Mój redakcyjny kolega, Maciej Skrzypczak, stwierdził w recenzji drugiego tomu „Łasucha”, że jest to najlepsza rzecz, jaką czytał w 2018 roku. Konrad Dębowski uznał Lemire’a za jednego z najlepszych scenarzystów komiksu amerykańskiego. Przyszła pora na mnie, kiedy to wydawnictwo Non Stop Comics wypuściło pierwszy tom „Royal City” o tytule „Krewni”. Zanim jednak stanę się kolejnym zachwyconym…
Pierwsza część historii przenosi nas do tytułowego „Royal City”, industrialnego miasta, gdzie na jaw wychodzą traumy rodziny głównego bohatera. Charlie Pike dostaje zawału serca, po tym, jak w radiowym odbiorniku słyszy głos swojego syna – Tommy’ego, młodego księdza, który później towarzyszy jego żonie przy szpitalnym łóżku. Partnera do pijackich przygód jednego z braci. Autora dziennika, który stał się książkowym bestsellerem. Małego chłopca, którym opiekuje się siostra. Widzicie, Tommy jest każdą z tych postaci. To łatwe, gdy się nie żyje.
Wizualna strona „Royal City”
Lemire ma iście filmowy styl prowadzenia narracji. Bez problemu można przenieść kadry z „Royal City” na ekran, nawet nie zmieniając perspektywy. W większości są to standardowo podzielone na stronie rysunki, jednak poszczególne, bardzo minimalistyczne smaczki, nadają im wyjątkowości. Posłużę się przykładem. Jedna z postaci siedzi przy stole, pijąc wino, a pomieszczenie jest mocno przyciemnione. Po wejściu do pokoju drugiego bohatera, następuje rozmowa, trwająca około 2 strony, zmieniająca scenerię na jaśniejszą. Gdy postać znów zostaje sama, widzimy identycznie narysowaną planszę, jak z początku sceny, która jest powrotem do nudnej i mrocznej rzeczywistości. Nie sposób nie wspomnieć o charakterystycznym dla autora, pastelowym sposobie kreślenia opowieści. Lemire zmniejsza poczucie realizmu i używa jasnych barw, jednocześnie tworząc bardzo poważną, mało optymistyczną historię.
Nietypowe podejście do traumy
„Royal City” przedstawiło ciekawą wizję przeżywania traum, szczególnie związanych ze śmiercią bliskiej osoby. Nie idzie drogą znaną z popkultury, gdzie bohaterom zdarza się raz na jakiś czas zobaczyć zjawę bądź usłyszeć głos zmarłego. Tutaj Tommy (zmarły w młodym wieku syn Pike’ów) praktycznie ciągle spotyka się z rodziną. Doradza im, pociesza, zdarza się, że nawet sprowadza na złą drogę. U jednego z braci jest wręcz wsparciem we własnej autodestrukcji.
Niezwykłe prowadzenie narracji
Nie chcę przedwcześnie wyciągać wniosków, zwłaszcza po pierwszym tomie, ale muszę stwierdzić, że prawdopodobnie będzie to jedna z serii, które będę czytać z wypiekami na twarzy. Póki co, to wprowadzenie doskonale zarysowuje motywacje postaci. Znamy ich cele, ambicje, skazy czy błędy przeszłości, a Lemire nie eksponuje tego w „zero-jedynkowy” sposób. Każdy członek rodziny ma coś na sumieniu, z każdym możemy się również utożsamić i prawdziwie współczuć.
Reasumując, nowy komiks Jeffa Lemire’a jest, jak dla mnie, genialny. Podejmuje bardzo delikatny temat, w tym ten, który jest nieco tabu, jakim jest kwestia przeżywania śmierci i żałoby osoby bliskiej. Jednocześnie autor nie próbuje wzbudzić w czytelniku nadmiernego współczucia. Traktuje odbiorcę poważnie, snując powieść, w której każdy z nas jest w stanie odnaleźć bohatera, z którym może się utożsamić. Pisząc to, bałem się, czy nie przesadzam, ale zdecydowanie nie. Tą historią autor „Łasucha” udowadnia po raz kolejny swoją wielkość, wybitność i to, że prostota, zdaje się kluczem do jego sukcesu w branży. Nie można również nie podziękować Bartoszowi Sztyborowi za świetne tłumaczenie, dzięki czemu polskiemu wydaniu nie można nic zarzucić. Polecam każdemu, kto ma ochotę zaangażować się w spokojną, ciężką i mocno angażującą historię, zilustrowaną świetną kreską.
Filip Chrzuszcz
Scenariusz: Jeff Lemire
Rysunki: Jeff Lemire
Tłumaczenie: Bartosz Sztybor
Wydawca: Non Stop Comics
Data wydania: 12.12.2018
Format: 170 x 260mm
Oprawa: miękka
Liczba stron: 160