Rywalizacja wg Darwina jest jednym z podstawowych motorów napędowych natury. Geny walczą o przetrwanie, mutują, by jak najlepiej przystosować się do otaczającego je środowiska i móc się mnożyć i rozprzestrzeniać. Richard Dawkins rozszerza ten mechanizm na kulturę i memy, które nie są jedynie śmiesznymi obrazkami z Internetu. Tylko nośnikami idei, zachowań i wartości, które zachowują się podobnie jak ich biologiczny pierwowzór.

Rywalizacja fanowska

Ten sam mechanizm funkcjonuje w środowisku kapitalistycznym. Co ciekawe, został opisany przez Adama Smitha prawie wiek przed Darwinem. Firmy działające w realiach konkurencyjnych zmagają się na rynku o ograniczonych zasobach. Współcześnie, gdy za sprawą działań marketingowych następuje silne utożsamienie się klientów z ulubioną marką, ta rywalizacja przenosi się również na nich. Pamiętam wojny PC-towców z Amigowcami. Konsolowców z PC-towcami czy też zwolenników Segi Saturn z fanami PlayStation. Z potyczek zawsze zwycięską ręką wychodziło Nintendo, regularnie dobijając osłabioną konkurencję nowym produktem.

Polaryzacja rynku to dobry mechanizm zwiększający sprzedaż dwóch firm, a marginalizujący konkurencję. Świadomie zastosowała go m.in. Pepsi, ustawiając się w roli największego rywala Coca-Coli. Podobnie jest na rynku komiksu w Stanach Zjednoczonych. Jego historia zawsze jest opowiadana przez pryzmat dwóch największych marek, Marvela i DC. Niedawno na naszym rynku ukazała się książka Reeda Tuckera pod tytułem Mordobicie. Wojna superbohaterów. Marvel kontra DC, która szczególnie zwraca uwagę na ten aspekt historii amerykańskiego komiksu.

Mordobicie. Marvel kontra DC- okładka

Mordobicie. Marvel kontra DC- okładka

Jest to świeża pozycja (wydana w USA w 2017 r.). Autor prezentuje nam zarówno kolaboracje, jak i spięcia na linii Marvel-DC praktycznie od Action Comics #1. Chociaż dokładniejsze byłoby napisanie od Fantastic Four #1, bo przed tym zeszytem Marvel praktycznie się nie liczył na rynku. Aż do 2017 roku, gdy premierę miały najnowsze filmy z bohaterami obu uniwersów (Liga Sprawiedliwości i Kapitan Ameryka: Wojna Bohaterów).

Kolejne opowiedzenie historii komiksu w USA

Bardzo dobrze, że pojawiła się na polskim rynku, bo brakuje na nim pozycji o historii komiksu. Z podobnej literatury dotychczas pojawiła się jedynie Niezwykła historia Marvel Comics Seana Howe’a. Obie pozycje są do siebie bardzo podobne. Napisane są raczej potocznym językiem, przyjazne czytelnikowi. Bardzo dobrze i szybko się je czyta. Ponad 400 stron Mordobicia pochłonąłem w dwa wieczory. Nie jestem jednak przeciętnym czytelnikiem. To bodajże szósta wersja historii amerykańskiego komiksu, którą czytałem. Wiele faktów i ogólnych informacji było mi więc dobrze znanych. Znacznie łatwiej mogłem się odnaleźć w nawale nazwisk, dat i tytułów, bo większość znałem. Wydaje mi się jednak, że ktoś dysponujący podstawową wiedzą o historii komiksu w Stanach Zjednoczonych też poradzi sobie bez problemów.

Książka jest też oparta w dużej mierze na subiektywnie wybranym materiale anegdotycznym. Temu lub tamtemu autorowi zdarzyło się chlapnąć coś w wywiadzie dla jakiegoś fanzinu. O ile przebieg wydarzeń nie został potwierdzony przez kilka osób obecnych na danym spotkaniu, nie ma zbyt wielu możliwości sprawdzenia jego autentyczności. Autor jedynie kilkakrotnie zaznacza, że prawdopodobnie tak nie było, ale krąży taka wersja wydarzeń. Mimo wszystko jednak umieszcza takie kontrowersyjne plotki i pogłoski dla uatrakcyjnienia lektury. Jak pokazują wydarzenia ostatnich lat, w których fakty tracą na znaczeniu względem subiektywnego, emocjonalnego stosunku do nich, nie jest to najrozsądniejsze postępowanie, bo rozpowszechnia potencjalnie nieprawdziwe informacje, które ktoś może uznać za prawdę, jeśli tylko będą pasowały do jego spaczonej wizji rzeczywistości.

