Komitet Bezpieczeństwa Państwowego był resortem ochrony bezpieczeństwa Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. Pełnił rolę wywiadu w sprawach cywilnych oraz kontrwywiadu dla spraw cywilnych i wojskowych. Stosował inwigilację ludności, zwalczał rzeczywistych i domniemanych przeciwników Komunistycznej Partii Związku Robotników. Należy do epoki dawno minionej.
Jeśli mam być szczery, satyra w wykonaniu Tome & Janry’ego jest dla mnie niezrozumiała. Tak jakby faktycznie nie wytrzymała próby czasu. Wiem, że wydane właśnie w Polsce kolejne przygody Sprycjana i Fantazjusza dziejące się w Moskwie nawiązują do najlepszych tradycji komiksu, ale nie mogę pozbyć się uporczywego wrażenia, że coś poszło wybitnie nie tak. Wszystkie komiksy przygodowe, których pierwowzór można znaleźć w Tintinie, posługują się sprawdzoną formułą. Bohaterowie podróżują i w trakcie swych przygód odkrywamy wraz z nimi nowe, często zadziwiające miejsca. Ten zbiór, „Sprycjan i Fantazjusz w Moskwie”, ukazał się oryginalnie w 1990 roku ‒ na rok przed ostatecznym rozwiązaniem ZSRR, tuż przed załamaniem się systemu, przed upadkiem kolejnego wielkiego imperium. Jestem na tyle stary, by mgliście pamiętać absurdy Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, a mimo to ten album pozostaje dla mnie niezrozumiały. Nie wiem, jaki może być dla młodszego czytelnika, trochę boję się nawet o tym pomyśleć.
To nie tak, że album nie śmieszy w ogóle. To nie tak, że formuła zaproponowana w komiksie się nie sprawdza, bo dla wielu tytułów działa ona znakomicie. Jednak sposób, w jaki wprowadza się humor, jest delikatnie konfudujący. Wprawia mnie, dorosłego czytelnika, w zakłopotanie, tak jakbym czytał coś naprawdę wstydliwego. Podejście do jednego z najbardziej opresyjnych systemów jest dla mnie kłopotliwe. Rozumiem, że można śmiać się przez łzy. Rozumiem też humor w dziełach Barei. Tutaj obsadzenie głównych bohaterów w rolach agentów KGB jest dla mnie co najmniej kłopotliwe. Nie zgadzam się na ukazywanie tej organizacji jako niegroźnej. Fajnych chłopaków z sąsiedztwa, którzy zawsze ci pomogą, pozytywnych bohaterów. Tak zupełnie bezrefleksyjnie. Dla mnie ten komiks nadal pozostaje zagadką, mimo że nie jest wybitnie skomplikowany. Stanowi bowiem wprost klasyczną wizualizację podstaw korzeni swojego gatunku. Bohaterowie, awanturnicy zostają porwani przez wir przygód i rzuceni w niezwykle zimny i nieprzyjemny region świata. Do Rosji Sowieckiej. Wszystko za sprawą ogromnej sławy naszych bohaterów i dwójki zuchwałych młodych ludzi z powiązaniami w wywiadzie. Tak, wiem, że mogę być uprzedzony, bo jestem Polakiem, ale to nie powinno mieć znaczenia. Komiks, szczególnie taki jak ten, powinien być rozrywką. Nieskrępowaną zabawą, ale z pewnych tematów nie powinno się żartować albo nie powinno się tego robić bez odpowiedniego wyczucia. Szczególnie jeżeli komiks jest przeznaczony nie tylko dla dorosłych, ale i dzieci. Tutaj tego wyczucia nie ma, zabrakło go. Agenci KGB są raczej fajtłapowaci i aż chce się im pomóc. Według mnie mimo wszystkich zasług duetu Tome & Janry dla medium, nie udało im się stworzyć komiksu, który z czystym sumieniem dałbym najmłodszemu odbiorcy.
