Spider-Man: Homecoming jest najlepszym filmem o Spider-Manie, jednym z lepszych filmów kinowego uniwersum Marvela i jednym z najlepszych filmów o superbohaterach w ogóle. Jestem gotów stanąć na ubitej ziemi i wytłumaczyć to dokładnie każdemu kto się nie zgadza bo jeśli ta recenzja nie pomoże znaczy, że jesteście odporni na racjonalne argumenty i pozostaje już tylko przemoc. Bo wszystkim fanom musi się podobać to samo i nie mają prawa do własnego zdania. Co jest napisane na <tu wstaw dowolną stronę-agregat ocen z recenzji lub opinię w grupie na Facebooku> jest świętością.
Zazwyczaj ostrzegam o spoilerach tylko dlatego, że mi redakcja każe, ale w tym wypadku zdradzam najistotniejszy zwrot fabularny w dalszej części recenzji (7-8 akapitów niżej), więc jeśli nie chcecie sobie popsuć zabawy radzę uważać. (Trailer)
Nastoletnie problemy
Petera Parkera poznaliśmy w Wojnie Bohaterów gdzie miał swoje fenomenalne 5 minut, które zresztą w Spider-Man: Homecoming zostaje przypomniane z jego perspektywy za pomocą filmiku nakręconego przez samego bohatera telefonem. Dość ciekawy i zabawny zabieg. Jedną z najfajniejszych rzeczy w filmie jest ogromny entuzjazm postaci, która nagle znalazła się w zupełnie innym świecie. Jest zafascynowana tym, że ma moce i nowy, bajerancki kostium od Tony’ego Starka i może śmigać pomiędzy budynkami na swoich sieciach.
Codzienność Petara nie rozpieszcza. W szkole nie jest zbyt lubiany. Podkochuje się w najpiękniejszej dziewczynie w klasie (Liz Allen), ale nie może się zdobyć na odwagę, żeby jej o tym powiedzieć. Typowe problemy nastolatków. Bo to jest film o nastolatkach, dla nastolatków. Nie dla czterdziestoletnich nerdów (chociaż też im się powinien spodobać). Nareszcie. Nastolatki w filmie zachowują się jak nastolatki, mają problemy nastolatków i wyglądają jak nastolatki, a nie jak pięćdziesięcioletni Tobey McGuire i Kirsten Dunst udający nastolatków.
Z ogromną mocą…
Esencją Spider-Mana jest właśnie to, że nagle niezbyt popularny nastolatek zyskuje ogromną moc i związaną z tym odpowiedzialność. Zostaje to zachowane, chociaż w tym filmie, na szczęście ominięto genezę i wujka Bena, poza wtrąceniem cioci May, że boi się o Petera po tym wszystkim co się ostatnio działo (co może sugerować los wujka Bena, ale równie dobrze może być odniesieniem do ogólnych wydarzeń raz po raz pustoszących Nowy Jork). Równie ważne jest to, że odpowiedzialność płynąca z roli jaką wyznaczył Parkerowi los często go przerasta. Jest tylko dzieciakiem, który musi nagle zmagać się z rzeczami na które nikt i nic go nie przygotowało. Jeśli to nie jest istotą okresu dojrzewania to nie wiem co nią jest.
Peter próbuje więc sprostać wyzwaniom jakie rzuca mu życie i raz mu to wychodzi, a raz nie, ale zawsze próbuje z całych sił przezwyciężyć swoje słabości i to sprawia, że jest wielki. Jedną z lepszych scen w filmie jest ta, gdy bohater leży bliski śmierci czy poddania się, przywalony przez tony gruzu. Właśnie zebrał srogi łomot od Sępa. Nie może się poruszyć, miota się bezskutecznie, krzyczy o pomoc i w jego głosie słychać, że jest przerażony. Zdał sobie sprawę, że to już nie jest pomaganie staruszkom i łapanie złodziei rowerów. Shit just got real. Nadludzkim wysiłkiem udaje mu się wydostać i walczyć dalej bo taki właśnie jest Spider-Man. Nie poddaje się pomimo przytłaczającej siły oponentów i własnych słabości. Przy okazji jest to nawiązanie do jednej z bardziej emocjonujących i pamiętnych scen z Amazing Spider-Man #33.
