„Gdybym nie był bezwzględny, to już dawno bym nie żył” ‒ mawiał o sobie Philip Marlowe, najsłynniejszy bohater stworzony przez Raymonda Chandlera. Te słowa z powodzeniem mogłyby stać się mottem Tylera Crossa, w którego komiksowych przygodach spotyka się to co najlepsze w czarnym kryminale, spaghetti westernie i widowiskowym kinie akcji.
Kradzież 20 kilogramów czystej heroiny miała być dla Tylera Crossa i jego ludzi zadaniem jednym z wielu. Niebezpiecznym, ale dobrze płatnym. Niestety, w tym przypadku zadziałało prawo Murphy’ego i wszystko, co mogło pójść źle podczas akcji, tak właśnie poszło. W rezultacie Tyler znalazł się na teksańskiej pustyni, mając przy sobie jedynie 20 dolarów, colta i 17 kilogramów heroiny. Kiedy dociera do niewielkiego miasteczka Black Rock, ma nadzieję, że tam właśnie jego kłopoty się skończą. Szybko przekonuje się, że one dopiero się zaczęły.
„Tyler Cross” jest wspólnym dziełem scenarzysty Fabiena Nury’ego i urodzonego w Niemczech, a wykształconego we Francji rysownika tworzącego pod pseudonimem Brüno. Pierwszy z nich jest doskonale znanym u nas współtwórcą serii „Silas Corey”, „Pewnego razu we Francji”, „Jam jest Legion” czy rozpoczętej niedawno przez Taurus Media „Katangi”. Drugi dopiero debiutuje na naszym rynku, ale wierzę, że zagości na nim na dłużej, gdyż „Tyler Cross” to komiks ze wszech miar udany, również od strony graficznej.
„Black Rock”, bo taki tytuł ma pierwszy tom przygód Tylera Crossa, to trzymająca w napięciu opowieść, w której obok dynamicznej akcji znajdziemy intrygujących i rozbudowanych psychologicznie bohaterów, cięte dialogi oraz, co najważniejsze, pokaźną dawkę emocji. Co ciekawe, Nury i Brüno nie pokazują nam nic, czego byśmy już wcześniej nie czytali i nie oglądali. To kolejna historia o samotnym, obdarzonym kwadratową (a jakże) szczęką bohaterze stającym do walki z dużo liczniejszym przeciwnikiem. Postaci, która nie jest kryształowa, ale która ‒ kiedy wymagają tego okoliczności ‒ potrafi stanąć na wysokości zadania i okazać się tym jedynym sprawiedliwym. Tyler Cross to kolejne wcielenie Człowieka Bez Imienia z westernów Sergio Leone, Brudnego Harry’ego czy Parkera, bohatera powieści napisanych przez Donalda E. Westlake’a i zaadaptowanych z powodzeniem dla komiksu przez nieodżałowanego Darwyna Cooke’a.
Co więcej, Nury i Brüno nie unikają skojarzeń z innymi dziełami. Nazwa Black Rock jest bezpośrednim nawiązaniem do głośnego dreszczowca „Czarny dzień w Black Rock” z 1955 roku, którego bohaterem jest weteran II wojny światowej wyjaśniający ponurą tajemnicę mieszkańców zapomnianego przez Boga i ludzi miasteczka. Z kolei w wyglądzie Stelli miłośnicy klasycznego kina dopatrzą się podobieństwa do Jane Mansfield i Kim Novak, wielkich gwiazd Hollywood w latach 50., z których pierwsza była symbolem seksu, a druga stworzyła niezapomnianą kreację w głośnym „Zawrocie głowy” Alfreda Hitchcocka.
Tym, co wyróżnia dzieło Nury’ego i Brüno na tle przywołanych historii, jest rozbudowana warstwa obyczajowa. W tle konfliktu Crossa z gangsterami rozgrywa się dramatyczna historia młodej dziewczyny mającej zostać żoną burmistrza Black Rock oraz jej ojca niepotrafiącego pogodzić się z decyzją córki. Aby wyplątać się z kabały, w jaką się wpakował, bohater będzie musiał opowiedzieć się po jednej ze stron rodzinnego konfliktu.
Scenariusz Nury’ego skonstruowany jest zgodnie z zasadą Hitchcocka, w myśl której przygody Tylera Crossa rozpoczynają się od trzęsienia ziemi, a później napięcie powoli rośnie. Po tym jak misja głównego bohatera kończy się fiaskiem, akcja komiksu nieco zwalnia, a scenariusz bardziej niż na wydarzeniach zaczyna koncentrować się na bohaterach. Kiedy tych ostatnich już nie tylko dobrze poznamy, lecz także się do nich przywiążemy, intryga ponownie rusza z kopyta i nie zwalnia tempa aż do spektakularnego finału, którego nie powstydziłby się agent 007.
Tę trzymającą w napięciu opowieść Brüno przedstawił w cartoonowych i bardzo umownych rysunkach, które zaskakująco dobrze komponują się z mrocznym i pełnym przemocy scenariuszem. W moim przypadku była to miłość od pierwszego wejrzenia, ale zaznaczam, że kreska niemiecko-francuskiego rysownika nie wszystkim musi od razu przypaść do gustu. Niektórych czytelników może razić połączenie brutalnej fabuły z rysunkami przywodzącymi na myśl humorystyczne stripy, ale zapewniam, że w miarę podążania za tą historią zobaczycie, że te dwa „żywioły” doskonale do siebie pasują.
„Tyler Cross” uderza w moje czułe struny. W tym komiksie jest wszystko, co lubię: interesujący bohaterowie, solidny scenariusz, klimat rodem z kina noir i kobieta fatalna. Do niedawna myślałem, że nic nie będzie w stanie utulić mnie w żalu po przedwczesnym zakończeniu komiksowych przygód Parkera. „Tyler Cross” sprawił, że zmieniłem zdanie. Jak dla mnie, dzieło Nury’ego i Brüno jest skazane na sukces. Z niecierpliwością czekam na kolejne części.
Dziękujemy wydawnictwu OMG! Wytwórnia Słowobrazu za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Tytuł: „Tyler Cross: Black Rock”
Tytuł oryginału: „Tyler Cross – Black Rock”
Scenariusz i rysunki: Fabien Nury
Rysunki: Bruno
Tłumaczenie: Jakub Syty
Wydawnictwo: OMG! Wytwórnia Słowobrazu
Data publikacji wersji polskiej: marzec 2018 r.
Oprawa: miękka
Format: 21,5 x 19 cm
Druk: kolor
Papier: kredowy
Liczba stron: 104
Cena: 66,00 zł