Przypadki zakażeń ludzi wirusem grypy AH1N1 do roku 2009 były niezwykle rzadkie – dochodziło do nich głównie wskutek bezpośredniego kontaktu z zakażonymi osobnikami zwierzęcymi. W okresie od grudnia 2005 roku do lutego 2009 roku w USA w 10 stanach stwierdzono razem jedynie 12 przypadków zakażeń. W czerwcu 8 lat temu świat jednak oszalał i doszło do ogłoszenia pandemii. Dziś wiele środowisk uważa, że epidemia była dziełem koncernów farmaceutycznych, które wykorzystały ją do promocji uniwersalnej szczepionki przeciwko grypie i zwiększenia swoich zysków.

 

Witajcie w 7. tomie „Chew”, komiksu, który w momencie swojej pierwotnej publikacji zrewolucjonizował rynek komiksowy i stanowił aktualny komentarz do sytuacji geopolitycznej na świecie. Tytuł był tak rewelacyjny, świeży i dynamiczny, że zyskał rzesze oddanych fanów. W tym mnie. Jego fabuła opierała się na prostej koncepcji ‒ co by było, gdyby to wszystko było prawdą. Jak wyglądałby świat w krzywym zwierciadle, gdzie realne zagrożenia dnia ówczesnego podkręcono jeszcze bardziej, a wybitne jednostki miały dostęp do niezwykłych umiejętności związanych z jedzeniem. Seria była genialną satyrą polityczną, utrzymaną w lekkim popkulturowym stylu nawiązującym do seriali kryminalnych lat 70. ubiegłego wieku ‒ jak „Starski i Hutch”. Świat pokochał „Chew”. Każdy  bowiem, jak mówił Andy Warhole, ma swoje 15 minut sławy. Nawet jeżeli jesteś tylko komiksowym detektywem, który  wybiera oryginalne posiłki.

Do „Chew” wróciłem po latach. Obserwowałem wydania zeszytowe w Stanach do pewnego momentu, ale potem po prostu przestałem. Seria została zakończona w 2016 roku, dawno po wygaśnięciu paniki i pandemii, która przyczyniła się do jej powstania. W Polsce, pod sztandarem Mucha Comics, została dotąd wydana gdzieś w połowie. Zawsze byłem zadowolony, że właśnie ten komiks trafił na polski rynek, jako tytuł niezwykle autoironiczny, z dużą dozą humoru, poruszający w zaskakujący sposób, często surrealistyczny, trudne i niewyobrażalne tematy. Nie każdemu humor „Chew” może odpowiadać, nie każdy kupi jego dziwaczność albo przekona się do jego wartości intelektualnych, które kryją się pod główną fabułą. Wiem natomiast, że cały świat komiksowy pokochał przygody detektywa-cybopaty. Dzięki temu możemy zobaczyć w warstwie intertekstualnej niezwykłe nawiązania i zapożyczenia, które są wewnętrznym żartem środowiska. Wielu artystów angażuje się w kolejne części serii i „Zgniłe jabłka” nie są wyjątkiem. W siódmym tomie możemy zobaczyć długą listę podziękowań i na kartach komiksu śledzić wpływ kolejnych twórców na tytuł. Tak jak na prawdziwą serię detektywistyczną przystało.

Nie da się ukryć, że wszyscy, którzy związani są w jakiś sposób z komiksem, czują do „Chew” pewnego rodzaju sentyment. Nawet ja, po latach przerwy, powróciłem do tego tytułu pełen nadziei oraz oczekiwań i od razu trafiłem na pogrzeb. Jeżeli, drogi czytelniku, nie wiesz, jak wygląda pogrzeb w serialu kryminalnym, radzę Ci natychmiast wypożyczyć VHS, odtwarzacz i obejrzeć wszystkie topowe produkcje z tego gatunku. To moment, który jest tak alegoryczny, że można ciąć go nożem i sprzedawać na kilogramy. Oto naszemu bohaterowi ginie ‒ tu wstaw odpowiednio: ukochana kobieta, partner, pies ‒ i obserwujesz przemianę. Oto człowiek, który był ciepły, pogodzony ze światem i generalnie dobry, niegroźny, zaczyna twardnieć na naszych oczach. Jego serce zmniejsza się o dwa rozmiary i możesz usłyszeć, jak się kurczy. Klasyka, klasyka. W siódmym tomie „Chew” mamy to wszystko podane na tacy. Kadr za kadrem, panel po panelu widzimy, jak dzieje się popkulturowa magia. Każda kreska, każdy dialog popycha nas wraz z Tonym do przemiany. Naszego bohatera nie motywuje już bowiem poczucie sprawiedliwości, ale chęć zemsty. Oto Brudny Harry komiksu ‒ kolejna doskonała kalka lat 70. i majstersztyk opowieści o twardych glinach. Z tym że musisz pamiętać, „Chew” to seria komediowa i pozostaje wierna swojemu duchowi.

