Profesor Hugo Strange powraca z formułą wzrostu. Zmienia ona osadzonych w zakładzie Arkham Asylum więźniów w dziesięciometrowe „potwory”, które sieją spustoszenie w Gotham City. Schwytany Batman zostaje poddany temu samemu zabiegowi. Wstrzyknięto mu surowicę, ale udaje mu się uciec. Tworzy antidotum i zamierza powstrzymać Strange’a oraz jego armię. Udaje mu się to za pomocą ognia maszynowego karabinów bat-samolotu. Ostatni z potworów ginie na szczycie wieżowca scena rodem jak z filmu „King Kong” z 1933 roku. Tak właśnie rodzi się historia. Tak powstaje „The Giants of Hugo Strange”.

Co to ma wspólnego z komiksem wydanym przez Egmont w serii DC Deluxe? „Batman. Świt mrocznego Księżyca” jest albumem zbiorczym składającym się z dwóch tytułów: „Batman i Ludzie Potwory” oraz „Batman i Szalony Mnich”. Co go więc łączy z „The Giants of Hugo Strange”? Tak naprawdę nadaje temu albumowi pewien kontekst w ramach historii medium. Pokazuje, że komiksy nie są zawieszone w próżni, i uwypukla ciężką pracę wydawcy nad świadomym budowaniem kształtu serii wydawniczej. „The Giants of Hugo Strange” to klasyka komiksu ‒ pierwotnie te krótkie przygody Mrocznego Rycerza zostały przedstawione światu w „Batman” # 1. Wielokrotnie przedrukowywane, są kamieniem węgielnym i ogromną historyczną spuścizną dla postaci. W tej chwili jest to element mitu, który żyje własnym życiem i jest reinterpretowany przez rzesze twórców ‒ stając się przykładem toposu, archetypu powracającego w kolejnych odsłonach nowych zeszytów. Dla tych, którzy nie wiedzą, topos to termin z dziedziny krytyki literatury współcześnie oznaczający z grubsza powtarzający się motyw lub obraz funkcjonujący w obrębie kultury. Obecnie w sposób prawie nierozerwalny związany jest z archetypami wywodzącymi się z prac Carla Gustava Junga ‒ szwajcarskiego psychiatry, psychologa, naukowca, artysty i malarza – który odpowiada za nasz sposób myślenia o opowieściach, historiach, psychologii czy fizyce kwantowej.

Zawsze ceniłem Egmont, w osobie Tomasza Kołodziejczaka, za świadomość, z jaką kształtował polskiego czytelnika, rynek oraz tak naprawdę zbiór tekstów kultury z dziedziny komiksu dostępny w ramach wydawnictwa, za które jest odpowiedzialny. Dlaczego jest to ważne dla oceny „Batman. Świt mrocznego Księżyca”? To dość skomplikowane ‒ ten komiks gwarantuje nam pewną spójność, ciągłość obrazu Batmana. Dla polskiego czytelnika ta decyzja wydawnicza wpisuje się w szerszą strategię, która rozciąga się na przestrzeni ostatnich prawie 20 lat. Tomasz Kołodziejczak jest  świadomym redaktorem naczelnym całego Klubu Świata Komiksu ‒ serii, która już na samym początku była zakrojona na wielką skalę. „Świt mrocznego Księżyca” jest więc naturalną kontynuacją takich tytułów jak „Rok pierwszy”, czy „Człowiek, który się śmieje”, ukazujących się na naszym rynku. Dodatkowo odnosi się bezpośrednio do historii Mrocznego Rycerza, która przez współczesnego czytelnika jest zapomniana albo całkowicie nieznana. Jest jednak rozpoznawalna na pewnym poziomie, jako powracający motyw w literaturze, kalka kina horrorów klasy B nawiązująca do korzeni gatunku. Co więcej, jest też komiksem, który przygotowuje odbiorców na najnowsze ruchy wydawnicze DC, budując szeroki pomost pomiędzy najnowszymi produkcjami, które lada dzień pojawią się na polskim rynku. Egmont bowiem mocno podkreśla swoją ofensywę związaną z DC Odrodzeniem, gdzie „Świt mrocznego Księżyca” stanowi doskonałe wprowadzenie.

Komiks współcześnie jest rodzajem popkulturowej mitologii, która czerpie z własnych wzorców. W szerszym kontekście jest ona cały czas reinterpretowaną opowieścią opowiadaną na nowo. „Batman: The Giants of Hugo Strange” jest historią z początków tworzenia legendy Mrocznego Rycerza. „Batman: Świt mrocznego Księżyca”, a dokładnie pierwsza z dwóch opowieści tego wydania zbiorczego, czyli: „Batman i Ludzie Potwory”, jest reinterpretacją tej klasycznej historii, jej rozwinięciem stworzonym w 2006 roku. Ten komiks pokazuje wydarzenia opisane w pierwszej połowie XX wieku przez współczesnego artystę o ogromnym dorobku artystycznym ‒ Matta Wagnera. Samo to stanowi wystarczający powód, aby ten album stanowił część kolekcji DC Deluxe. Czerpie z klasycznego dorobku komiksu jako medium, odwołuje się do spuścizny kina i zamyka w ramy historii obrazkowych ponadczasowe dla dzisiejszego odbiorcy treści. To jednak nie wszystko ‒ „BATMAN: Night of the monster men” ‒ album, który jest przykładem współczesnego komiksu mainstreamowego, stanowi bezpośrednie nawiązanie do tych opowieści. To znaczy, że po ponad dekadzie tematy poruszane przez Matta Wagnera nadal są żywe i istotne. Wciąż wpływają na twórców mimo ogromnego tempa rynku i multiplikacji tytułów. W dzisiejszym świecie jest to wartość nie do przecenienia. Zwłaszcza że „Night of the monster men” stanowi, prawie na pewno, przyszłość dla polskiego czytelnika.

