ASTERIKS #25 – WIELKI RÓW


Przez pewną galijską osadę przebiega głęboki wąwóz dzielący wieś na dwie części… jak się okazuje, dosłownie i metaforycznie. Mieszkańcy wioski są bowiem skłóceni i rozdarci na dwa fronty: lewy – pod dowództwem Obrotniksa i prawy – którym dowodzi Segregacjoniks. Dwójka wodzów nienawidzi się serdecznie, a jak to w opowieściach tego typu bywa, Fanzyna – córka tego drugiego, kocha się z wzajemnością w Komiksie – synu tego pierwszego. Ponieważ spór wydaje się nie mieć końca, Paskudniks, prawa ręka Segregacjoniksa, postanawia udać się po pomoc do Rzymian z pobliskiego obozu warownego.

Tak się składa, że legioniści przeżywają kryzys wywołany nadmiarem obowiązków, które za starych dobrych czasów (gdy mieli niewolników) były nie do pomyślenia. W celu uniknięciu buntu podwładnych centurion Tuliusz Kumulonimbus postanawia pomóc ujarzmić lewą stronę wioski – w zamian za użyczenie sobie jej mieszkańców do roli parobków. Komiks, odkrywając plany Paskudniksa, postanawia wyruszyć po pomoc do pewnej znanej czytelnikowi osady, gdzie panuje radość i pokój… to jest, do momentu, aż ktoś zrobi wzmiankę o rybach Ahigieniksa!

Przyznam się, że gdy pierwszy raz przeczytałem „Wielki rów” jakieś dziewięć lat temu, wydał mi się on najsłabszym albumem z dotychczasowych. Naturalnie już wtedy byłem świadomy, że był to pierwszy solowy „Asteriks” Uderzo po śmierci Goscinny’ego, jednak pomimo pozytywnego nastawienia nie dało się ukryć, że w kontraście z wcześniejszym tomem (jakim był „Asteriks u Belgów”), który moim skromnym zdaniem jest jednym z najzabawniejszych w serii, wszystko wypadło tu blado. Oczywiście, patrząc na sprawę obiektywnie, nie ma co się dziwić. Goscinny był uważany za jednego z najwybitniejszych francuskich scenarzystów komiksowych, który tworząc „Asteriksa” miał za sobą lata praktyki. Okoliczność, żeby ktoś nowy na dzień dobry utrzymał ten sam poziom, a fani nie odczuli rażącego kontrastu w sposobie opowiadania, byłaby cudem przerastającym nawet magiczne zdolności druida Panoramiksa. I faktycznie – wielu uważa scenariusze Uderzo za ostry spadek poziomu serii; niektórzy nawet idą tak daleko, że przyrównują jego „Asteriksy” do prequeli „Gwiezdnych wojen”), jednak mimo wszystko traktowane są w większości z sympatią, być może nawet ze sporą wyrozumiałością.

Przeczytałem „Wielki rów” po raz pierwszy od bardzo dawna i choć nie da się ukryć, że Uderzo nie miał tego pazura co Goscinny, album prezentuje się o niebo lepiej niż zapamiętałem. To bardzo dobrze spleciona fabuła – z kilkoma sprytnymi pomysłami, całą masą zabawnych żartów słownych i jak zwykle posiadająca znakomite ilustracje. Niestety, „Wielki rów” ma jeden zasadniczy problem, a mianowicie cała opowieść jest chwilami mało „asteriksowata”. Postacie Komiksa i (dziwnie przypominającej Falbalę z „Asteriksa legonisty”) Fanzyny są potraktowane poważnie i bez jakiejkolwiek groteski, przez co wydają się z kompletnie innej bajki. To samo można powiedzieć o postaci Paskudniksa, który dla odmiany jest aż za bardzo karykaturalny w swoim złowieszczym wyglądzie i zachowaniu. By było jeszcze dziwniej, w nowej kolorystyce albumu jego skóra jest… zielona(!?). Wszystko jest tu bardziej baśniowe, moralizatorskie, a nasi bohaterowie są jakby ugrzecznieni. Aluzje do Muru Berlińskiego czy „Romea i Juli” wyszły tak sobie i w sumie konwersacje między rzymskimi legionistami, przeżywającymi tęsknotę za posiadaniem niewolników, wybijają się najbardziej z całego albumu.

Jest też kilka mniejszych zgrzytów w fabule. Jeden z głównych problemów rozwiązuje się przez kompletny zbieg okoliczności, bez większej interwencji Asteriksa czy kogokolwiek z bohaterów, co nie przez wszystkich czytelników jest zawsze mile widziane. Być może to szukanie dziury w całym, ale zawsze gryzła mnie scena, w której grupa postaci zmniejsza się do rozmiarów mrówek pod wpływem wypicia jednej z mikstur druida… a ich ubrania i broń zmniejszają się razem z nimi! Tak, to fantastyczna opowieść, ale to jednak za duży przeskok w logice, jak na moje gusta.

Być może „Wielki rów” był rozgrzewką, której Uderzo potrzebował, by wczuć się w rolę scenarzysty? Ostatecznie jego kolejne albumy są nie tylko o wiele zabawniejsze, ale i wierniej utrzymane w duchu serii. Mimo wszystko komiks sam w sobie nie jest zły – jak mówiłem, czytało się przyjemnie; po prostu nie licząc kilku żartów, brakuje typowej dla serii nutki cynizmu, przez co panuje tu zupełnie inna atmosfera o wiele bardziej przypominająca przygody „Kajka i Kokosza” niż „Asteriksa”. Mam nadzieję, że fanatycy Christy nie odbiorą źle tego przyrównana…

Maciej Kur

Asteriks #25 – Wielki rów
Scenariusz: Albert Uderzo
Rysunki: Albert Uderzo
Wydawca: Egmont
Data wydania: luty 2012 r.
Liczba stron: 48
Format: 215×290 mm
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Druk: kolorowy
Cena: 19,99 zł