Stronniczość

Przykładowo, wieloletni redaktor naczelny Marvela, Jim Shooter, jest powszechnie uważany za złoczyńcę. Apodyktycznego, wymagającego, trudnego we współpracy i od pewnego momentu narzucającego konkretny styl tworzenia komiksów współpracownikom. Jednak to za jego kadencji Marvel dotrzymywał terminów wydań, co wcześniej nie było normą. Wydano takie komiksy jak Uncanny X-Men Jima Claremonta i Johna Byrne’a, Thor Waltera Simonsona, Fantastic Four Johna Byrne’a, Daredevil Franka Millera, Amazing Spider-Man Rogera Sterna, czyli jedne z czołowych dokonań wydawnictwa. To świadczy o jego dobrym doborze pracowników. Wprowadził program tantiem dla twórców (na modłę wprowadzonego wcześniej w DC) oraz imprint Epic, gdzie publikowano komiksy, które pozostawały własnością autorów, więc podejmował też wiele proautorskich działań. Niestety większość współpracowników zapamiętała go jako tyrana.

Sympatie i antypatie autora stają się tym bardziej widoczne, im bliżej współczesności. Nie powinno to dziwić, bo najprawdopodobniej autor wychował się na tych komiksach. Ma więc najsilniejszy emocjonalny stosunek do nich i ich twórców. Niewątpliwie drugim powodem, dla którego tak się dzieje, jest coraz silniejsze zaznaczenie strony biznesowo-korporacyjnej całej branży. Oczywiście ona była istotna od samego początku. Komiksy w latach trzydziestych XX wieku były przecież kolejną modą, na której próbowali zarobić drobni wydawcy o szemranych powiązaniach. Niektórym udało się przetrwać na rynku do dziś. Ekonomika cały czas przewija się gdzieś dalej w tle. Jednak w tej (i innych podobnych pozycjach) czuć melancholijno-sentymentalny stosunek do okresu sprzed przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. To pewnie wynika ze słabszego dostępu do informacji z tamtego okresu oraz mechanizmów pamięci ludzkiej, która często idealizuje wspomnienia z lat młodości.

Nieautoryzowana historia

Najmłodsi wymienieni w książce twórcy mają obecnie około pięćdziesięciu lat. Nie licząc właściwie twórców ze Złotej Ery Komiksu, większość jej bohaterów żyje, a często ma się całkiem nieźle i wciąż pracuje w przemyśle komiksowym. Muszą to robić, bo przez całe życie pracowali na zlecenie, więc nie mają emerytury. Dlatego nie dziwi mnie brak jakichkolwiek grafik czy zdjęć w publikacji. Ich obecność wymagałaby zapewne autoryzacji pozycji przez przedstawione na nich osoby lub właścicieli praw autorskich (czyli dwie tytułowe korporacje). Nie sądzę, żeby obecnie zarządzający Marvelem Ike Perlmutter zgodził się na udostępnienie materiałów autorowi, który przedstawia go jako psychola wygrzebującego ze śmietników dobre spinacze do papieru w imię oszczędności.

Niemożność wykorzystania logotypów, czcionek i podobizn bohaterów wymusza opracowanie własnej szaty graficznej książki. Rozumiem założenia, które stały za wyborem takiej, a nie innej okładki. Popart, raster, wyraziste kolory, pięści symbolizujące starcie, coś w rodzaju dymków i typografia przypominająca komiksowe onomatopeje. Efekt wygląda paskudnie. Wpisuje się w niechlubną tradycję fatalnych okładek książek, których autorzy nie mogli skorzystać z licencjonowanych materiałów.