To tak naprawdę największy zarzut w stosunku do serii, do której wróciłem po latach. Nic a nic się nie zmieniła. Na pewnym poziomie jest jak stary przyjaciel, który tkwi w tym samym miejscu, mimo że ty poszedłeś do przodu ze swoim życiem. Tom siódmy pełen jest gagów, nawiązań do popkultury i tego wszystkiego, czym „Chew” podbił serca fanów. I jeżeli w pierwszej chwili odczuwasz radość, że wracasz do czegoś, co już znasz, to dobrze. Jest jednak jedno wielkie „ale”. Tak jak koniec końców, wirus AH1N1 nie wzbudza tak wielkich emocji, tak ta seria z rewolucyjnej stała się tylko wyrobem rzemieślniczym. Wyrobem o niezwykłej wprost jakości, ale niestety powtarzalnym, nieco zużytym i ostatecznie mało ciekawym. Dziś bez znajomości pierwotnego kontekstu ‒ epidemii świńskiej i ptasiej grypy, która wstrząsnęła światem ‒ seria mocno traci. Jest trochę jak zatrzymywanie się w McDonaldzie na hamburgera. „Chew” stał się bezpieczną opcją.

Nie zrozumcie mnie źle, ta seria nadal bawi. Ciągle przygody bohaterów czyta się przyjemnie i z uśmiechem na twarzy, ale brakuje tam tej iskry. Przy każdym komiksie w pewnym momencie zauważamy, że jest on wtórny, szczególnie jeżeli jest to dłuższa seria. Trudno, by z numeru na numer przygody nie wpadały w coraz większą rutynę, a inteligentny odbiorca nie zauważył, że tak naprawdę kolejne albumy mało się od siebie różnią. „Zgniłe jabłka” są zarówno przełomowe, jak i wracają do początków serii. Nie sposób tego nie zauważyć, że Tony odzyskuje swoją pracę, jest przywracany do służby i stare konflikty wybuchają z nową mocą. Problem w tym, że w moim przypadku zobaczyłem nie jak wielki dokonał się progres względem pierwszego numeru, ale jak mało ruszyliśmy z miejsca. I nie chodzi tu o fabułę, ale raczej o to, z czego ta fabuła jest zbudowana. Z jakich elementów twórcy kształtują naszą rozrywkę. I o ile nie ma nic złego w zjedzeniu Big Maca od czasu do czasu, wiemy, że ta firma dawno przestała być synonimem jakości i naszych kulinarnych aspiracji. Mimo to czasem warto wyskoczyć z przyjaciółmi na coś, co sprawia nam wszystkim przyjemność. „Zgniłe jabłka”  nadal wywołują uśmiech na twarzy, nawet jeżeli nie jest to już tak odkrywczy komiks jak kiedyś.

Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Rafał Pośnik

 

„Chew 7. Zgniłe jabłka”

Scenariusz: John Layman

Rysunek: Rob Guillory

Tłumaczenie: Robert Lipski

Wydawnictwo: Mucha Comics

Rok wydania polskiego: 9/2017

Tytuł oryginalny: „Chew: Bad Apples”

Wydawca oryginalny: Image Comics

Rok wydania oryginału: 2013

Liczba stron: 128

Format: 170 x 260 mm

Oprawa: twarda

Papier: kredowy

Druk: kolor

Dystrybucja: księgarnie, internet

ISBN-13: 9788361319955

Wydanie: I

Cena z okładki: 49 zł