W „Księżycówce” mistrzowie komiksowego kryminału, Brian Azzarello i Eduardo Rosso, zabierają nas w trzymającą w napięciu podróż po Appalachach w okresie amerykańskiej prohibicji. Opowieść przedstawiona w komiksie opublikowanym przez Mucha Comics od razu uderza jak krzepki bimber, nie kryjąc zawartych w niej nadnaturalnych elementów.

Pary autorów, odpowiedzialnej za „100 nabojów”, nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Obydwaj panowie są uznanymi w środowisku twórcami, od lat zaangażowanymi w projekty prowadzone między innymi przez DC, zarówno w jego głównych produkcjach, jak i tych wydawanych w ramach imprintu Vertigo Comics. „Księżycówka” z kolei powstaje pod egidą Image Comics, przez co jest ich pierwszym wspólnym projektem, który tworzą całkowicie według własnej koncepcji artystycznej. Jest to także dla Eduardo Rosso debiut w roli kolorysty dla utworu o takim kalibrze.

Komiks powstawał oryginalnie w formie zeszytowej. Pierwszy album ukazał się dwa lata temu, na początku października 2016, i do dziś kolekcja liczy 12 wydanych odcinków. W formie zintegrowanej wydaną dotychczas historię podzielono na pół i zebrano w dwóch tomach. Z pierwszym z nich mamy właśnie do czynienia.

Akcja rozpoczyna się w mrocznym lesie. Agenci FBI prowadzeni prześwitującym przez gałęzie blaskiem Księżyca wpadają na trop pracowni słynnego w tym górskim regionie bimbrownika. Ich początkowy sukces okazuje się jednak być złudny, bo natychmiast zostają rozszarpani na strzępy przez potężnego wilkołaka. Starcie jest jednostronne, krwawe i szybko rozstrzygnięte, ale ich rozrzucone po okolicy fragmenty posłużą jeszcze fabule. Przenosi się ona do leżącego nieopodal miasteczka Spine Ridge, gdzie zadekował się niejaki Lou Pirlo.

Chociaż będzie on bohaterem tej opowieści, daleko mu do rycerza na białym koniu. Czasy są twarde jak szkło butelki, zwłaszcza dla reprezentującego nowojorską mafię Pirlo. Należy wspomnieć, że w okresie prohibicji nielegalne kluby oferujące alkohol były istną zmorą większości dużych miast ‒ w latach poprzedzających zniesienie zakazu w Nowym Jorku funkcjonowało kilkadziesiąt tysięcy takich lokali. Szef Lou, Joe Masseria, przewodzi jednemu z tamtejszych gangów i wpadł mu w ręce słoik istotnie wartego grzechu bimbru.

Samogon pędzony przez Hirama Holta w lasach Wirginii Zachodniej ma smak i moc zdolne wywrócić do góry nogami cały rynek alkoholowy w „mieście, które nie zasypia”. Pirlo otrzymuje więc rozkaz ‒ udać się na miejsce i złożyć Holtowi propozycję nie do odrzucenia. Zadanie, wydawałoby się, standardowe ‒ pokazać mieszkańcom prowincji perspektywę olbrzymiego zarobku i przygotować się na nadciągającą rzekę nielegalnego etanolu. Niestety Lou nie wie jeszcze, że tym razem mógł nalać sobie więcej, niż będzie w stanie wypić.

Nasz bohater o fryzurze Clarka Kenta, ciętym języku i mocnej fasadzie pewności siebie raczy się dużymi ilościami miejscowego trunku, jednocześnie bezskutecznie szukając kontaktu z bimbrownikiem. A ma coraz mniej czasu. Dni mijają, głos Joe w słuchawce telefonu brzmi coraz bardziej niecierpliwie, a Pirlo wciąż nie ma dobrych wieści. Bez takowych nie ma po co wracać do Nowego Jorku; z kolei sam pobyt w Spine Ridge gwałtownie traci cały urok, gdy rozmowę z Holtem przerywa pojawienie się zakrwawionego chłopaka. Wskazani przez niego martwi agenci FBI, którymi cała rodzina Hirama Holta wydaje się zanadto nie przejmować, dają Lou jasno do zrozumienia, że tym razem gładka mowa i przywołanie autorytetu nowojorskiej mafii mogą się okazać niewystarczające.

