii gender, a to Monachium i Realu, a to Apapie, hipsterach, metrze czy łapówkach… Nie tylko bardzo szybko czuć przesyt, ale zwyczajnie nie są one zabawne.  Przeciwnie, poziom jest wręcz amatorski. Chwilami ma się zresztą poczucie, że scenarzysta po prostu zrobił listę wszystkich możliwych odwołań do tego, o czym się teraz mówi, i poupychał, gdzie tylko mógł, nie zadając sobie większego trudu, by doszlifować żarty. Niektóre dowcipy, jak GPS w powozie Kokosza, są wręcz dezorientujące. Kajko i Kokosz to nie Flinstonowie, gdzie od tak kupujemy, że jaskiniowcy mają działający telewizor. To jednak za przyjemny swojski średniowieczny klimat ta seria jest tak bardzo lubiana. Niestety, aż razi, że inspiracją nie były tu komiksy Christy, lecz polski dubbing „Shreka”.  Mógłbym co prawda wymienić kilka odosobnionych przypadków, gdzie jakaś kwestia była autentycznie dowcipna, ale toną one w oceanie tych kompletnie nijakich, którymi jesteśmy tak zalewani, że po pierwszych kilku scenach zwyczajnie mdli od nich bez względu na jakość.

Co ważniejsze, same dowcipy o tym, „jak to się nic od średniowiecza nie zmieniło”, nie były główną siłą przygód Kajka i Kokosza. Poza inteligentnym acz ciętym humorem, świat Christy był jednak niezwykle sympatyczny i ciepły. Tu postacie dają się poznać wyłącznie z najgorszej strony, a wszystko jakby „schamiało”. Nie tylko mamy tak „czarujące” wypowiedzi, jak „dobrałby mi się do tyłka” czy ciągłe wtrącenia o wychodkach (tak jakby sam fakt, że ktoś musi iść za potrzebą, był nie wiadomo jak zabawny), ale oto być może w najniższym punkcie jakiejkolwiek adaptacji przygód dzielnych wojów z ust doznającego choroby morskiej Kasztelana Mirmiła pada zdanie: „Chyba mam raka mózgu, bo czuję, że za chwilę będę rzygał!”. CZY KOGOŚ TO POWAŻNIE BAWI!? Do jak niskiego dresiarstwa miały być kierowane te teksty? Czy ktokolwiek w Sound Tropez przelatywał przez dialogi, by zatrzymać się i powiedzieć: „Chwila, chwila! Przecież to głupie i niesmaczne” lub co istotniejsze: „Przecież to ma być jednak słuchowisko dla dzieci!!!”. Zresztą czy w słuchowisku dla dorosłych byłoby to mniej bulwersujące? Prawdę mówiąc, sam nie wiem, dla kogo miało być to przeznaczone. Za wiele tu dorosłych „dowcipów” dla dzieci, ale całość zbyt szczeniacko-infantylna, by rozbawić dorosłego. Oczywiście znajdzie się ktoś mniej wybredny i polubi ten humor, tylko raczej nie zainteresuje go „bajkowo-średniowieczna” otoczka. Przecież może włączyć pierwszy lepszy kabaret.

Głosy to niestety nie są szczyty marzeń. Nie będę się tu rozwodził, że „w komiksie wyobrażałem to sobie inaczej”, bo pod tym względem nie ma bata, by trafiła się wersja, gdzie ktokolwiek będzie na 100% zadowolony. Tu zwyczajnie nie było aktora, który jakoś specjalnie mnie uwiódł swoim popisem wokalnym. Kajko Abelarda Gizy jest zwyczajnie nieciekawy. Nieco lepiej prezentuje się Kokosz (Wojciech Tremiszewski), choć tu bardziej gryzie fakt, że postać nie jest w stanie otworzyć ust, by nie nawijać o tym, jak bardzo jest głodna. Jasne, Kokosz w komiksie lubił sobie zdrowo podjeść, jednak tu jego osobowość zostaje sprowadzona wyłącznie do jednej cechy charakteru. Mirmił (Piotr Pręgowski) jest zbyt przerysowany i co tu wiele mówić, chwilami wręcz drażni. Łamignat (Miłogost Reczek) brzmi dziwnie i ospale. Hegemon (Arkadiusz Jakubik) i Jaga (Agnieszka Matysiak) są przysłowiowo „ok.”. Najbardziej blado i bezbarwnie wypada, o ironio, jedna z najbardziej ekspresywnych postaci pierwowzoru, czyli Kapral (Jacek Braciak). Kompletnie nie czuć jakiejkolwiek charyzmy. Przy okazji wtrącę, że pozostali Zbójcerze – w odróżnieniu od komiksu – dostali imiona, jednak nikt nawet nie pomyślał, by zaadresować choć jednego jako „Oferma” (nawet jako oczko do fanów). Być może to niezbity dowód, jak bardzo z komiksem obeznany był autor dialogów?

