Opowieści postapokaliptyczne przeżywają czas olbrzymiej popularności. Głównie za sprawą gatunku zombie, ale także w innych historiach science fiction da się zauważyć daleko posunięty pesymizm w kwestiach przyszłości Ziemi i gatunku ludzkiego. Ciężko powiedzieć, czy to jakiś ogólny kryzys spowodowany wydarzeniami w światowej polityce, czy też może głęboko utajona chęć powrotu do czasów, gdy życie było znacznie mniej skomplikowane.
Komiks Śledzińskiego i Kurasińskiego wpisuje się w ten nurt. Powodem załamania się porządku świata były ataki terrorystyczne przypominające zdarzenia z 11 września 2001 r., ale dokonane przy użyciu tzw. „brudnych bomb” (wypełnionych radioaktywnym materiałem), oraz późniejszy masowy pomór pszczół, który, według jednego z bohaterów, został prawdopodobnie spowodowany genetycznie modyfikowanymi roślinami i chemikaliami. Wpisywałoby się to idealnie we współczesne nam powody do obaw o jutro.
Człowiek jako gatunek jest zdolny do przystosowania się do prawie każdych warunków na Ziemi. Pomimo kryzysu ludzkość przetrwała. Ludzie zorganizowali się w niewielkich społecznościach. Członkami jednej z nich, zwanej Hope, są główni bohaterowie Reuben i Elvis. Poznajemy ich jako małych, rozbrykanych żartownisiów, jeszcze przed wspomnianymi kataklizmami. Pomimo upadku cywilizacji udało im się wyrosnąć na równie zawadiackich młodzieńców. Dużą część pierwszego tomu stanowi zawiązanie akcji. Poznajemy świat i charaktery bohaterów. Elvis zdaje się być bardziej zainteresowany losami społeczności i współpracuje z Brandonem – przywódcą osady, a Reuben jest bardziej wyluzowany, to wolna dusza, która za bardzo nie przejmuje się zasadami.
W trakcie jednego z rajdów do pobliskiej bazy szybowcowej czeka ich seria dziwnych spotkań. Starzec wygłaszający enigmatyczne kwestie pod spróchniałym drzewem. Kanibale mutanci. Ożywiony kamienny potwór. Wreszcie lądują u niejakiego pana Iluzji. To co najbardziej mi się podoba w tych wszystkich postaciach, to ich projekty. Każdy jest specyficzny i po jego wyglądzie i kilku kwestiach możemy się domyślać jego losów czy charakteru. Nie podobało mi się jedynie spotkanie z tzw. melonikiem. To postapokaliptyczna wersja agenta ubezpieczeniowo-inwestycyjnego, który nawet po zagładzie nęka mieszkańców pustyni. Reszta komiksu była pisana raczej na serio, a to był wtręt w zupełnie innym klimacie, który nie przystawał nijak do świata przedstawionego.
„Jesień” jest ciekawym początkiem nowej serii. To raczej typowa opowieść o czasach po zagładzie cywilizacji, ale zawierająca zaczątki kilku ciekawych pomysłów i zaludniona interesującymi, nietuzinkowymi postaciami. Gdy zaczynałem pisać recenzję tego komiksu (jakoś niedługo po sukcesie zbiórki społecznościowej na wydanie komiksu – będzie już ze 2 lata), chciałem ją zakończyć, pisząc, że z nadzieją, ale i niepokojem wyczekuję kolejnych tomów, bo już zbyt wiele ciekawie zapowiadających się serii nie doczekało tomu numer dwa. Jak na razie sprawa kolejnej odsłony „Strange Years” ucichła. Śledziu jest zajęty pracą nad filmami animowanymi i ma mniej czasu na komiksy, ale na ostatnich spotkaniach zarzekał się, że prace nad kolejnymi częściami „Na szybko spisane” i „Strange Years – Wiosna” dalej się toczą. Mam nadzieję, że się w końcu doczekamy, bo chętnie przeczytam, jak rozwinie się ta historia.
Konrad Dębowski
Dziękujemy wydawnictwu za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Tytuł: „Strange Years – Wiosna”
Scenariusz: Michał Śledziński
Rysunki: Michał Śledziński
Pomysł serii: Artur Kurasiński
Wydawca: Kultura Gniewu
Data polskiego wydania: 2015
Objętość: 52 strony
Format: 210 x 297 mm
Oprawa: miękka
Druk: kolorowy
Cena okładkowa: 39,90 złotych