Nadciąga film „Bumblebee”, który ma być miękkim restartem kinowego uniwersum Transformers. Z tej okazji pojawiła się oczywiście nowa linia zabawek, a także kilka publikacji w salonach prasowych. Wśród nich „Transformers Bumblebee: Pozdrowienia z Cybertronu”. Ta czteroczęściowa miniseria, oryginalnie wydana przez IDW Publishing, jest prequelem do najnowszego filmu. Czy warto po nią sięgnąć?

„Transformers Bumblebee: Pozdrowienia z Cybertronu” zostało w Polsce opublikowane przez Edipresse. Wydawnictwo to odpowiada również za wprowadzenie do szerszej dystrybucji „Transformers Bumblebee. Powieść filmowa”, „Transformers Bumblebee. Wielka księga zadań” oraz „Wielka Księga Transformers. Bumblebee”. Wszystko to publikacje skierowane oczywiście raczej do młodszego odbiorcy.

Żółty agent jej królewskiej mości

Komiks także, co widać m.in. po sposobie wydania. Z tyłu, oprócz klasycznej zapowiedzi fabuły, mamy np. informacje, że tomik zawiera „aż cztery superhistorie wprowadzające do filmu” (zapis oryginalny). Na okładce z kolei dostajemy filmowego Bumblebee w bojowej pozie przywołującej skojarzenia ze wschodnimi sztukami walki. Do tego pionowy napis Transformers z dorzuconym białymi literami słowem – komiks. Render polskiej okładki ma inny napis na samym dole niż wersja, która ostatecznie zawitała do kiosków. Znajduje się na nim wcześniej wspomniane hasło, zaś na wydrukowanym widnieje tytuł miniserii.

Dla porównania poniżej alternatywna wersja okładki jednego z zagranicznych wydań. Nie jest ona szczególnie lepsza.

Szkoda, że wydawca, zarówno oryginalny, jak i polski, nie zdecydował się na wykorzystanie którejś z okładek dla poszczególnych zeszytów. Czy też jednej z promocyjnych grafik. Te są znacznie lepsze. Być może stało się tak dlatego, że od razu zdradzają one, o czym jest komiks, co mogłoby nie trafić do młodszego czytelnika. Wprawdzie wprowadzenie do fabuły z tyłu komiksu wprost mówi o tym, kiedy i gdzie toczy się akcja, ale być może wydawnictwo wyszło z założenia, że tego nikt nie będzie czytał. Bowiem, panie i panowie, „Transformers Bumblebee: Pozdrowienia z Cybertronu” to historia szpiegowska, która odwołuje się do klasycznych filmów z Jamesem Bondem. W bardzo wielu aspektach.

Człowiek ze złotym samochodem

Pierwszym oczywistym odwołaniem jest sam tytuł wydania zbiorczego. Co więcej, każdy z czterech zeszytów ma tytuł, który nawiązuje do filmów o Bondzie. Są to:

  • „Człowiek ze złotym samochodem” tu jest prosto, to odwołanie do „Człowieka ze złotym pistoletem”;
  • „W świetle reflektorów” („The Living Headlights”) to odwołanie do „The Living Daylights” („W obliczu śmierci”);
  • „Energon na zawsze” („Energon is forever”) to odwołanie do „Diamonds Are Forever” („Diamenty są wieczne”);
  • „Pozdrowienia z Cybertronu” („From Cybertron with love”) to odwołanie do „From Russia with Love” („Pozdrowienia z Rosji”).

W przynajmniej jednym przypadku odwołanie do konkretnego filmu pojawia się nie tylko w tytule poszczególnego zeszytu, lecz także w jego fabule.

Komiks „Transformers Bumblebee: Pozdrowienia z Cybertronu” osadzony jest w latach 60. na terenie Zjednoczonego Królestwa. Otwiera się klasyczną dla bondowskich filmów sekwencją akcji, w której agent brytyjskiego wywiadu – David Reeve o kodzie Omega Zero – próbuje zinfiltrować tajną bazę tego złego. Walczy z najemnikami w kombinezonach, a na końcu skacze z wysokiego piętra wieżowca z wybuchem w tle. Przed niechybną śmiercią ratuje go jego partner o pseudonimie „Złote Koła”. Kryje się za nim nikt inny, jak dobrze nam znany Bumblebee. Ten dynamiczny początek jest wstępem do opowieści o walce wywiadów. Intrydze, która może doprowadzić do wybuchu wojny nuklearnej. W nią angażują się mieszkańcy Cybertronu, którzy próbują przy okazji zbić własny interes.