Nawałnica problemów
Dorastanie, próba pogodzenia wielu aspektów jego życia, walka z przerastającymi go przeciwnościami losu jest podstawą postaci Człowieka Pająka i Petera Parkera. To, co mi zawsze podobało się w komiksach o Spider-Manie to nieustanny pęd. Z jednej strony Parker czuje potrzebę walki ze złoczyńcami, ale musi też ukrywać swą tożsamość przed znajomymi i ciocią May, jakoś funkcjonować w szkole, mieć namiastkę życia towarzyskiego, a w komiksach dochodzi jeszcze do tego praca dla J. J. Jamesona, który potrzebuje zdjęć Spider-Mana na wczoraj.
Peter żyje w szalonym tempie, często walczy z kilkoma złoczyńcami na raz, po drodze łapiąc przypadkowego rabusia w parku. Nie zawsze udaje mu się wszystkie części życia pogodzić ze sobą. Często musi dokonywać wyborów i największych poświęceń, żeby pokonać oponentów. Nie inaczej jest w Spider-Man: Homecoming. Bardzo dużo się w nim dzieje i to chyba pierwszy film o Spider-Manie, któremu udało się uchwycić tryb życia Parkera. W Spider-Man 3 próbowano to oddać, wprowadzając trzech złoczyńców, ale było w nim znacznie więcej rzeczy, które nie wyszło.
Lokalne problemy
Starcie z Sępem nie jest też jakąś globalną rozgrywką o losy świata. Działalność Spider-Mana zamyka się na kilku przecznicach Queens i ochronie ulubionego sklepu z kanapkami (co niezbyt mu wychodzi…). Adrian Toomes produkuje broń, którą sprzedaje potem złoczyńcom, a którzy potem zagrażają ludziom, których Peter zna, lubi i widuje na ulicy. Ma ku temu uzasadnioną motywację, która sprawia, że nie jest tylko jednowymiarowym złoczyńcą zajmującym się czynieniem zła dla samego złoczynienia.
Jako podwykonawca został wyrugowany z kontraktu polegającego na sprzątaniu Nowego Jorku po bataliach Avengers, przez rząd i firmę Damage Control Tony’ego Starka. Pomimo tego, że zaciągnął kredyty pod kątem tego ogromnego zlecenia, zatrudnia ludzi i ma rodzinę, którą musi utrzymać. Można się z tym identyfikować, współczuć mu i próbować zrozumieć. Zwłaszcza, że w Stanach rządzi obecnie prezydent, który postawił swój wieżowiec w dużej mierze rękami nielegalnie zatrudnianych polskich pracowników i podwykonawców, z których wielu nie doczekało się zapłaty za swoją pracę (czym Donald Trump szczyci się w jednej ze swoich książek i/lub kilku publicznych wypowiedziach).
Nagły zwrot
Sprawia to, że zarówno Sęp, jak i Tony Stark stają się bardziej ambiwalentnymi, a co za tym idzie ciekawszymi, postaciami. Michael Keaton jest chyba najjaśniejszą gwiazdą filmu. Zwłaszcza po (SUPER SPOILER)…
…tym gdy dowiadujemy się, że jest ojcem Liz. Parkerowi udało się przełamać i zaprosić ukochaną na potańcówkę z okazji zjazdu absolwentów. Stroi się, podjeżdża pod jej dom, a drzwi otwiera mu Sęp. Bardzo ciężko mnie zaskoczyć bo oglądam zdecydowanie za dużo filmów i jednak wszystkie fabuły już zostały opowiedziane, a wszystkie niespodziewane zwroty są spodziewane. W Homecoming wyszło to znakomicie. Całkowite zaskoczenie. Zapewne jest to po części zasługą różnicy rasowej pomiędzy bohaterami. Nasze mózgi są kulturowo zaprogramowane, żeby myśleć, że raczej biali trzymają się z białymi, a czarni z czarnymi. Mieszane małżeństwo, oczywiście nie jest niczym nadzwyczajnym. Zwłaszcza w kosmopolitycznym Nowym Jorku i raczej nie powinno nikogo dziwić, ale pomogło ukryć ten zwrot akcji.
Następująca po nim scena w samochodzie jest chyba najlepszą w filmie. Peter od początku wie, że ojciec Liz jest Sępem i podobnie jak widzowie jest w szoku. Ten drugi powoli zaczyna składać informacje do kupy i gdy dojeżdżają do szkoły już obaj wiedzą o swoich sekretnych tożsamościach i odbywają „męską rozmowę”. Nie jest to może Al Pacino i Robert De Niro w Gorączce Michaela Manna, ale Keaton potwierdza swoją klasę. Widać, że przyłożył się do roli, którą mógł po prostu odbębnić i skoncentrować się na liczeniu kasy.