Historia przedstawiona w I tomie „Księżycówki” jest prowadzona bardzo żwawo i dynamicznie. Razem z Pirlo czytelnik wpada w wir wydarzeń, nad którymi nikt zdaje się nie mieć kontroli. Na pewno nie pomaga w tym spożywana przez Lou gorzałka (podawana w gustownych słojach) towarzysząca mieszkańcom okolicy na każdym kroku. W obliczu coraz ciaśniejszej pętli zaciskającej się wokół szyi bohatera upojenie wydaje się pozostawać jedyną możliwością złapania przez niego chwili wytchnienia i zapomnienia, zwłaszcza, że nawykły do miasta Lou ewidentnie nie odnajduje się dobrze w małomiasteczkowych realiach.

To poczucie zagubienia jest, jak dla mnie, dobrze wkomponowane w obraz przez autorów. Bohater popełnia błędy, mszczą się na nim jego własne decyzje, jest autentycznie przedstawionym facetem próbującym po prostu utrzymać się na powierzchni wobec przerastającej go sytuacji. Dzięki temu łatwiej o utożsamienie się z jego przygodami i wyborami, co sprawia, że lektura jest wciągająca i przyjemna. Nowe wątki i zdarzenia na każdym kroku ubogacają stworzony przez Azzarello świat. Nie są one czysto utylitarne dla fabuły ‒ każda z postaci ma swoje własne życie, zajęcia, wykazuje wiarygodne reakcje na wydarzenia, niespiesznie uzupełniając Księżycówkę o kolejne krople. A skoro już o kroplach mowa, przejdźmy na chwilę do kropli tuszu umieszczanych przez ilustratora na kartach komiksu.

Wysłannik Miasta Grzechu do skąpanej w księżycowej poświacie zalesionej prowincji został powołany do życia przez Eduardo Risso bardzo przyjemną dla oka kreską. Widać tu wyraźną inspirację dziełami Franka Millera (stworzył on zresztą alternatywną okładkę pierwszego albumu), zarówno w wydźwięku noir samej historii, jak i w pochłaniającej czytelnika wszędobylskiej czerni górskich lasów. Postaci i lokacje są co i rusz skąpane w ciemnościach, często podkreślających bardzo wyraźnie reakcje i stan emocjonalny postaci. Risso wspaniale stosuje kolory do zarysowania całych scen, nadając otoczeniu odpowiednią oprawę i wydźwięk w zależności od konkretnej sytuacji. Zdarzył się moment, w którym dynamika prowadzenia akcji utrudnia zrozumienie przebiegu wydarzeń; nie ma natomiast problemu z szybkim odnalezieniem się w nim ponownie.

„Księżycówka” z pewnością okaże się wybornym koktajlem dla fanów mrocznych motywów, kryminałów, konwencji noir oraz leśnej likantropii. Należy jednak zaznaczyć, że tak jak osiemnastą poprawką do amerykańskiej konstytucji wprowadzono prohibicję, tak i wiek osiemnastu lat jest minimalnym rekomendowanym dla potencjalnego czytelnika. Z racji obecnych w dziele treści o dużej wyrazistości wizualnej ‒ w tym oczywiście spożywania alkoholu w ilościach ewidentnie przekraczających rozsądne dawki ‒ komiks jest opatrzony adnotacją „tylko dla dorosłych”.

Słowem podsumowania: gdy w 1933 roku prezydent Roosevelt podpisywał akt znoszący w Stanach Zjednoczonych prohibicję, wygłosił słynną kwestię „myślę, że to dobry czas, by napić się piwa”. Ja natomiast myślę, że to dobry czas, by posmakować pierwszego tomu „Księżycówki”.

Kacper „Kapa” Syguła

Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Wydawnictwo: Mucha Comics
9/2018
Liczba stron: 152
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolor
ISBN-13: 978-83-65938-23-7
Wydanie: I
Cena z okładki: 65,00 zł