W świetle reflektorów

Osadzenie Bumblebee, a także odwiecznego konfliktu Autobotów i Deceptikonów w szpiegowskim scenariuszu jest ciekawym posunięciem. W końcu tym wielkim robotom towarzyszyły dwa słynne hasła: „Robots in disguise” („Roboty w ukryciu”) oraz „More than meets the eye” („Więcej niż na pierwszy rzut oka”), które jasno mówiły, że transformery muszą się ukrywać. Czemu więc nie mogłyby wykonywać szpiegowskich misji?

Transformers: Bumblebee Movie Prequel #2, "The Living Headlights". © 2018 Hasbro, DreamWorks LLC and Paramount Pictures Corporation.

Transformers: Bumblebee Movie Prequel #2, „The Living Headlights”. © 2018 Hasbro, DreamWorks LLC and Paramount Pictures Corporation.

W teorii wszystko to ma sens, jednak w wykonaniu nieco kuleje. Zarówno ten dobry, jak i ci źli, a kilku ich jest, sporo czasu spędzają w trybie robotów. Pal licho, gdyby to były sceny batalistyczne na obrzeżach miast, ale nie. Niemalże pośrodku Londynu wielkie roboty tłuką się aż miło. Te sekwencje są rozrysowane całkiem przejrzyście i dobrze, jednak ciężko mówić o „tajności”, gdy przybysze z Cybertronu nie kryją się ze swoją obecnością. Wszystko jest właśnie w świetle reflektorów.

Energon na zawsze

Może trochę za bardzo się czepiam? Niestety, problem z tym komiksem jest taki, że teoretycznie niczego mu nie brakuje. Jest niezły pomysł, niekonwencjonalne podejście do tematu. Ukłon w stronę innej franczyzy, ba gatunku wręcz, który znany jest m.in. ze sporej dawki akcji i niebanalnych rozwiązań. Okładki poszczególnych zeszytów zapowiadają, że od strony wizualnej będzie nieźle.

Jednak… Jest co najwyżej średnio. Przeciętnie niestety. Po pierwsze, agent David Reeve, partner Bumblebee, sprawia wrażenie bufona. Dosyć oryginalny wybór charakteru dla postaci, która gra jedną z ważniejszych ról. Być może autorzy scenariusza planowali stworzyć taką karykaturę Bonda, pastisz tej najsłynniejszego szpiega, jeśli tak, to im się udało. Nie jest to do końca jasne, czy takie było pierwotne założenie. Chociaż w przekonaniu, że coś w tym jest utwierdza mnie  postać atrakcyjnej agentki Diany Lux, która z kolei nigdy się nie myli. Przegięcie w drugą stronę. 

Do tego, by było prawdziwie szpiegowsko, są walczące ze sobą tajne organizacje wywiadów. Ale nie jakieś tam MI6 czy KGB, tylko P.R.O.G.R.A.M.M.E., E.I.D.O.L.O.N. czy też  B.A.S.E.S.T.A.T.I.O.N. Brawa dla tłumacza, który zgrabnie przełożył polskie rozwinięcia tych skrótowców, ale niewiele to dało, bowiem nazwy te nijak nie zapadają w pamięć.

Transformers: Bumblebee Movie Prequel #3, "Energon Is Forever". © 2018 Hasbro, DreamWorks LLC and Paramount Pictures Corporation.

Transformers: Bumblebee Movie Prequel #3, „Energon Is Forever”.
© 2018 Hasbro, DreamWorks LLC and Paramount Pictures Corporation.