Nie mogło być inaczej, bo pozycje te zawierają kontrowersyjne informacje. Mogą one nadszarpnąć korporacyjny wizerunek. Zasadą jest, że im potężniejsza firma, z tym mniejszym dystansem i poczuciem humoru jej CEO podchodzi do własnej osoby oraz zarządzanej firmy. Brak grafik wewnątrz książki powoduje, że lektura może być ciężka dla laika. Zamiast opisu przełomowej okładki czy postaci jej pokazanie dałoby znacznie lepszy efekt. Dlatego, jak to zresztą zauważył Łukasz Orbitowski na spotkaniu o książce na Komiksowej Warszawie, warto ją czytać, mając w pobliżu laptopa, i sprawdzać sobie na bieżąco w Google. Wydaje się też coraz więcej klasycznego Marvela i DC (głównie w kolekcjach kioskowych), więc niewielkim kosztem można się zapoznać z co ważniejszymi historiami po polsku, a w ostateczności (również niedrogo) przeczytać w oryginale (cyfrowo lub na papierze).

Tezy autorskie

Tucker Reed forsuje też tezę, że DC Comics zawsze było poważniejszą firmą z tradycjami i ułożonymi panami w garniturach, a Marvel Comics było bardziej młodzieżowe, jak Pepsi. Nawet jeśli nie było to zamierzone, ustawia czytelnika jako kibica Marvela, bo ta firma była na początku na przegranej pozycji. Ta teza trochę się rozjeżdża, gdy dochodzimy do lat osiemdziesiątych.

Brakowało mi też trochę rozszerzenia wątku Image i innych wydawnictw, które pozostawiają autorom prawa do ich postaci i publikacji. To jednak znacząco zmienia dynamikę na rynku i autorzy już nie są skazani na współpracę z dwoma gigantami. Z drugiej strony odchodzi to od głównego tematu książki, czyli starcia gigantów, które wówczas przeniosło się na ekrany kin, i mogłoby nadmiernie wydłużyć i tak sporą (prawie 440 stron litego tekstu) książkę.

Subiektywność i pisanie z tezą nie jest tak do końca wadą. Przede wszystkim oddaje głos twórcom, którzy przez większość historii medium byli lekceważeni. W książce występuje też jakieś napięcie, dynamizm, konflikt. Można się przez to do niej jakoś odnieść i przyjmuje się ją znacznie lepiej niż suche wymienianie faktów. Mam na półce kronikę Marvel Comics. Korzystam z niej jedynie jako źródła encyklopedycznego przy pisaniu artykułów, bo litania dat, liczb i nazwisk nie jest tak porywającą lekturą. Warto jednak pamiętać w trakcie lektury Mordobicia, że na większość przytoczonych informacji można spojrzeć z innej, szerszej perspektywy i nie przyjmować ich bezwarunkowo za pewnik.

Podsumowanie

Pomimo moich uwag to ciekawa pozycja, w którą warto się zaopatrzyć, jeśli jest się poważniej zainteresowanym historią medium i komiksem superbohaterskim. Są lepsze i obiektywniejsze książki dotyczące tego tematu. Mimo tego Mordobicie, podążając wydeptaną przez nie ścieżką, pokazuje jej konkretny aspekt, który, choć pojawia się w innych, to nie tak szczegółowo. Laikom pewnie spodoba się bardziej, jeśli tylko nie odstraszy ich ilość informacji do przyswojenia. Mnie szczególnie podobały się rozdziały 9-11 (Przypadek? Nie sądzę!). Opisują one przemiany w zawartości, w grupie docelowej oraz sposobie dystrybucji komiksów, które się dokonały na przełomie lat 80. i 90. XX wieku. Więc nawet starzy wyjadacze mogą znaleźć trochę nowych informacji lub lepiej usystematyzować już posiadaną wiedzę.

Dziękujemy wydawcy za przekazanie egzemplarza do recenzji.

Konrad Dębowski

Tytuł: „Mordobicie. Wojna superbohaterów. Marvel vs DC”
Tytuł oryginału: „Slugfest: Inside the Epic, 50-year Battle between Marvel and DC
Autor: Reed Tucker
Tłumaczenie: Krzysztof Kurek
Wydawca: Agora
Data polskiego wydania: maj 2018
Wydawca oryginału: Da Capo Press
Data wydania oryginału: październik 2017
Objętość: 448 stron
Format: 140 x 220 mm
Oprawa: twarda
Druk: czarno-biały
Cena okładkowa: 44,99 zł