Polski rynek komiksowy przeżywa prawdziwy boom. Raz po raz pojawiają się na nim utwory, o których kiedyś tylko się słyszało, pożyczało skserowane kartki z fanowskim tłumaczeniem (bo o prawdziwym rodzimym można było wówczas pomarzyć) lub po prostu zdobywało za granicą i czytało w oryginale. Jednym z takich dzieł, na które natrafiłem ponad piętnaście lat temu, a które właśnie zostało opublikowane przez Taurus Media, jest „Pinokia” autorstwa francuskiego duetu Gibrat‒Leroi.

Od razu wspomnę, bo może nie wszystkich to zainteresuje, a innych wręcz przeciwnie, mamy do czynienia z europejskim komiksem erotycznym, pozbawionym pruderii, wydanym w czasach sprzed poprawności politycznej i obyczajowej. Jeżeli komuś nie odpowiada taka tematyka lub graficzne przedstawienie aktów seksualnych, lepiej niech dalej nie czyta. Pozostałych zapraszam do zapoznania się z moimi wrażeniami.

„Pinokia” to alternatywna wersja bajki o Pinokiu, czyli postaci stworzonej jeszcze w XIX wieku przez Carla Collodiego. W oryginale to drewniany pajacyk wystrugany przez lalkarza Dżepetto, który pragnął mieć syna. Pinokio był krnąbrnym, leniwym i nieposłusznym dzieckiem, często również mocno naiwnym i zbaczającym na złą drogę za namową spotkanych postaci. Po latach niezliczonych przygód powraca jednak do Dżepetta i staje się dobrym pajacykiem, a w nagrodę za tę wewnętrzną przemianę zostaje prawdziwym człowiekiem.

W wersji stworzonej przez rysownika Jeana-Pierre’a Gibrata oraz twórcę scenariusza Francisa Leroi mamy natomiast staruszka Galipetto, który targany swoimi chuciami zastanawia się mocno, co też ma z tym fantem zrobić. Jako że jest odludkiem, zaczyna się to odbijać na jego zdrowiu psychicznym i rozmawia sam ze sobą w stojącym na kredensie lustrze. Pewnej nocy przez okno jego pracowni wpada złamane drzewo. Lustro podsuwa świetny pomysł, by Galipetto wystrugał sobie z niego kobietę, która będzie mu służyła do zaspokajania potrzeb seksualnych. Tę oto lalkę nazywa Pinokią.

Nie byłoby może w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że następnego ranka po wykorzystaniu drewnianej „zabawki” Pinokia ożywa, nazywa Galipetta swoim tatusiem, a że nieopatrznie robi to przy przybyłych do staruszka oficerach policji, dochodzi do nieporozumienia. Mundurowi, słysząc, że naga kobieta spacerująca po izbie nazywa Galipetta tatusiem i w dwuznaczny sposób się do niego przytula, stwierdzają, że stary to deprawator nieletnich, wykorzystujący seksualnie swoją córkę, najgorszy zboczeniec, i… zostaje za to aresztowany, a Pinokia rozpoczyna całą serię swoich przygód w wielkim świecie.

18237889_1364136840318297_3735684488730152700_o

Obraz pochodzi z profilu Taurus Media na FB

Pinokia, która nie ma pojęcia o wielkim świecie, spotyka na swojej drodze mnóstwo różnych męskich (i nie tylko) osobowości, a oni ‒ widząc, jak bardzo jest naiwna i jednocześnie prawie cały czas roznegliżowana (nawet zarzucony na siebie zielony płaszcz ma cały czas rozchylony, aby widzowie mogli podziwiać jej krągłe kształty wyrzeźbione przez Galipetta), wykorzystują ją seksualnie. A to dziewczyna zostaje zmuszona do seksu oralnego w celi więziennej, a to trafia do wielkiej posiadłości, gdzie pod pozorem dopasowania ubrania trafia do łóżka jednej z tamtejszych dam, jeszcze później zaczyna zarabiać, tańcząc nago i zabawiając gości.

Tak jak w oryginale, również i tutaj Pinokia trafia na złych ludzi (w dziele Collodiego byli to Lis i Kot), którzy wykorzystują ją w celach zarobkowych, wożą ją od miejsca do miejsca, gdzie obnaża się za pieniądze ku uciesze męskiej publiki. Jest też oczywiście scena z wielorybem (tutaj łodzią podwodną).

Jak można wywnioskować, historia jest dosyć luźną adaptacją dzieła literackiego, oddaje jednak mocno jego ducha. Nie spodziewajmy się tutaj jakichś dramatycznych zwrotów akcji, bo nie o to chodzi. Kolejne sceny mają pokazać urodę i ciało Pinokii na różnych etapach roznegliżowania, ale jednocześnie próbują przemycać pewne prawdy uniwersalne o dzisiejszym świecie.

Obraz pochodzi z profilu Taurus Media na FB

Obraz pochodzi z profilu Taurus Media na FB

Od strony technicznej rysunki są wyraźne, a kolory stonowane. Bardzo przypominają niektóre części Thorgala, czyli nawet nie znając kraju pochodzenia rysownika, widzimy, że to po prostu komiks europejski. Teksty są przetłumaczone dobrze (porównując do fanowskiego tłumaczenia z lat 2000., które miałem okazję wcześniej czytać) i właściwie oddają ducha tej opowieści.

Polskie wydanie to kolorowy komiks w oprawie twardej na kredowym papierze, niezbyt gruby, ale i sama opowieść jest dość krótka, bo to jedynie nieco ponad 50 stron. Rozmiarem przypomina kartkę A4.

Czy polecam? Mam duży sentyment do tej opowieści i z pewnością waży to na mojej opinii. Komiks jest przyzwoity, mimo swoich nieprzyzwoitych treści. Opowieść nie jest bardzo porywająca, ale w zupełności potrafi zaciekawić, a co najważniejsze ‒ nie znuży nas, gdyż jest po prostu krótka. Cena okładkowa to 45 zł. Dostajemy w niej twardą oprawę i porządne wydanie, jednak jeśli spoglądając na pozycję poprzez stosunek ceny do liczby stron, to jest to sporo. Aczkolwiek w sklepie samego wydawnictwa automatycznie dostaniemy 25 proc. zniżki, a w niektórych księgarskich dyskontach nawet więcej, więc nie powinien to być poważny problem.

Dziękujemy wydawnictwu za egzemplarz do recenzji.

 Michał „Emjoot” Jankowski

Tytuł oryginalny: „Pinocchia”
Wydawca oryginalny: Albin Michel
Rok wydania oryginału: 1995
Liczba stron: 52
Format: 215 x 290 mm
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolor
ISBN-13: 9788365465023
Wydanie: I