Problem w tym, że „Świt mrocznego Księżyca” nie jest w stanie udźwignąć całej tej spuścizny. Odpowiedzialność, jaka spoczywa na barkach tego albumu, jest po prostu zbyt duża. Obie opowieści osadzone są w tych mitycznych czasach, gdzie postać Batmana dopiero się kształtowała ‒ ze wszystkimi nawiązaniami do lat 40. ubiegłego wieku i całej historii tytułu. Artystyczne zabiegi, które starają się oddać ducha tamtych czasów, stały się zbyt klasyczne. Wydawca nie zdecydował się na reprint oryginalnej opowieści. Mogła się ona okazać bowiem zbyt archaiczna ‒ niezrozumiała dla osób, które są fanami tytułu w XXI wieku. Niestety „Batman i Ludzie Potwory” przez swoją wierność oryginałowi nadal jest zbyt naiwny, a przez to nieco śmieszny. Batman przez te wszystkie lata się zmienił. Proste dialogi, nauka rodem z komiksów lat 50. – czyli schyłku Golden Age – nie wystarczą, by porwać czytelnika. Pomimo że druga opowieść albumu, „Batman i Szalony Mnich”, jest wewnętrznie spójna i stanowi doskonałe uzupełnienie dla całości tomu, obarczona jest tymi samymi mankamentami. To sprawia, że ta pozycja w katalogu Egmontu jest przeznaczona przede wszystkim dla konesera. Osoby, która doceni wszystkie zawiłości i nawiązania do ery dawno minionej. Będzie się cieszyć z alegorii, które ocierają się o estetyczne granice kiczu.

Komiks, zanim stał się dziełem kultury aspirującym do miana kultury wysokiej, był typowym przedstawicielem literatury groszowej, z całym dobrodziejstwem inwentarza. Tak więc mamy tutaj odrealnione przedstawienie dość infantylnych, przerysowanych postaci, sprzeczny obraz bohaterów. Wszystko to, z czego dzisiejszy komiks już dawno wyrósł i zostawił za sobą. Nie da się tego nie zauważyć, obserwując sposób budowania narracji czy też przedstawiania satanistycznego kultu nocy.

„Świt mrocznego Księżyca” jest istotnym komiksem. Niestety nie jest najlepszym dziełem Matta Wagnera. Autor jest odpowiedzialny zarówno za warstwę fabularną, jak i stronę wizualną komiksu. Graficznie komiks mocno osadzony jest w najlepszych wzorcach ‒ chociażby takich horrorów jak „Hellboy”  z jego topornym, nieco prymitywnym stylem ‒ i broni się sam. Chociaż może być to zasługa osoby odpowiedzialnej za kolory. Fabuła za to nie broni się już wcale. Naprawdę szkoda, bo Matt Wagner umie doskonale pisać, a jego seria na temat Madam Xandu stanowi kanon komiksu, który należy znać. Tu jego warsztat i doświadczenie okazały się niewystarczające i na tle „Roku pierwszego”, który poprzedza wydarzenia opisane w albumie, oraz „Człowieka, który się śmieje” wypada blado. To komiksy z tej samej półki, a nawet zakwalifikowane do serii Deluxe, ale tamte mogę z czystym sercem polecić każdemu. Tutaj nie zaryzykowałbym tego. Trzeba specyficznego gustu i wysublimowanego smaku, żeby tę pozycję docenić. No, ale na takie komiksy też jest miejsce na naszym rynku. Problem w tym, że wydawcy nas rozpieszczają. Bardzo mało jest pozycji, które są po prostu słabe. W konfrontacji z pozostałymi tytułami na rynku „Świt mrocznego Księżyca” może okazać się niewystarczająco dobry. Co nie znaczy, że nie jest istotny.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

 

Rafał Pośnik

Tytuł: „Batman: Świt mrocznego Księżyca”

Tytuł oryginału: „Dark Moon Rising: Batman and the Monster  Men/Batman and the Mad Monk”

Scenariusz i rysunki: Matt Wagner

Kolory: Dave Stewart

Tłumaczenie z języka angielskiego: Marek Starosta

Posłowie: Kamil Śmiałkowski

Redakcja merytoryczna: Tomasz Sidorkiewicz

Wydawca wersji oryginalnej: DC Comics

Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska

Data publikacji wersji oryginalnej: 23 sierpnia 2006 r. („Batman and the Monster  Men”) i 18 kwietnia 2007 r. („Batman and the Mad Monk”)

Data publikacji wersji polskiej: 21 lutego 2018 r.

Oprawa: twarda z obwolutą

Format: 18 x 27,5 cm

Druk: kolor

Papier: kredowy

Liczba stron: 288

Cena: 99,99 zł