Najwięcej klasy wnosi rolą narratora Piotr Fronczewski. Niestety jego głos to jedno, to, co musi mówić, to drugie. Dowcipy, że postacie raz na jakiś czas wchodzą w interakcję z narratorem mogłyby być całkiem dobre, gdyby nie fakt, że tu pojawiają się co chwila i podobnie jak z odwołaniami do polskiej współczesności, jest tego zwyczajnie za dużo i w większości są wymuszone. Zabawy formą wydają się tu zresztą bardziej drażnieniem odbiorcy niż zabawianiem go. Na przykład oto scena z komiksu – Kokosz przechwala się przed grupą panienek, jaki to jest odważny. Do karczmy wchodzi dzieciak z łukiem, prowadząc złapanego przez siebie Zbójcerza. Kokosz ze strachu ucieka z karczmy (bo co sobie będzie jednym Zbójcerzem zawracał głowę?). Tu autor uznał, że scena sama w sobie nie może być wystarczająco zabawna i oto narrator nagle przerywa wszystko, by skupić się na nużąco długim opisywaniu łuku trzymanego przez chłopca, jakby robił kryptoreklamę istniejącego na rynku produktu. Niemiłosiernie długa jest też na przykład scena, w której Mirmił po raz pierwszy wzbija się na miotle. Im mniej powiem o scenie, w której (niczym „wypasiony” samochód) opisywany jest nowy kufer zakupiony przez Mirmiła, tym lepiej.

Nie będę się rozwodził dłużej, bo jest to naprawdę produkt, który powinien pójść w zapomnienie najszybciej, jak to możliwe. Jeśli jesteś fanem „Kajka i Kokosza”, masz do nich sentyment, a dorobek Christy darzysz szacunkiem, to „słuchowisko” studia Sound Tropez cię co najmniej zirytuje. To, co mogło być miłym przypomnieniem, za co lubiliśmy tę serię i postacie, okazało się pretekstem do serii żartów z najniższej półki. Przykre to, bo takie ogłupienie tylko zniechęci do zapoznania się z komiksem osoby, które nie miały z nim jeszcze większej styczności i słuchowisko mogło wyrobić w nich opinię o całej serii. Ostatecznie na okładce jest nazwisko Christy. Czemu ktoś niewtajemniczony miałby nie wywnioskować, że jest to godna reprezentacja? Jeśli zacytowany powyżej „dowcip” o raku mózgu nie zniechęci cię do sięgnięcia po ów wytwór, to nic już nie pomogę…

Dziękujemy Sound Tropez Studios za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Maciej Kur

„Kajko i Kokosz: Szkoła Latania”
Na podstawie komiksu Janusza Christy.
Reżyseria : Michał Szolc
Scenariusz : Grzegorz Brudnik
Koncepcja i produkcja : Sound Tropez
Udźwiękowienie : Patrycja Krysik, Aleksandra Pająk, Marcin Gontarz
W rolach głównych : Abelard Giza, Wojciech Tremiszewski, Piotr Pręgowski, Arkadiusz Jakubik, Jacek Braciak, Miłogost Reczek, Agnieszka Matysiak, Piotr Fronczewski.
Muzyka : Audio Network
Miks : Bartłomiej Zajkowski
Czas Trwania : 144 minut