„Utopianie” to ostatni tom serii poświęconej oryginalnemu składowi X-Men, który został przeniesiony w czasie. W nim mutanci współpracują z drużyną Strażników Galaktyki, by zapobiec kolejnej katastrofie o kosmicznej skali. To nie byłoby złe, gdyby nie fakt, że mamy do czynienia z chaosem, który jest wynikiem polityki wydawniczej Marvela (a także odrobinę Egmontu).
Nie da się czytać tego tomu przygód X-Menów bez wydanego w tym samym czasie tomu Strażników Galaktyki. Oba są ze sobą ściśle powiązane przez wydarzenie Czarny Wir. Rzecz w tym, że polski wydawca podjął decyzję, by go nie publikować. Zamiast tego w tomach obydwu serii dostajemy streszczenie na temat tego, co się wydarzyło w Czarnym Wirze i jak wpłynęło to na obydwie drużyny. W obu przypadkach mamy do czynienia z podobnym schematem ‒ zeszyt przed Czarnym Wirem, dwa zeszyty o tym „evencie” oraz kolejną historię „po”. W przypadku X-Menów de facto dopiero w tym miejscu dostajemy historię odwołującą się do tytułowych Utopian.
Nie wiem, dlaczego Egmont tym razem nie zdecydował się na wydawanie „eventowego” tomu, być może wynika to z faktu, że jest on powiązany także z solową serią Star-Lord i Nova, które u nas wydawane nie są. Być może też poprzednie crossoverowe albumy słabiej się sprzedawały? A może „Czarny Wir” jest historią słabo napisaną? Nie wiemy. Oczywiście mogę sobie gdybać, ale samo streszczenie pozostawia pewien niedosyt, sprawia, że trudno ogarnąć całość wydarzeń, ich sens, relacje bohaterów i przyczyny ich działań. Nie czuć dramatyzmu historii, jej ciężaru.
Wróćmy jednak do X-Menów. Siódmy tom otwiera krótka przygoda pokazująca szkolenie Jean Grey na Mardiporze przez Emmę Frost. Początek bardzo ciekawy. Mała, dobrze napisana przygoda na jeden zeszyt, do tego niezwykle satysfakcjonująca od strony wizualnej ze względu na użyte techniki przywodzące na myśl wykorzystanie farb. Następnie dostajemy zeszyty powiązane wprost z „Czarnym Wirem”, w których kreska jest uproszczona, momentami sprawiająca wrażenie niechlujnej. Przy ostatnich zeszytach wracamy do stylu znanego nam z poprzedniego albumu. Porządna robota, ale wypadająca nieco gorzej przy pieczołowitym pierwszym zeszycie o szkoleniu Jean Grey. Od strony fabularnej pozostawia pewien niedosyt. Bez zdradzania szczegółów fabuły powiem tylko tyle, że wolałbym dostać rozwinięcie pewnych wątków z tej części, bardzo ciekawych, zamiast poprzednich dwóch zeszytów z tego tomu.
„All New X-Men: Utopianie” to album bardzo nierówny. Wyraźnie widać na jego przykładzie problemy, jakie powoduje tworzenie (na siłę) wielkich wydarzeń, które wymagają śledzenia naraz kilku serii, tzw. crossoverów. To sposób, by podbić sprzedaż, co musi działać, skoro obydwa superbohaterskie wydawnictwa wciąż to robią, który jednocześnie odrzuca wielu potencjalnych fanów. Powoduje on bowiem, że nie wiedzą, kiedy i co warto zacząć czytać, ani jak się w tym mętliku odnaleźć. Oby nadchodzące wielkimi krokami „Tajne wojny” wypadły pod tym względem lepiej.
Dziękujemy wydawnictwu za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Wydawnictwo: Egmont
7/2018
Tytuł oryginalny: All-New X-Men Vol. 7: The Utopians
Wydawca oryginalny: Marvel Comics
Rok wydania oryginału: 2016
Liczba stron: 108
Format: 165 x 255 mm
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Papier: kredowy
Druk: kolor
ISBN-13: 9788328126671
Wydanie: I
Cena z okładki: 39,99 zł