Festiwal w Łodzi już za nami. Wszyscy wydawcy zaprezentowali swoje plany na końcówkę roku. Taurus Media nie był gorszy. Premiera jego najciekawszego tytułu, „Shi”, zbiegła się z największym świętem komiksu. Jeżeli czekaliście z niecierpliwością, to nie traćcie ani chwili. „Król-Demon” jest już w sprzedaży.
Pierwszy tom „Shi” wdarł się przebojem na nasz rynek komiksowy – o czym możecie przeczytać tutaj – miał niezwykle mocne wejście. Album poruszał niezwykle istotne i społecznie aktualne tematy. Dodatkowo jego twórcy mieli pomysł, jak w sposób zgrabny i przystępny pokazać genezę problemów w szerszym kontekście historycznym. Oprócz tego, że był to komiks z aspiracjami do bycia ambitnym, to jego oprawa graficzna była po prostu cudowna. Każdy detal, czy to pochodzący z XXI wieku, czy też będący elementem XIX-wiecznej, wiktoriańskiej Anglii, miał swój charakter. Zapadał w pamięć. Do dziś mam przed oczami jak żywe odważne ilustracje przemocy, subtelnej erotyki i brutalności epoki. Król-Demon, jeżeli chodzi o pracę odpowiedzialnego za rysunki José Homsa stoi na najwyższym poziomie, z resztą jest już niestety gorzej.
Drugi album przenosi nas w niedaleką przyszłość tuż po wydarzeniach opisanych w pierwszym tomie. Wprost do XIX wieku. Magicznej epoki królowej Wiktorii. Niestety, już na samym wstępie brakuje tego pomysłu, który poprzednio przykuwał uwagę czytelnika. „Król-Demon” jest diametralnie innym komiksem. Mimo, że opowiada o tych samych realiach i kontynuuje wątki z pierwszego tomu. W warstwie fabularnej nie jest tak zaskakujący, tak odkrywczy i ciekawy. Mamy za to dobrze znane sceny pościgu, płonące domy i niezwykłą scenografię. Przede wszystkim pierwszy tom wyraźniej i mocniej zarysował swoje przesłanie. „Shi” było komiksem o walce z imperializmem. Walce krwawej i bezpardonowej ‒ wszystkimi możliwymi sposobami. Tego tutaj zabrakło. Oczywiście komiks nadal jest brutalny, opatrzony ostrzeżeniem: dozwolony od 18 lat. Dryfuje jednak w kierunku opowieści przygodowej, klasycznej z intrygą polityczną w tle. Intrygą, gdzie świetnie zarysowane bohaterki schodzą na drugi plan. Pierwszy „Shi” był komiksem radykalnym, który trzymał w napięciu i potrafił stworzyć pomost pomiędzy dwiema epokami. Kontynuacji brakuje tej siły. Nie dostrzegam pomysłu, jak ponownie otworzyć most łączący teraźniejszość z przeszłością. Co więcej, ten na wskroś realistyczny, brutalny komiks ucieka się do rozwiązań fabularnych o charakterze fantastycznym. Tworzy przez to niebezpieczny dysonans w swym przesłaniu. Rozwiązania typu deus ex machina osłabiają spójność świata. Mówiąc szczerze, nie tego się spodziewałem. Nie myślałem, że autorzy będą leniwi.
Jak inaczej opisać sięgnięcie do magii Orientu i Azji w sposób tak bezpośredni? Autorzy ocalili bohaterki od pewnej śmierci przy pomocy rzeczywistego demona. Coś co było dla mnie nie do pomyślenia. Element fantastyczny, tak bezpośredni, tak nie na miejscu. Wytrych fabularny. To burzy i niszczy wszystko, co do tej pory zbudowali. Świat „Shi” był realny, prawdziwy, a rany w nim zadane naprawdę bolały. Wszystkie wątki, tak misternie budowane, cała ciężka praca, jaką autorzy włożyli w zbudowanie przepięknych i silnych kobiet, poszła na marne. Tym jednym gestem została przekreślona. On nie był potrzebny, był szkodliwy. Z tytułu ambitnego, z zacięciem powoli nie zostaje nic. „Shi” stało się zwykłym komiksem przygodowym. A nie musi tak być. Oprócz bowiem intryg i spisków, takich jak wątek rysującego się wywiadu i walki o kolonie, mamy miejsce na dużo więcej. Więcej tematów społecznie zaangażowanych, takich jak problem ofiar konfliktów zbrojnych. Problemy współczesnego kapitalizmu. Wolę, by w następnym tomie było więcej obrazów takich jak scena zamykająca album. Dzieci okaleczone przez wojnę powoli wracające do normalności. Przesłanie o charakterze antywojennym jest tu jasne. Nie da się bowiem ukryć, że „Shi” to komiks, który angażuje i zmusza do myślenia. Nie zawsze w grzeczny i przyjemny sposób.