Świetna komedia
Tom Holland jest uroczy w swojej niepewności jako Peter i nieporadności jako superbohater. Jest przez to dużo bardziej ludzkim bohaterem niż inni. Nawet pozostali bohaterowie Marvela, którzy nie są nieomylni, raczej nie zaliczają tak wielu zabawnych wpadek i nie popełniają takich błędów. Są zbyt doświadczeni w superbohaterskich zmaganiach. Peter Parker jest nowicjuszem, improwizuje, uczy się i z każdą potyczką radzi sobie lepiej, a braki nadrabia entuzjazmem. Spider-Man zawsze miał zacięcie komediowe (i tego brakowało mi chwilami w poprzednich ekranizacjach) i świetnie się sprawdza w tej konwencji. Homecoming jest bardzo zabawne. Wydaje mi się, że lekki klimat filmów Marvela najlepiej sprawdza się właśnie w Spider-Manie, a w niektórych innych filmach tego uniwersum można by trochę przystopować z zabawnymi ripostami czy docinkami.
W filmie jest bardzo mało Tony’ego Starka co bardzo mnie cieszy. W trailerze było go pełno, ale pewnie po to, żeby zachęcić więcej ludzi do obejrzenia filmu. Odgrywa postać mentora, figury ojca, która pozornie nieobecna, ale jednak ma ogromny wpływ na życie Petera. To jemu chłopak chce się przypodobać i zyskać jego uznanie oraz szacunek. Niewiele jest też powiązań z innymi filmami i zapowiedzi kolejnych. Jeśli występują to organicznie wynikają z opowiadanej historii. Pewne rzeczy i postacie zostają zasygnalizowane. Mogą zostać wykorzystane w kolejnym filmie, ale nie są to bardzo nachalne nawiązania, którymi widz zostaje uderzony w twarz. Na krótko pojawia się Mac Gargan (komiksowy Scorpion). Niewielką rolę ma Donald Glover, który gra Aarona Davisa, komiksowego Prowlera, wujka Milesa Moralesa. W zapowiedzianej kontynuacji będzie z czego korzystać.
Ogromne emocje
Może odbieram film zbyt emocjonalnie, tak jak X-men: Apocalypse, ale po prostu bardzo mi się podobał. Wśród filmów superbohaterskich, które są coraz mniej pamiętne i ginące gdzieś w ich nawale to coraz rzadsze. Może to dlatego, że Spider-Man był od zawsze moim ulubionym bohaterem. Pierwszy komiks superbohaterski jaki czytałem opowiadał o jego starciu z Sępem (Amazing Spider-Man 6/90). To pewnie ma jakiś udział w moim odbiorze tego filmu. Podtrzymuję jednak opinię z pierwszego akapitu. Bo to nie tylko subiektywnie, ale, w przeciwieństwie do wspomnianych wyżej X-men również obiektywnie bardzo dobry film.
Emocjonujący, potrafiący zaskoczyć. Dobrze zagrany. Nakręcony na podstawie bardzo dobrego scenariusza, którego twórcy zrozumieli to co stanowi o popularności Petera Parkera i Spider-Mana. Zwłaszcza to, że większość jego przeciwników to często tragiczne, ambiwalentne postacie. Jedynym poważniejszym mankamentem były niedoświetlone sceny walki Sępa i Człowieka Pająka, w których momentami nic nie widać. Bawiłem się świetnie, w weekend sprawdzę jak wypada w trójwymiarze i w przeciwieństwie do wielu innych filmów o superbohaterach zamierzam do niego wielokrotnie wracać.
Rozumiem, że może się nie spodobać tym, którzy oczekują, że Peter będzie reporterem sypiającym z najgorętszą rudowłosą supermodelką w Nowym Jorku, a Spider-Man mrocznym mścicielem w czarnym kostiumie, który rzuca czołgami. Komiksy McFarlane’a, Larsena i Ostatnie łowy Kravena (najbardziej przeceniany komiks wszech czasów) jednak w dużej mierze ukształtowały poglądy polskich fanów na tę postać. Sądzę jednak, że powstało już wystarczająco dużo filmów o Batmanie i Iron Manie, które pokazują spełnienie snów o potędze, pieniądzach i pięknych kobietach. Warto wejść w inną, moim zdaniem ciekawszą, interpretację Spider-Mana. Zwłaszcza, że w przeciwieństwie do poprzednich iteracji udało się dobrze uchwycić zarówno postać Petera, jak i Spider-Mana.
Konrad Dębowski