Czy istnieje bardziej uwielbiany na całym świecie sport niż piłka nożna? Niezależnie od szerokości geograficznej wszędzie można znaleźć fanów poczciwego futbolu, którzy z zapartym tchem śledzić będą nawet najmniej istotne mecze, obstawiać zakłady sportowe, a przede wszystkim zdzierać gardła na trybunach, zagrzewając swoją ukochaną drużynę do boju śpiewem i skandowaniem, niekiedy także chłoszcząc przeciwników ostrym a obelżywym słowem.

Piłka nożna ma też swoją mroczną stronę, w której zasady sportowej rywalizacji odsłaniają zupełnie inne, wynaturzone oblicze. Oblicze płonących rac, wyrwanych ławek, wybitych zębów i sprzętu sportowego przeznaczonego do kompletnie innych celów. Świat kiboli, stadionowych zadymiarzy, ultrasów, futbolowych chuliganów. Głównych bohaterów cyklu „Barras”.

Chociaż rynek komiksowy w Polsce od lat oferował czytelnikom perełki z rozmaitych stron świata, kraje Ameryki Łacińskiej pozostawały białą plamą na obrazkowej mapie. Wszystko na szczęście zmieniło się wraz z powstaniem Wydawnictwa Mandioca. Niewielka oficyna z miesiąca na miesiąc poczyna sobie coraz śmielej, dostarczając wreszcie do rąk czytelników znad Wisły komiksy rodem z Chile, Brazylii, Urugwaju i Argentyny. Aktualnie największym przedsięwzięciem wydawnictwa jest publikacja zeszytowej serii „Barras” argentyńskiego tatuażysty i rysownika-samouka Emilia Utrery.

Lubię komiksy, w których widać ewolucję autora. Stopniowe dopracowywanie kreski, szukanie nowych rozwiązań graficznych, coraz pewniejsze obchodzenie się z postaciami. I „Barras” jest właśnie takim komiksem. Po dwóch pierwszych zeszytach, które pozostawiły mnie dość obojętnym, dwie najnowsze odsłony to zdecydowanie ogromny krok naprzód. Utrera doskonali nie tylko swój warsztat rysowniczy, nieco niekiedy powściągając grafficiarską nadekspresję, ale przede wszystkim pozwala opowieści na zmianę rytmu. Zamiast dominującego w pierwszych zeszytach chaosu, opartego na błyskawicznych przeskokach akcji z miejsca w miejsce i niepohamowanym zalewie kolejnych scen rodzajowych ze stadionowych burd, otrzymujemy zarysowującą się (powoli, ale wyraźnie!) intrygę piłkarsko-humorystyczno-kryminalno-polityczną. Zamiast łapać za ogon zbyt wiele srok, Utrera z zeszytu na zeszyt rozważniej wybiera sceny warte prezentacji w kadrach i – co ważniejsze ‒ daje im wybrzmieć. Rozwój jest oczywisty, chociaż ciągle widać w scenariuszu autorską zapalczywość, chęć do gwałtownego popchnięcia fabuły.

Na szczęście (i z korzyścią dla serii) przypadków, w których dochodzi ona do głosu, jest zaledwie kilka. Nie mogę zdradzić zawiązującej się intrygi ani pisnąć choćby na temat rozwiązania zagadki znikającej broni palnej (w poprzednim tekście błędnie założyłem, że odpowiedź na pytanie, co się z nią stało, będzie głównym motorem fabuły), powiem zatem tylko tyle, że kryjący się za wszystkim „masterplan” jest zaskakujący i rozbrajająco patetyczny zarazem.

Rysunkowo Utrera zyskuje na dopracowaniu i konsekwencji technicznej. Jego bohaterowie nadal pozostają cudownie żywiołowi, a ich wściekłość i pasja mieszają się z czernią tuszu i wyciekają z każdej strony. Tym razem jednak wszystkie ich wybryki poza funkcją czysto widowiskową zostają mocniej osadzone w strukturze opowieści, narracyjnie umotywowane, a poszczególni kibole otrzymują wyraziście zróżnicowane fizjonomie i mowę rysunkowego ciała.

„Barras” nr 3 i 4 to miła niespodzianka. Z fabularnego bałaganu zaczyna wyłaniać się opowieść, której ciągu dalszego jestem ciekaw. Wypełnione elektryzującym dynamizmem rysunki cieszą oko, a klimat ubogich przedmieść Buenos Aires ze strony na stronę wyczuwa się coraz mocniej. Dobrze dać się czasem tak zaskoczyć.

Za udostępnienie egzemplarzy do recenzji dziękujemy Wydawnictwu Mandioca.

Rafał Kołsut

Wydawnictwo: Mandioca
Tytuł oryginalny: „Barras”
Rok wydania oryginału: 2013
Liczba stron: 24
Format: 205 x 295 mm
Oprawa: miękka
Druk: cz.-b.
Wydanie: I
Cena z okładki: 15 zł