Drugi tom „Zielonego Szerszenia” to ostatnia część historii opowiadającej o przygodach kultowego w Stanach Zjednoczonych bohatera, pierwowzoru znanych dzisiaj Batmanów i Supermanów. Scenarzysta znany z legendarnego „Przyjdź Królestwo”, Mark Waid, oddał tym komiksem hołd cenionej postaci. „Narodziny złoczyńcy” tworzą całość z wydanym rok wcześniej tomem „Upadek z wysoka”.
Pełen zwrotów akcji i mroczniejszy od poprzedniej części tom drugi właśnie ukazał się nakładam wydawnictwa Planeta Komiksów. Pozycja ta zdecydowanie wskoczyła na wysokie miejsce na mojej liście ciekawszych komiksów grudnia, bo jest bardzo dobrze dopracowanym kryminałem z podwójnym dnem. „Zielony Szerszeń” to świetna odskocznia od współczesnych komiksów o herosach, choć niepozbawiona wad.
Miłosny list Marka Waida do kultowego amerykańskiego bohatera
Parę słów o samej postaci – szczyt popularności Zielonego Szerszenia to lata 30. i 40. Szerszeń jest postacią, która swój początek miała… w radiu. Na karty komiksu trafiła w 1940 roku.
Za najsłynniejszą wersję bohatera uznaje się postać z serialu telewizyjnego, w którym odtwórcą roli Kato, przyjaciela i pomagiera głównego bohatera, był Bruce Lee. Nie bez powodu za oceanem postacie te uznawane są za pierwowzory współczesnych superbohaterów.
Green Hornet, choć pozbawiony supermocy, wyróżniał się podejściem do walki ze zbrodnią. Bohater sam udaje przestępcę, dzięki czemu może zbliżyć się i pokonać najgorszych bandytów. Niestety przynosi mu to czasem również kłopoty, gdy siły prawa i porządku uznają go za wroga numer jeden. I właśnie z takim problemem mamy do czynienia w „Narodzinach złoczyńcy”. Nie zdradzając za dużo z fabuły, napiszę tylko, że w tej części nasz heros musi zmierzyć się nie tylko z polującymi na niego mordercami, lecz także z systemem prawa całego Chicago.
Wypij piwo, którego sam nawarzyłeś
Podstawowym zarzutem, jaki miałem do części pierwszej („Narodziny złoczyńcy”), była miałkość postaci i płytkość fabuły. Niczego takiego nie ma w tomie drugim, w którym autor wykazał się świetnym wyczuciem dramatu i mroku. Świetnie poprowadzono wątek radzenia sobie z piekłem, które Szerszeń sam stworzył, próbując utrzymać swoją przykrywkę najgroźniejszego bandziora w mieście. Znakomicie pokazano kwestię zaufania do swoich pomocników i konieczność ich chronienia.
Do tego muszę przyznać, że postaci nabrały wyrazistości i charakteru, złoczyńcy bywają autentycznie przerażający, zaś rozwój postaci Szerszenia jest wreszcie autentyczny. Do tego świetna postać kobieca – Cassey, która przypomina Oracle w świecie Batmana. Zdecydowanie tom drugi jest lepiej przygotowany i przemyślany pod względem szczegółów, które tworzą bardzo wciągającą całość. Morderstwa, porwania, szantaże, a do tego masa świetnych scen walki, a nawet romans. Mnie ta mieszanka wciągnęła niczym najlepsze historie gangsterskie o Alu Capone. Napiszę tylko tyle, że Chicago w latach 40. było dość mrocznym i brutalnym miejscem.
Ostro, wyraźnie, Ronilson Freire
Zaryzykuję dość odważną tezę. Rysunki nieznanego za bardzo w Polsce Ronilsona Freire są jednymi z najlepszych, jakie zdarzyło mi się w tym roku widzieć. Stylowo przypominające Alexa Rossa, pełne są dynamizmu i wyrazistości. Twarze postaci rysowane są z ogromną szczegółowością, emocje są czytelne. Do tego rysownik świetnie sobie radzi ze scenami akcji, które w jego wykonaniu wyglądają wręcz wybuchowo. Urzekła mnie ta kreska, bo autor bardzo dba o każdy szczegół, przykłada się do rysowania tła. Do tego z ogromną łatwością operuje cieniami. Jedyny zarzut, jaki mogę postawić, to czasami nadmiar realizmu.Taki styl nie pozostawia wiele wyobraźni czytelnika. W porównaniu z częścią pierwszą widać zdecydowany postęp w szczegółowości i scenach pościgu i walki. Majstersztyk. Rysunki w „Narodzinach złoczyńcy” to cichy bohater tego komiksu.
Podsumowując, bardzo polecam „Zielonego Szerszenia” każdemu, kto lubi dobre kryminały i opowieści superbohaterskie, a przy tym ma już dość Marvela czy DC. Drugi tom jest zdecydowanie lepiej dopracowany rysunkowo i fabularnie w porównaniu z „Upadkiem z wysoka”. Choć wciąż jest to komiks rozrywkowy, to nie jest pozbawiony mroku i głębszych przemyśleń. Co więcej, to zaskakująco dobra pozycja łącząca klasyczną rozróbę typową dla amerykańskiego superhero z klimatem retro i dramatem na całkiem wysokim poziomie.
Dziękujemy wydawnictwu Planeta Komiksów za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Michał Ostrowski
Format: 170 x 260 mm
Liczba stron: 176
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Druk: kolor