Egmont idzie jak burza. Wydaje najpopularniejsze serie ostatnich lat z Marvel Comics, DC czy Dark Horse. Publikuje „klasyki” tych wydawnictw, a także Vertigo. Do tego nowe pozycje europejskie. Przy tym wszystkim wydawnictwo nie zapomina o polskich artystach, także tych dawnych. Tym razem dostaliśmy w nasze ręce „Wehikuł czasu i inne opowieści” Waldemara Andrzejowskiego, którego zna każdy starszy albo bardziej oczytany pasjonat komiksu w Polsce. Młodzi mają okazję zapoznać się z jego twórczością.

Waldemar Andrzejewski jest znany głównie ze swojej działalności ilustratorskiej, jako twórca grafik, plakatów i projektant. Tworzył znaki firmowe, herby miast, banknoty czy też znaczki pocztowe. Jego rozpoznawalne prace zdobiły okładki, a także wnętrza takich książek jak „Gdyby tygrysy jadły Irysy” Wandy Chotomskiej czy też dwóch książek o Królu Maciusiu Janusza Korczaka („Król Maciuś Pierwszy” i „Król Maciuś na wyspie bezludnej”). Komiksy przy tym wszystkim to zaledwie niewielki procent jego działalności. W pełni wydano zaledwie trzy. „Kapitan Nemo” został ukończony, ale nigdy nieopublikowany, a „Hasło Słomot” pozostaje jedynie niedokończonym szkicem.

Z omawianej publikacji czytelnik może dowiedzieć się, że zainteresowanie Andrzejewskiego komiksem to efekt znajomości z Phillipem Druilletem. Poznał go w latach 60. w Paryżu, gdzie wówczas pracował, i to właśnie Francuz miał namówić go, by Polak spróbował swoich sił w nowej dziedzinie sztuki. Pierwszym efektem były adaptacje klasycznych już powieści Herberta Wellsa „Wehikuł czasu” (scenariusz Antoni Wolski) oraz „Wojna światów” (J. Milczarek). Obydwa komiksy ukazały się na łamach magazynu „Alfa”, pierwszy w 1977 r., a drugi rok później. Wśród jego opublikowanej twórczości znajduje się jeszcze „Tam, gdzie słońce zachodzi na seledynowo”. Krótka opowieść, która ukazała się w 11 numerze magazynu „Relax” w 1977 r. Komiks ten przez wielu uznawany jest za najciekawszy, najlepszy, jaki ukazał się na łamach tego kultowego magazynu. O ile nie znając całej zawartości „Relaxu”, nie mogę z całą odpowiedzialnością tak stwierdzić, to naprawdę jest to rzecz zapadająca w pamięć. Ciekawa krótka forma, zaledwie wycinek, która przez swoją epizodyczność i tajemnicę budzi w czytelniku pożądanie poznania całego świata.

Poza „Tam, gdzie słońce zachodzi na seledynowo” tytuły Andrzejewskiego nie wypadają dziś najlepiej. Fabularnie straciły nieco na swej świeżości. Zastosowana w nich narracja nie jest zbyt płynna, niektóre skróty czasowe są zbyt duże, by utrzymać ciekawość czytelnika. Chociaż, to może być oczywiście fakt, że jako czytelnik raczej młody mogę być zbyt przyzwyczajony do obecnych metod narracyjnych. Od strony wizualnej odczucia mam mieszane. Z jednej strony niektóre eksperymenty z kadrowaniem są zachwycające, nawet dziś, po czterech dekadach od premiery. Do tego strony komiksu są fascynująco pokolorowane. Wiele z nich też jest ciekawie skomponowanych. Nie mogę jednak napisać, że rysunki mi się zawsze podobały. Mam problem zwłaszcza z tym, jak Andrzejewski rysował ludzi, ich twarze i sylwetki. Podejrzewam, że niektórzy młodsi czytelnicy mogą mieć podobne odczucia.

Wydanie komiksu stoi na świetnym poziomie. Pełno w nim dodatkowych materiałów w postaci ilustracji Andrzejewskiego, kilku zachowanych szkiców, czy też informacji na temat samego artysty. Warto dodać, że specjalnie na potrzeby wydania Egmont odnowił cyfrowo plansze, tak by w pełni oddać zamiary autora, trzeba pamiętać bowiem, że 40 lat temu nie zawsze było to możliwe. Po prostu wzorzec. 

„Wehikuł czasu i inne opowieści” to prawie sto stron polskiego komiksu, kawał historii. Dla koneserów  to pozycja obowiązkowa. Także dla tych czytelników, których okres ten ominął i chcieliby poznać bliżej polski komiks oraz twórców, którzy są dla niego ważni.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Wydawnictwo: Egmont
3/2018
Liczba stron: 96
Format: 210×290 mm
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolor
ISBN-13: 9788328126114
Wydanie: I
Cena z okładki: 69,99 zł