Nadal mam poczucie dyskomfortu, gdy wspominam sceny przemocy wobec kobiet. To autorom udało się zachować. W pierwszym i drugim tomie to właśnie te kadry budzą sprzeciw, niepokój i dyskomfort. Przemoc w rodzinie, przemoc wobec słabszych, wyzysk. To wszystko wywołuje określone odczucia. Uczucia tak silne, że potrzebowałem przerwy. Nagromadzenie na kilku kadrach wyrazistych scen, dialogów oraz ich kontekstu to było dla mnie za dużo. Było to dla mnie zbyt trudne. Spowodowało, że musiałem odłożyć komiks. Czułem się niedobrze. I właśnie tak powinienem się czuć. Tak sztuka powinna na nas oddziaływać. Komiks nie musi być tylko i wyłącznie czystą rozrywką. Nie musi też być grimm darkiem ‒ niczym uniwersum DC. Ma poruszać właściwe struny w momentach, gdy jest to potrzebne. To na pewno mocna strona komiksu. Autorzy potrafią doskonale balansować na krawędzi dobrego smaku. Jeżeli miałbym wybrać moment, w którym ten komiks mnie naprawdę uderzył, powalił z nóg, to byłyby to sceny przemocy. Przemocy zarówno tej oczywistej, jak w momentach gdy mąż bije żonę, jak i tej mniej bezpośredniej. Pełne napięcia kłótnie przy kolacji, obojętność dobrych ludzi, presja psychiczna, której doświadcza odbiorca, jak i wreszcie wulgarne gry słowne. Drobne uszczypliwości, które są jedyną formą protestu, wyrażeniem buntu i determinacji. Takich bohaterów chcę oglądać. Takiego „Shi” oczekuję. Nie potrzebuję tam magii, która rozwiązuje za nas nasze problemy.
Konsekwencja, mądre budowanie wątków, wyrazista – ocierająca się o erotyzm – charakterystyczna oprawa graficzna. To wszystko sprawia, że ten komiks jest istotny. Wart uwagi. Tak jak wtedy, gdy wreszcie dowiadujemy się, jaka jest faktyczna rola wuja jednej z głównych bohaterek. I jak słabym w gruncie rzeczy jest człowiekiem. Gdy zanurzamy się w sekrety, w świat, który ukształtował nasze bohaterki. Świat, który jest tak bliski naszemu, ze wszystkimi jego wadami i odcieniami czerni i czerwieni. Na tyle brutalny i pogrążony w rozpaczy, że osoby szlachetne stają się terrorystami nieprzebierającymi w środkach. Świat tak okrutny, że językiem dialogu jest podkładanie bomb i okaleczanie dzieci w imię większego dobra. Dobra, z którym łatwo nam się utożsamiać, gdyż alternatywa jest naszą codziennością. Takiego komiksu oczekuję, gdy sięgam po „Shi”. Mam nadzieję, że taki album właśnie otrzymam, gdy sięgnę po kolejny tom. Tym razem się nie udało. Nieco zabrakło, by ponownie przeżyć katharsis. Za dużo było wątków komediowych i przygodowych. Za mało brudu, który uczynił naszą rzeczywistość tak rozpaczliwą. Pozostaje nam ponownie czekać na kontynuację historii dwóch kobiet, które wydały wojnę imperium. Ta wojna bowiem nadal przecież trwa.
Dziękujemy wydawnictwu Taurus Media za egzemplarz udostępniony do recenzji.
Rafał Pośnik
Shi: Król-Demon. Tom 2
Wydawnictwo: Taurus Media
9/2018
Tytuł oryginalny: Shi #2: Le Roi Démon
Wydawca oryginalny: Dargaud
Rok wydania oryginału: 2018
Liczba stron: 56
Format: 215 x 290 mm
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolor
Wydanie: I
Cena z okładki: 45 zł