Istotny jest też wątek relacji Bumblebee i jednego z Deceptikonów – Diabli. [uwaga mały spoiler] Kiedyś należała ona do Autobotów, ale jak się szybko okazuje, nie wyznawała ich wartości, ale była szpiegiem przeciwnej frakcji. Bee próbuje przemówić jej do rozsądku, nakłonić, by oprzytomniała. Robi to przy każdym spotkaniu, ale niestety nie posuwa to tej relacji do przodu, aż do pewnego plot twistu, którego nie zdradzę. Nie dość, że staje się to męczące, to jeszcze mam jednak wrażenie, że tych wielokrotnych apeli żółtego Autobota mogłoby równie dobrze nie być. To i tak by się wydarzyło. Chociaż przyznaję, że finałowy zwrot akcji, pokazanie, kto stoi za intrygą rozpisaną na te cztery zeszyty, jednak mnie odrobinę zaskoczył. Niestety tylko odrobinę.

Rysowane nieco na kolanie?

Nie jest najlepiej także od strony wizualnej. Na początku wydaje się, że wszystko jest w porządku. Ot, solidna, nieco zbyt rzemieślnicza robota. Jednak już przy wspomnianej wcześniej akcji z wybuchem i skokiem z wieżowca coś zaczyna zgrzytać. Narracja nie jest spójna, brakuje bowiem informacji. W jednym kadrze agent Reeve widzi bombę, co nie jest swoją drogą takie oczywiste, a w drugim skacze już z budynku, mając wybuch za plecami. Nie było wyraźnego ciągu przyczynowo-skutkowego między jednym a drugim. Bomba ta nie miała żadnego licznika, tego, że był to ładunek wybuchowy, domyśliłem się dopiero po powrocie do poprzedniej sceny ze świadomością, że było „boom” i muszę szukać czegoś, co go spowodowało.

Dlaczego piszę o tym tak szczegółowo? Bowiem takich momentów, gdzie istotny detal gdzieś się gubi, przez co zachwiana jest płynność, dostajemy przynajmniej kilka. Do tego sama kreska momentami kuleje. Być może była to kwestia pośpiechu, by zdążyć przed premierą, ale niekiedy postaci narysowane są niedokładnie, wręcz brzydko czy też… krzywo. Brak detali, jaki się miejscami pojawia, jest szczególnie bolesny w przypadku Transformerów. Chociaż to, jak one zostały przedstawione jest najmocniejszym aspektem rysunków Andrew Griffitha.

Polskie wydanie z błędami

Mój brak przekonania do tej pozycji wynika także z jakości polskiego wydania. Tłumaczenie „nieco” kuleje, zarówno od strony warsztatowej jaki merytorycznej. Na przykad pojawia się takie sformułowanie jak „agenci Deceptikonu”, co nie ma sensu, bo nie ma żadnego „Deceptikonatu”. Są dwie frakcje, Autoboty i Deceptikony, i tyle. Być może wychodzi ze mnie w tym momencie za duży „nerd”, to da się jednak przeboleć. Gorzej, że zobaczyłem jednak coś, czego dawno nie widziałem, jeśli nie nigdy. Na jednej ze stron spod dymków z polskim tłumaczeniem wyłaniają się oryginalne z angielskim tekstem.

Transformers: Bumblebee Movie Prequel #4, "From Cybertron with Love". © 2018 Hasbro, DreamWorks LLC and Paramount Pictures Corporation.

Transformers: Bumblebee Movie Prequel #4, „From Cybertron with Love”.
© 2018 Hasbro, DreamWorks LLC and Paramount Pictures Corporation.

Niestety, pomimo mojej miłości do transformerów, nie mogę z czystym sumieniem polecić „Transformers Bumblebee: Pozdrowienia z Cybertronu”. Świetnie, że komiks można było kupić w kiosku. Jednak całość  rozczarowuje, zwłaszcza że w głównym pomyśle był potencjał na znacznie więcej. Na porządnie zawiązaną intrygę, która miałaby szansę przykuć uwagę. Niestety, mam wrażenie, że ta miniseria została zrobiona po łebkach. Jakby wydawca wyszedł z założenia, że przed kinową premierą wszystko co z Bumblebee się sprzeda. Szkoda, oby film, który póki co dobrze się zapowiada, nie poszedł w jej ślady.

Tytuł: „Bumblebee: Pozdrowienia z Cybertronu”

Scenariusz: John Barber
Rysunki: Andrew Griffitha
Kolor: Priscilla Tramontao
Data premiery: 28.11.2018 r.
Format: 17 x 25 cm
Oprawa: miękka
Papier: offset
Cena: 24,99 zł