Żarty z przywar narodu rosyjskiego zdają się być niezwykle trafne i w pewien sposób urocze. To jak rzewnie wylewa się łzy, a każdemu smutnemu wydarzeniu towarzyszy gra na skrzypcach, ma ukazywać rozdarcie rosyjskiej duszy. Tutaj duet robi to doskonale, ale większość pozostałych żartów jest po prostu prostacka, nie niesie ze sobą żadnych pozytywnych treści. Gorzej jeżeli w ten uroczy sposób przedstawiamy KGB. Szczególnie w odniesieniu do tego, że dzisiaj dzieła tego typu są przedstawiane współczesnym odbiorcom bez odpowiedniego kontekstu. Proste banalne historie z kilkoma śmiesznymi żartami sytuacyjnymi takimi jak żarty z zimy, zamarzania silników samochodów czy sobowtórów Lenina oraz obrazem KGB, który wzbudza sympatię. Oto cały komiks. Spodziewałem się czegoś lepszego. Przede wszystkim dlatego, że Służba Bezpieczeństwa czy też Rosja jest w takim samym stopniu bohaterem tej historii co Sprycjan i Fantazjusz. O ile obrazki obnażające niekompetencję tej organizacji mogą być zabawne, to robią coś jeszcze. Czynią z KGB coś, z czym chcemy się utożsamiać. Wszystko to bez pokazania drugiej strony medalu. Hej, możemy się kłócić o polityczną poprawność, brak dystansu, ale temu komiksowi brakuje pewnej warstwy interpretacyjnej dla każdego, kto nie żył w tamtych czasach, a od nich minęło przeszło 30 lat. Powtórzę jeszcze raz. Mimo całej sympatii, jaką darzę tytuł, to historia się nie broni, jest za prosta, zbyt banalna, trywializująca ważny aspekt społeczny komiksu. Możemy śmiać się z pogody w Rosji, możemy oglądać śmieszne obrazki niedźwiedzi prowadzących samochody po ośnieżonych moskiewskich ulicach, ale bądźmy też odpowiedzialni.
Autorzy są konsekwentni i ja taki pozostanę ‒ od zawsze „Sprycjan i Fantazjusz” kojarzył mi się z komiksem dla dzieci. To kolejny tom, gdzie wyraźnie przekazywane są treści, które nie stanowią wzorców godnych naśladowania. Dlatego mogę z pełną swobodą powiedzieć, że nie rozumiem. Nie chcę uczyć najmłodszych, że śmieszne jest niszczenie rzeczy. Nie jest, wandalizm to wandalizm, nawet jeśli jest to mumia Lenina. Nie chcę, by nieodpowiedzialne zachowania były gloryfikowane. Dodatkowo, że wszystko może zostać ci zostać wybaczone, bo jesteś ładny/ładna – tak jak jedna z postaci komiksowych. Być może to nie jest komiks dla dzieci, a nasze hobby nie jest przeznaczone dla innych odbiorców niż 30-latkowie. Dzieci rozumieją ogromnie dużo z przekazywanych treści, uczą się w zatrważającym tempie i chłoną wzorce, które są im przekazywane. Uczą się na swój sposób. Jeśli pokazujemy im w bajkach, które teraz stanowią ogrom programów telewizyjnych, że pewne zachowania są OK, to takie właśnie będą. Po raz kolejny nie zgadzam się, żeby wzorce, które uznawane są za negatywne, były dostarczane w takiej formie.
Formie, która sprawia, że niewłaściwe zachowania stają się obiektem żartów i w ten sposób uznawane są za akceptowalne. Liczę na humor wyższych lotów, mądry żart, który bawiąc, uczy. Dość mam naprawdę zachowań promowanych przez bajki typu Teen Titans Go. Mogę je zaobserwować w sposób masowy u osób do dziesiątego roku życia. Żarty, które opierają się wyłącznie na przemocy, sile fizycznej czy poniżaniu innych, nie są zabawne. Chcę, by komiks był od nich wolny, chcę również, aby komiks był wolny od symboli, które są tam zbędne. Rozumiem, komiks posiada zaszłości historyczne, potrafię wytłumaczyć niewłaściwość stereotypów. Jednak te symbole i zaszłości należałoby współczesnemu odbiorcy wytłumaczyć. Inaczej będzie to tylko zabawna historia, gdzie bohaterowie przeżywają przygody. Z dużą ilością bicia po głowie, bo to głównie robi Nikita w komiksie. Komiks jest pełen dowcipów niezrozumiałych z punktu widzenia dzisiejszego odbiorcy, bo brakuje im kontekstu. To wszystko powiedziałem przy recenzji pierwszego tomu. Tutaj to po prostu powtarzam. Może ja również nie zostałem zrozumiany. Hej, chcę pozytywnego przesłania. Chcę mieć ten komfort, że młody umysł, który sięgnie po komiks, za sprawą mojej recenzji nie nasiąknie jak gąbka czymś, z czym ja czułbym się niekomfortowo. Może dlatego tak bardzo lubię My Little Pony. Na razie „Sprycjan i Fantazjusz” nie spełnia moich oczekiwań. Może przy okazji podróży do Nowego Jorku będzie lepiej. Trzymam za to kciuki.
Dziękujemy wydawnictwu Taurus Media za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Rafał Pośnik
„Sprycjan i Fantazjusz w Moskwie”
Wydawnictwo: Taurus Media
Tytuł oryginalny: „Spirou et Fantasio: Spirou et Fantasio à Moscou”
Wydawca oryginalny: Dupuis
Rok wydania oryginału: 1990
Liczba stron: 48
Format: 215 x 290 mm
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Druk: kolor
Cena z okładki: 38 zł